Uwikłani w antypolskie pogromy. Wspomnienia z Podola

 

Stanisław Leszczyński przeżył upowskie mordy na Polakach w rodzinnej wsi Germakówka na Podolu. Miał wtedy kilkanaście lat i wiele zapamiętał z tamtych okrutnych wydarzeń. Dlatego jego wspomnienia są tak prawdziwe i  oskarżycielskie w tonie. Trzeba zrozumieć ból autora, bo jego oczy widziały bardzo wiele, w  tym śmierć ojca, jego ciało odczuwało strach i udrękę fizyczną, jego wola  pałała zemstą. Musimy zrozumieć Stanisława Leszczyńskiego, by nie był osamotniony w swoim cierpieniu.

Wspomnienia mieszkańca podolskiej Germakówki ukazały się w ub. roku nakładem IPN Odział Rzeszów pod tytułem Uwikłanie. Wspomnienia z Podola 1939 – 1945. Autor opisuje  losy swojej miejscowości, rodziny i własne poczynając od wybuchu wojny do opuszczenia Kresów w 1945 roku. Najważniejszą partią tekstu jest rozdział dotyczący mordów dokonywanych na polskich mieszkańcach Germakówki przez nacjonalistów z UPA i ukraińskich sąsiadów, z kulminacją przypadającą w nocy z 13 na 14 lutego 1944 roku. Wielką historyczną wartość ma relacja  Leszczyńskiego z jego udziału w istriebitielnym (niszczycielskim) batalionie, sowieckiej formacji stworzonej do walki z niemieckimi dywersantami i antysowieckim podziemiem. Jak zauważa redaktor naukowy wspomnień, Tomasz Bereza z rzeszowskiego IPN, polscy historycy wciąż bardzo niewiele wiedzą na temat tej sowieckiej formacji i udziału w niej Polaków. W tym miejscu należy wyrazić słowa uznania dla Tomasza Berezy, który wnikliwie konfrontował relacje Leszczyńskiego ze świadectwami innych kresowian, a także z ukraińskimi dokumentami. Pracę opatrzył krytycznymi przypisami, a sam tekst wspomnień „okroił” z eseistycznych naddatków autora.

Upowskie pogromy na Polakach na Podolu (woj. tarnopolskie) nie miały tej skali co na Wołyniu, ale były, jak pisze we wprowadzeniu do Uwikłania redaktor naukowy, przeprowadzane wg podobnego scenariusza. Na terenie woj. tarnopolskiego antypolska akcja zaczęła się już 18 lipca 1943 roku, czyli w tydzień po „krwawej niedzieli” na Wołyniu. Upowcy najpierw mordowali reprezentantów miejscowej elity, potem przeszli do atakowania większych polskich skupisk. Od początku 1944 roku do Germakówki tragedia zbliżała się wielkimi krokami. Wieczorem 13 lutego napadnięto polskich weselników  bawiących się w domu Szczerbów. Zginęło ok. 27 osób, w tym zaproszeni niemieccy żołnierze. Zginął także ojciec Stanisława Leszczyńskiego. Syn po latach tak odtwarza moment przed burzą:

„I ponownie zajęczały skrzypce, a ja coraz bardziej przytulałem swoją partnerkę do struchlałej piersi. Bo mój ojciec tak jakoś dziwnie spojrzał, na jego twarzy widziałem czułość. Dopiero potem, po latach, rozpamiętywałem tę czułość na twarzy mego ojca. To spojrzenie pozostało mi w sercu do dziś. Cięgle tę twarz widzę. Bo wiem, dlaczego tak czule na mnie wtedy popatrzył i co myślał: jego syn już dorośleje. […] A kiedy Władek ponownie odjął swoje skrzypeczki i zaczął to swoje „Bez śladu ta miłość” – nagle ze wszystkich okien huknęły w głąb izby wystrzały.”

Weselnicy ginęli w domu od kanonady i wrzucanych do wnętrza granatów. Potem do środka wskoczyło kilku banderowców, którzy chcieli dobić ofiary. Z powodu ciemności nie udało im się tego zrobić, podpalili więc budynek i następnie strzelali do wyskakujących z niego ludzi. Bojówki UPA niezależnie od ataku na wesele zabiły też kilka osób na terenie wioski.

Wielkie wrażenia robi sporządzony przez St. Leszczyńskiego opis pogrzebu weselnych ofiar UPA:

„W żałobnym proteście szliśmy wielkim tłumem za trumnami ofiar  miejscowych barbarzyńców. Wyniesiono z kościoła wszystkie chorągwie. Ksiądz Długopolski  w rękach niósł krzyż przez całą, prawie trzykilometrową  drogę – od kościoła aż na cmentarny wzgórek. […] Przez całą drogę posuwania się konduktu pogrzebowego nie ukazała się żadna ukraińska twarz, nie ukazała się też na cmentarzu podczas składania do grobów trumien. Powie ktoś: bali się. Bali się? Kogo? Czego? Sami siebie się bali! Bo to ich synowie i córki pod wodzą Nestora Słobodiana (widziały go moja siostra, Stefa Poniatowska i Stasia Szczerbówna) i przy postawie  popa Iwana Wołoszyna dokonali tego makabrycznego mordu, tak jak dokonali poprzednich mordów na miejscowych Żydach.”

Niestety, czarne dni nie skończyły się w Germakówce. W nocy z 4 na 5 października 1944 r. doszło, już po wkroczeniu Sowietów, do kolejnego mordu dokonanego przez 30 -osobowy oddział UPA. Zginęło kilkanaście osób, ciała ofiar zostały  potwornie okaleczane. Pod koniec 1944 roku i w pierwszych tygodniach 1945 na terenie Germakówki zginęło co najmniej dziesięć polskich dziewcząt. Sprawcami byli prawdopodobnie miejscowi Ukraińcy. W połowie stycznia 1945 roku kilka polskich dziewcząt zostało uwięzionych w  budynku selrady, a następnie zbiorowo zgwałconych w leśniczówce. Choć sprawcy byli ubrani w sowieckie mundury, wg świadków byli miejscowymi młodymi Ukraińcami.

Tomasz Bereza  analizując upowskie  zbrodnie na Podolu pisze o  jednym ich szczególnym wariancie – „zbrodniach sąsiedzkich”, gdyż wg zebranych dokumentów, wielu zbrodni dokonali ukraińscy sąsiedzi polskich mieszkańców Germakówki z przyczyn rabunkowych i seksualnych, a nie ideologicznych. Redaktor tomu zastrzega jednocześnie, że bardzo trudno jest rozgraniczyć te dwa rodzaje zbrodni. W sumie ofiarą zbrodni OUN-UPA i „zbrodni sąsiedzkich” padło w Germakówce do końca stycznia 1945 roku co najmniej 61 osób.

Stanisław Leszczyński oskarża władze II RP, że nie umiały sobie poradzić z narastającym problem banderyzmu. Wg niego, należało zaspokoić głód ziemi neutralnych mas ukraińskiego chłopstwa, by odciąć je od agitatorów. Obwinia też dowództwo AK, że  niepotrzebnie zaangażowało się w antyniemiecką akcję „Burza”, zamiast bronić bezbronnych polskich cywili przed bandami UPA. Mocne słowa kieruje pod adresem duchownych greckokatolickich, którzy bezczynnie patrzyli na pogromy, milczeli wobec dokonywanych zbrodni. Wreszcie nie oszczędza ukraińskich mieszkańców Germakówki, którzy dali się uwikłać w pogromy, by wzbogacić się na polskim mieniu. Te ostatnie jego oskarżenia dotykają współczesności:

„Kiedy w 2000 roku przeszedłem przez tę swoją niegdyś umiłowaną Germakówkę od krańca do krańca, szukałem, co z tego rabunku im pozostało. Nic nie pozostało. Widziałem Germakówkę zapadającą się w nędzy. Na cmentarzu szukałem grobów weselnych ofiar. Szukało nas kilkoro na klęczkach, wsadzaliśmy dłonie w gąszcz zarośli, nie znaleźliśmy śladu. Powtórzyła się i w Giermakówce zniewaga dla grobów. W wielu zwiedzanych miejscowościach cmentarze są śmietnikami.”

Książka Stanisława Leszczyńskiego musi boleć i boli, gdyż dotyka nerwów w najczulszych punktach, budzi przerażenie. Mając to wszystko na uwadze, należy wystrzegać się jakiejkolwiek nienawiści i antyukraińskich uprzedzeń, gdyż jak wyznaje autor, swoje wspomnienia napisał „ku zadumie i przestrodze”.

One comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.