Kto komu patrzył w oczy w dawnym Rzeszowie…

 

Kujawa Janusz
Janusz Kujawa, autor książki Rzeszów między wojnami. Opowieść o życiu miasta 1918-1939. Łódź 2016

Rozmowa z Januszem Kujawą o duszy starego Rzeszowa. Historyk wydał książkę Rzeszów między wojnami. Opowieść o życiu miasta 1918 – 1939.

– Rzeszów, niewielkie miasto powiatowe w połowie drogi między Krakowem a Lwowem, mniejsze od Tarnowa i Przemyśla, leżące wg przedwojennej terminologii w Małopolsce Środkowej, w Polsce niewiele o nim pisano, dopiero wtedy, gdy zaczęto budować Centralny Okręg Przemysłowy. Czy nie zanudził się Pan pisząc książkę?

– Nieee, chociaż mój ogląd Rzeszowa podczas pracy nad książką się zmieniał. Momentami miasto wydawało mi się być z dużymi aspiracjami, wyrastające ponad lokalną powiatowość, a przy innych okazjach widziałem małość i prowincjonalność tego miasteczka. Podam przykład. W okresie międzywojennym żaden plan miasta nie powstał i wydawca Rzeszowa między wojnami…  nie mógł zamieścić jego reprintu, jak to czynił przy okazji innych miast w tej serii książek. Widocznie przyjezdnych w Rzeszowie w owym czasie było niewielu, a sami mieszkańcy też nie mieli potrzeby zaglądać do planu miasta, bo zapewne uważali, że wszystko o nim wiedzą. W II RP nie ukazał się też żaden przewodnik o Rzeszowie, tymczasem Przemyśl miał kilka przewodników i planów. Dużym wydarzeniem było, gdy w latach 30. na łamach jednej z gazet ukazał się pierwszy spis rzeszowskich ulic przy okazji pojawienia się nowych. Potem ten spis był publikowany jako odrębna odbitka. To uzmysławia nam, że  od strony turystyczno-opisowej Rzeszów był malutki. W przewodnikach ogólnopolskich był traktowany zaledwie kilkoma zdaniami.

– Czy można powiedzieć, że Rzeszów swoją przeciętność odziedziczył po c.k. monarchii. Do końca I wojny światowej był li tylko miastem garnizonowym, nie posiadał przemysłu. Liczył się tylko handel.

– Jarmarki rzeszowskie miały kilkusetletnią tradycję. Natomiast w okresie galicyjskim powstaje w Rzeszowie silny garnizon, i ten element wojskowy pozostaje w okresie II RP. Co ciekawe, w okresie międzywojennym nie wybudowano praktycznie żadnych nowych obiektów wojskowych, tylko odbudowano prochownię na Pobitnem, która wyleciała w powietrze już po I wojnie światowej. Z czasów zaborów pozostał też element sądowniczy: Sąd Powiatowy i Obwodowy przemianowane w wolnej Polsce na Sąd Grodzki i Okręgowy. Rzeszów był wówczas także centrum oświatowym dla okolicznych mieszkańców, oczywiście bez wyższych uczelni, tylko z gimnazjami, seminarium nauczycielskim, prywatnym seminarium żeńskim, szkołą rzemieślniczą.

– Kto miał największe wpływy w radzie miasta? Endecja?

– Zdaniem endecji ugrupowanie żydowskie. W wyborach miejskich bywało tak, że Żydzi byli bardziej zdyscyplinowani, jeśli chodzi o frekwencję wyborczą, oraz wystawiali tylko jedno – dwa stronnictwa, natomiast stronnictwa chrześcijańskie były bardziej rozczłonkowane. W rzeczywistości o kierunku działań władz miejskich decydowały jednak tzw. kluby chrześcijańskie czyli polskie o różnych odcieniach politycznych. Początkowo z ugrupowaniami prawicowo-endeckimi trzymał długoletni burmistrz Rzeszowa Roman Krogulski, po przewrocie majowym w 1926 roku związał się zaś z BBWR, zawsze zresztą był typowym “państwowcem”. Za jego następców także orientacja prorządowa była najsilniejsza w mieście. Ale nie odzwierciedlało to w pełni preferencji mieszkańców, bo silne listy były likwidowane, nie dopuszczano ich do wyborów. W niektórych grupach mocny był PPS, zwłaszcza w środowisku kolejarzy. O sile kolejarzy świadczy fakt, że stojący do dzisiaj Dom Kolejarza zaczął być budowany przed wojną, ale nie dokończony, ze środków związków zawodowych. Obiekt był projektowany z rozmachem dla całego miasta, miały być w nim biblioteki, czytelnie, sale kinowe, jako przeciwstawienie Ludowego Domu Żydowskiego, dzisiejszego WDK-u.

– Jeśliby podsumować tamten okres w historii Rzeszowa przedrostkiem „naj”, to jaka była największa inwestycja w mieście?

– Zakłady Cegielskiego, późniejszy Zelmer. PZL był już zaawansowany w budowie, ale inwestycję przerwano. Po liczbie zatrudnionych większą inwestycją był właśnie Cegielski. Ale część urządzeń w 1939 roku została wywiezione z zakładu Cegielskiego, a Niemcy później rozebrali hale produkcyjne. Przed wojną w Cegielskim produkowano obrabiarki, działka, reflektory, a PZL produkował silniki do samolotów.

– Najwybitniejsza postać?

– Największym sentymentem darzę burmistrza Krogulskiego. Honorowe obywatelstwo miasta otrzymał z okazji 30-lecia pracy samorządowej. Miał szczęście, że za jego kadencji nastąpiła zmiana ustawy o samorządzie. Był ostatnim burmistrzem, potem został prezydentem miasta. Także kolejni prezydenci J.Niemierski i J.Barwicz to osobistości nietuzinkowe, choć niestety zapomniane. Jeśli chodzi  o postaci spoza polityki, to drukarz i księgarz Władysław Uzarski, który miał księgarnię w kamienicy na rogu dzisiejszej ul. 3 maja naprzeciwko fary. Jeden z nielicznych lokali, który pełni cały czas swoją dawną funkcję.

Mówiąc o obiektach do dziś działających, trzeba wymienić jeszcze cukiernię Lewickiego przy ul. 3 maja, w której do niedawna była restauracja Grzesznicy oraz pocztę przy ul. Moniuszki. Szkoda, że nierozważnie zostało zlikwidowane podczas transformacji ustrojowej kino Apollo, bo dziś byłoby to jedno z najstarszych kin w Polsce, działające nieprzerwanie w tym samym miejscu od I wojny światowej, przez okupację i długo, długo po. Najpierw kino nazywało się Olimpia, później Wanda, na koniec Apollo.

– Można spotkać opinię, że przed wojną nie doszło do poważnych miejskich inwestycji, że dopiero Niemcy po 1939 roku zaczęli przebudowywać miasto.

– Niemiecka przebudowa polegała głównie na burzeniu. Wybiegamy poza ramy książki, ale trzeba się odnieść do tego mitu niemieckich porządków. Bo kiedy przyjrzymy się, to okaże się, że Niemcy wybudowali tylko kilka dróg dla celów wojskowych, a przebudowa polegała głównie na wyburzaniu starych kamienic w okolicach Rynku. Kamienice na przedłużeniu ul. Sokoła, m.in. Klarneta, też zostały wyburzone, podobnie cmentarz żydowski. Jeśli chodzi o wybudowanie nowych obiektów – to nic. Niemcom łatwo było przeprowadzać prace porządkowe w warunkach terroru, przy spędzaniu Żydów z getta. Przed wojną nie można było wyburzać kamienic żydowskich czy polskich na potrzeby nowych ulic, bo pojawiłyby się od razu kwestie odszkodowań, wykupów. Niemcy dokończyli tylko przedwojenne, COP-owskie inwestycje: szpital przy ul. Szopena, budynki oficerskie przy  tej samej ulicy, hotel Reichshof przy ul. Asnyka. Pisząc książkę ku swojemu zaskoczeniu stwierdziłem, jak dużo obiektów powstało w okresie międzywojennym: ul. Dekerta, wytyczenie ulic Szopena, Hetmańskiej i Dąbrowskiego i ich zabudowa.  Osiedle domków jednorodzinnych Cegielskiego, tzw. kolonia, czyli dzisiejsza ul. Poznańska. Osiedle to miało mieć o wiele większy  rozmach, podobnie jak osiedle PZL przy ul. Dąbrowskiego.

– II RP długo nie wchodziła gospodarczo do Rzeszowa, ale gdy już, to z impetem.

– Jak najbardziej. Słynny był plan Śmigielskiego i Dziewońskiego rozbudowy miasta w związku z inwestycjami COP-owskimi. Oni doprowadzili ten plan, oczywiście w zarysach, do lat 60. XX wieku, jeśli chodzi o kierunki rozwoju miasta, ulic, nawet określili liczebność mieszkańców, gdyż urbaniści ci przewidywali, że w końcu lat 60. miasto będzie miało blisko 100 tysięcy mieszkańców. Mimo wojny i zmiany ustroju ich plany zostały zrealizowane. Zaszokowała mnie informacja, że w okresie międzywojennym licząca 42 km sieć miejskich ulic, to zaledwie 8 proc. ulic brukowanych, ok.45 proc. było  żwirowych, natomiast połowa ogólnej długości ulic to były drogi gruntowe.

–  Jak układały się stosunki narodowościowe do 1939 roku?

– Wygląda, że dobrze. W okresie COP-u do miasta  napłynęło wiele nowych osób i liczba mieszkańców przechyliła  się zdecydowanie na korzyść ludności polskiej. Do tego czasu przewaga Polaków nad Żydami była niewielka, nie darmo mówiło się, że jedynym Polakiem w Rynku jest Tadeusz Kościuszko, gdyż większość kamienic pozostawała w rękach żydowskich. W prestiżowych zawodach, jak lekarze, adwokaci, była procentowa przewaga Żydów. Oczywiście, było też dużo biedoty żydowskiej. U zarania niepodległości, w 1919 roku doszło do próby pogromów, akurat nieszczęśliwie przy okazji 3 maja. Nawet Sejm zajmował się wyjaśnianiem tych rozruchów. Brali w nich głównie udział okoliczni chłopi, którzy rabowali sklepy żydowskie. Wojsko dość szybko opanowało sytuację, na szczęście nie było ofiar. W późniejszych latach nie dochodziło do zatargów. Oczywiście na łamach prasy endeckiej, głównie w „Ziemi  Rzeszowskiej”, ukazywały się napastliwe artykuły w stosunku do ludności żydowskiej, dużo wezwań, by Polacy zaopatrywali się w polskich sklepach. W jednym z apeli pisano, że coś jest nie w porządku, kiedy polska ludność po uroczystości pierwszej komunii św. idzie robić zdjęcia komunijne nie do polskiego, katolickiego fotografa, tylko do żydowskiego, u którego było taniej.

–   Życie towarzyskie przedwojennego Rzeszowa skupiało się przy dzisiejszej ul. 3 maja, ulicy kawiarni i restauracji?

– W niedziele po mszy św. należało  się przespacerować ulicą Pańską, co było formą rytuału. Chrześcijanie chodzili, nie formalnie, ale zwyczajowo, jedną stroną ulicy, żydzi drugą.

– Jeszcze inny, charakterystyczny element miejscowej obyczajowości?

– Gdy się przegląda prasę z tamtego okresu, można przeczytać o dużej liczbie balów, szczególnie karnawałowych. W jednym numerze pisma anonsowano nawet kilka balów. Między  kasynami i innymi lokalami panowała w tym względzie dość silna konkurencja. Można też mówić o namiastce celebryckiego życia. Na pierwszej stronie gazet omawiano, kto w co był ubrany i z kim tańczył i komu patrzył w oczy, komentowano w co były ubrane panie radcowa, mecenasowa, pułkownikowa czy prezydentowa. Myślę, że te plotki w wieści gminnej były jeszcze bardziej rozbudowane.

2 comments

Skomentuj Jerzy Majs Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.