Poczciwy Daniel Blake. [Recenzja filmu]

Nagrodzony Złotą Palmą w Cannes film „Ja, Daniel Blake” Kena Loacha nie ma w Polsce najlepszych recenzji. Podkreśla się, że polityk Loach po raz kolejny pokonał artystę Loacha, w efekcie czego film jest nachalnie publicystyczny. Może i tak, ale pokazanie kogoś tak naturalnego w swojej dobroci jak tytułowy Daniel Blake, jest  niepodważalną wartością obrazu i usuwa w cień wszystkie jego słabości.

Bohaterami społecznych filmów angielskiego twórcy Kena Loacha są ludzie z najniższych klas, co należy tłumaczyć robotniczym pochodzeniem reżysera.  Loach angażuje do swoich filmów amatorów (rewelacyjny Dave Johns jako Daniel Blake) i pokazuje ich w zderzeniu z kapitalistycznym systemem. Skromne, paradokumentalne środki wyrazu wspierają  autorskie przesłanie. Jeśli kapitalizm jest oparty na pędzie ku luksusowi, to produkcje Loacha pokazują świat klasy robotniczej pozbawiony blichtru i sztuczności wyższych  warstw. Loach w maluczkich odnajduje najcenniejsze  ludzkie elementy.

Daniel Blake jest niezwyczajny w swej pospolitości. Mieszka w bloku, z zawodu jest budowlańcem. Przeszedł zawał i lekarz wysyła go na rentę, co innego do powiedzenia ma natomiast ubezpieczyciel, który każe mu szukać pracy. Robotnik w średnim wieku nie traci poczucia humoru, ale coraz mniej radzi sobie z tą sytuacją, jest zbyt mało odporny na bezduszność urzędniczej machiny. Przy tym jest niedzisiejszy, nie umie nawet obsługiwać komputera, a bez tego nie może się odwołać od decyzji brytyjskiego ZUS-u o odmowie zasiłku. W urzędzie spotyka młodą kobietę wychowującą samotnie dwójkę dzieci, będącą jeszcze w gorszej sytuacji niż on. Blake pomaga jej w tarapatach, naprawia sprzęty, wspiera emocjonalnie. Nić sympatii jest delikatna i szczera. Gdy po raz kolejny organ decydujący odrzuca odwołanie Blake’a, ten w akcie desperacji wymalowuje sprayem napis na ścianie urzędu „Ja, Daniel Blake…”. W ten sposób upomina się o szacunek dla siebie.

Można zadać sobie pytanie, po co oglądać  historię o ludziach nie poukładanych, po co oglądać takie sceny, jak tę, gdy przyjaciółka Daniela Blake’a kradnie w sklepie podpaski z braku pieniędzy? Myślę, że po to, by wybić się z medialnego snu i uświadomić sobie, że życie społeczne nie wiele ma wspólnego z reklamami luksusowych produktów. A po drugie, by przekonać się, że można budować więzi oparte nie na pieniądzach i wzajemnym podziwianiu swoich karier i sukcesów, ale bezinteresowne, oparte na empatii wobec drugiego. Film Kena Loacha jest wyciągnięciem ręki w stronę  ludzi przegranych, ale walczących o zachowanie swojej godności, nie poddających się. Oglądanie takich filmów w naszym kraju, gdzie kapitalizm przybrał karykaturalną formę, jest bezcenną wartością.

Ja, Daniel Blake, Dramat, Francja. Wlk. Brytania, reż.: Ken Loach, wyst.: Dave Johns, Hayley Squires, polska premiera: 21 października 2016 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.