Nadjeżdża już osobowy… Ukazały się wiersze Boba Dylana

Bob Dylan wielkim poetą  jest – uznał w ubiegłym roku sztokholmski komitet, przyznając amerykańskiemu bardowi literackiego Nobla. A w tym roku w naszym kraju ukazał się pierwszy obszerny wybór poezji Dylana w tłumaczeniu znawcy tej twórczości Filipa Łobodzińskiego. Książka była przygotowywana od kilku lat i bez wątpienia jest wydarzeniem na rynku księgarskim.

Amerykański muzyk wielokrotnie był nominowany do Nobla, ale długo nie mógł dostąpić tego zaszczytu. O negatywnej decyzji miały decydować wątpliwości co do literackich walorów rymowanych tekstów Dylana, który traktowany jest przede wszystkim jako pieśniarz folkowy, country, gospel i bluesowy, a nie jako poeta. Wśród innych zarzutów pojawiały się i takie, że artysta jest bardzo tradycyjny w formie, operuje przecież wyłącznie starymi ludowymi gatunkami, a także że jest mało zrozumiały z powodu wielopiętrowych obrazów i metafor. Gdy się jednak wczyta w teksty Dylana, gdy się wyostrzy wewnętrzne ucho, wszelkie wątpliwości opadają jak kurz na drodze.

Filip Łobodziński w posłowiu do „Dusznego kraju” (taki tytuł nosi antologia ponad stu trzydziestu wierszy pieśniarza) przyznaje się do swojej wieloletniej, począwszy od 1974 roku, fascynacji tą poezją, i jednocześnie do tego, jak wiele trudu włożył w przełożenie jej na polszczyznę, bo jest ona przepełniona bogatymi odniesieniami do wysokiej i niskiej kultury amerykańskiej i europejskiej, do Biblii, do tradycji amerykańskiego Południa, bo pod względem formalnym jest poezją opartą na muzycznym rytmie, ze skomplikowanym, rozbudowanym systemem wersyfikacyjnym i bluesowym frazowaniem. Tłumacz ma świadomość, że w wielu miejscach odszedł od oryginału. Zrobił tak, by oddać w polszczyźnie muzyczne walory tej poezji. Każdy przetłumaczony  wiersz Łobodziński opatrzył komentarzem, wyjaśniającym okoliczności powstania i skalę znaczeń. Komentarze pełnią zarazem rolę krótkiego przewodnika po życiu i twórczości Boba Dylana.

Filip Łobodziński wymienia nazwisko swojego amerykańskiego idola jednym tchem z takimi postaciami, jak Cohen, Brel, Wysocki, pisze o „duchowej przestrzeni” twórczości autora, którego korzenie tkwią przecież w amerykańskiej kontrkulturze, w buncie przeciw politykom i wielkim tego świata z przemysłowego i wojskowego establishmentu. Bunt lat 60., eksperymentowanie z elektryczną gitarą, śpiewem i używkami, doprowadziły Dylana do nawrócenia się na chrześcijaństwo i odnalezienia w sobie mocnego, namiętnego głosu psalmisty. Chrześcijanin i bluesman banita w jednej osobie? Czemu nie. Przyjrzymy się temu pierwszemu wcieleniu Dylana, bo jest najbardziej zaskakujące (a i czas po temu), a wyłoni się z niego to drugie wcielenie trampa i odszczepieńca, nie uznającego sztucznego splendoru doczesności.

Jaki jest Bóg amerykańskiego poety i barda? Na pewno wszechwładny:

 „tylko jeden On umie w żyłach wstrzymać krew”

Bóg gwarantuje harmonię:

„Prastare słyszę kroki

jak echo morskich fal

czasem patrzę – idzie obok ktoś

czasami jestem tutaj sam

w kosmicznej równowadze

niesie mnie niezmienny prąd

jak każdego wróbla, który spadł

jak każde trawy źdźbło”

Jest wszechmocny, bo łączy przeciwieństwa:

„Tyś Ojciec dnia i nocy też

Tyś stworzył miłość i stworzył deszcz

to dzięki Tobie szybuje ptak

Tyś zabrał ciemność i stworzył blask

z Ciebie samotność i z Ciebie ból

Tyś stwórca tęczy i Ojciec burz”

Dla Dylana, który w 1978 roku doznał objawienia, religia jest wybawieniem od udręk doczesności, wiszących nad ludźmi od początku świata:

„Ja nie chcę strzału heroiny, by uśmierzyć ból

nie chcę strzału terpentyny, co mnie wpędzi w dół

nie chcę strzału kodeiny, w wyrzuty wtłoczy mnie

nie chcę strzału wódki – do pałacu daje wstęp

Chcę strzału miłości

chcę strzału miłości”

Jak przystało na ludowego barda, Bob Dylan o czym by nie śpiewał, opowiada jakąś anegdotę, szkicuje konkretną sytuację (często rozstań kochanków), kreuje symbolicznego bohatera, który wyraża jego myśli i refleksje, zwraca się bezpośrednio do odbiorcy, którym często są kobiety. W taki sam sposób buduje zarówno świeckie, jak i religijne teksty. Jednym z głównych motywów tej poezji jest podróż w nieznane oraz związany z nią ruch myśli i uczuć. Napięcie zawarte w jednym z najpiękniejszych, nie tylko o religijnej  wymowie, tekstów Dylana Slow Train buduje prozaiczny obraz nadjeżdżającego pociągu:

„Ego człowiekiem rządzi, ludzkie prawo błądzi

nic po nim tu już, ale oni wciąż wierzą, że ich ono wywyższy

dawni bohaterowie przewracają się w grobie

gdy na czołówkach gazet ktoś raz za razem ogłasza, że Szatana

przechytrzył

lecz nadjeżdża już osobowy, jest za zakrętem tuż”

Poeta nie pisze, dokąd jedzie osobowy, bo jak wyznaje w innym wierszu, „śmierć to nie jest kres”.

Bob Dylan, Duszny kraj. Wybrane utwory z lat 1962 – 2012.Wybór, przekład, komentarze i posłowie Filip Łobodziński, Biuro Literackie 2017.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.