Zakopiańskie plotki Michała Choromańskiego

Pisarz Michał Choromański już od dawna, bo od 1972 roku, jest nieboszczykiem, i to nietuzinkowym, bo zmarłym nagle, w niejasnych okolicznościach, ku zaskoczeniu swej żony Ruth Sorel. Za życia napisał wiele powieści, przed wojną był gwiazdą literatury obyczajowo-psychologicznej. Gwiazdą do tego stopnia, że utrzymywał się z pisania tak jak Tadeusz Dołęga – Mostowicz. Dziś oprócz prawdziwych koneserów literatury mało kto o nim pamięta, a szkoda, bo ta twórczość ma cały czas wiele do zaproponowania.

Można się o tym przekonać czytając Schodami w górę, schodami w dół, powieść wznowioną po ponad 30 latach. Choromański zaczął ją pisać w1935 roku w Zakopanem, przed wybuchem wojny wywiózł ją wraz z innymi materiałami do Brazylii i Kanady, a po powrocie z emigracji w 1957 roku kontynuował pracę. Ukazała się w 1965 roku w Wydawnictwie Poznańskim i od razu wywołała skandal, bo pod wieloma literackimi postaciami doszukiwano się Witkacego, Kazimierza Wierzyńskiego, Karola Szymanowskiego czy Marię Kasprowiczową, wdowę po poecie.

Pochodźmy tymi schodami. W kurorcie Podbazie w przededniu wybuchu II wojny światowej bujnie rozkwita życie towarzysko-erotyczno-plotkarskie z udziałem ceprów i miejscowych górali. Przygląda mu się z bliska młody malarz Karol Nitonicki, któremu pisarz przydzielił zaszczytną rolę narratora. Mieszkająca w otoczonej werandami willi wdowa Dragina Łucka buduje swojemu zmarłemu mężowi, który za życia „chlał czystą aż miło”, mauzoleum. Wykonawcą śmiałego projektu jest przybyły z Czechosłowacji architekt Ordęga, którego komisarz policji dr Szmurło podejrzewa o szpiegostwo. Nie wiadomo, czy słusznie, bo komisarz jest zazdrosny o wdowę, kobietę pnącze, która oplata miłosną intrygą architekta, a nie jego. Wdowa oplata także Karola, który utrzymuje się z malowania portretów. Portret Lusi Drukowskiej, córki hotelarza, wzbudza ogólną sensację, gdyż malarzowi udało się utrwalić na nim utratę przez modelkę dziewictwa. Mieszkańców Podbazia nurtuje pytanie, komu dziewczyna oddała swą niewinność, jak i wiele innych zagadnień, np. skąd Łucka ma pieniądze na budowę mauzoleum. Nie tylko sztuka malarska odgrywa wielką rolę w powieści, ale także epistolograficzna, bo Łucka codziennie rano pisze Listy do Męża, w których wyznaje niejedną tajemnicę. Moralnie podejrzana atmosferka w Podbaziach gęstnieje ze strony na stronę, aż do momentu, gdy w niejasnych okolicznościach popełnia samobójstwo baronowa Sztygielowa, agentka Abwehry.

Schodami w górę, schodami w dół  przynależy do antyromantycznego nurtu w naszej literaturze. Choromańskiemu blisko jest do takich królów groteski, jak Gombrowicz, Dygat czy Mrożek, z tą różnicą, że nie zajmuje się obalaniem narodowych mitów, tylko potęgowaniem literackiej fikcji, zabawianiem się umownością przedstawionych zdarzeń i ludzi. Oglądając się za siebie pisarz nie wpada w sentymentalizm, nie ulega nostalgii za przedwojennym światem ziemiaństwa, zakopiańskiej śmietanki towarzyskiej i wszelkiej maści próżniaków, spędzających wolny czas na romansach, plotkach i leczeniu gruźlicy. Wręcz przeciwnie, zabawia się przeszłością, drwi z niej a nawet szydzi. A przy tym dba o dobre czytelnicze samopoczucie, bo jak z kapelusza wyjmuje błyskotliwe aforyzmy i bon moty. Wszystko to sprawia, że powieść, choć ubrana w czarną okładkę, jest świetną propozycją na lato. Czyta się ją lekko, a nawet z dreszczykiem emocji, tak jakby się zrywało krokusy na tatrzańskich halach.

Michał Choromański, Schodami w górę, schodami w dół, Państwowy Instytut Wydawniczy, 2017.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.