Rozdwojona osobowość Dalidy [Recenzja]

Gdy Dalida wychodziła na scenę i zaczynała śpiewać, publiczność zapominała o skandalach z jej udziałem, dawała się oczarować jej głosowi, porwać śródziemnomorskiej elegancji. Dalida śpiewała głównie o miłości, przed którą w życiu prywatnym uciekała. Była jak anioł, a anioły mają to do siebie, że w środku są smutne.

Jak w niezbyt długim, bo tylko dwugodzinnym filmie, opowiedzieć  niezwykłą karierę Dalidy, francuskiej piosenkarki włoskiego pochodzenia, która występowała na światowych scenach równe 30 lat, wykonała niezliczoną ilość piosenek, nagrała wiele płyt, swobodnie poruszała się po wielu muzycznych stylach, od poezji śpiewanej poprzez ambitny pop po disco? Francuskiej reżyserce Lisie Azuelos udała się ta sztuka. Bez wątpienia pomogła jej w tym muzyka, w rytm której  reżyserka płynnie montuje rozdziały i podrozdziały z życia pieśniarki.

Opowieść zaczyna się od krytycznego punktu, nieudanej pierwszej próby samobójczej piosenkarki w 1967 roku, a kończy  udanym samobójstwem w 1987, gdy artystka połknęła przed snem pigułki nasenne, popiła je whisky i już się nie obudziła. Po drodze był jeden mąż i kilku kochanków. Dwóch mężczyzn z powodu Dalidy popełniło samobójstwo, jeden się rozpił, ona zaś, gdy zaszła w ciążę z o wiele młodszym partnerem, dokonała aborcji. Na scenie była prawdziwą diwą – olśniewającą, hipnotyzującą widownię swym niepowtarzalnym głosem, w życiu prywatnym zagubioną  dziewczynką, która zniewalała swym wdziękiem mężczyzn i sama dawała się zniewalać. I właśnie o rozejściu się tych dwóch osobowości – scenicznej i prywatnej jest film Lis Azuelos. Dalida bez wątpienia cierpiała na jakieś zaburzenie osobowości. Prawdopodobnie miała zakłócony obraz swojego „jaˮ z powodu bolesnych przeżyć w dzieciństwie. Lecz jej powołaniem było nieść ludziom piękno i nadzieję. Dawała ludziom szczęście, chwile  zapomnienia od codzienności, gdy sama, choć otoczona tyloma fanami i przyjaciółmi, była często samotna.

Nie chciałbym jednak, by czytelnicy przestraszyli się tego, o czym piszę, bo film tak został nakręcony, by gorzka nuta nie zdominowała bukietu smaków. Opowieść płynie lekko, miejscami zwalnia, by znów dać się unieść falom emocji i uczuć. Zdjęcia są bardzo eleganckie, miękkie w barwach i konturach, oddające czar fotochemii, jaką pamiętamy z lat 70. i 80. Odtwórczyni głównej roli Sveva Alviti mogłaby być sobowtórem artystki, ale w jej grze jest coś więcej – szczerość i wielki ukłon wobec talentu Dalidy. Role męskie dorównują głównej kobiecej. Otrzymujemy całą plejadę męskich typów – od filozofującego poety po rekinów show biznesu. Jest nawet polski książe artysta, choć zagrany przez francuskiego aktora Nielsa Schneidera.

Dalida. Skazana na miłość weszła do kin o dobrej porze roku –  mamy przecież zalążki wiosny i film zaprasza do patrzenia na życie w kategoriach nadziei. Mimo wszystko.

Dalida. Skazana na miłość. Dramat. Francja.  Scen. i reż.  Lisa Azuelos, w roli głównej Sveva Alviti, w kinach od 31 marca 2017.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.