Kazimierz Dziekoński – „pistolet” rzeszowskiej AK

Ppor. Kazimierz Dziekoński – były żołnierz AK i były szef „Straży” Okręgu Rzeszowskiego WiN – żył pod przybranym nazwiskiem nawet na emigracji. Ukrywał się pod inną tożsamością, gdyż brał udział w licznych udanych antyniemieckich i antysowieckich akcjach. Choć funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa mieli Dziekońskiego w swoich rękach, nie zdekonspirowali go. Warto przypomnieć tę ważną postać z okazji przypadającej 2 września 72. rocznicy powstania Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość.

 Dziekoński pochodził z Wołynia. Urodził się 6 kwietnia 1913 roku we wsi Hłuboczek. Do wojska wstąpił, gdy miał 16 lat, szlify żołnierskie nabył w artylerii konnej. Po kampanii wrześniowej trafił do nieznanego sobie Rzeszowa, który na długie lata stał się jego nowym domem. Od początku, czyli od października 1939 roku działał w konspiracji. Nosił kilka pseudonimów, m.in. „Orlik” i „Bruno”.  W rzeszowskim Obwodzie Związku Walki Zbrojnej pełnił funkcję referenta szkoleniowego. W czerwcu 1942 roku trafił na pierwszą linię ognia – dowodził plutonem dywersyjnym Obwodu i Inspektoratu AK, a w grudniu 1943 roku został drugim, obok Józefa Jedynaka „Jota”, zastępcą oficera dywersji Obwodu AK Rzeszów. W konspiracji doskonalił metody walki pod okiem cichociemnego por. Władysława Mićka „Mazepy”. Wykonywał wyroki śmierci na agentach gestapo, brał udział w wielu zbrojnych akcjach, m.in. na niemiecki pociąg pod Ropczycami.

Po wkroczeniu Sowietów do Polski Dziekoński wziął udział w nocy z 7 na 8 października 1944 r. w nieudanej akcji uwolnienia akowców z komunistycznego więzienia na Zamku Lubomirskich w Rzeszowie. Przystąpił do drugiej konspiracji, organizacji „Nie” i Delegatury Sił Zbrojnych. Na polecenie inspektora rzeszowskiej DSZ mjr. Adama Lazarowicza „Klamry” dowodził zbrojną „Strażą” całego Rzeszowskiego Podokręgu DSZ. Latem 1945 r. grupy podległe ppor. Dziekońskiemu zlikwidowały kilku konfidentów i agentów bezpieki oraz NKWD. Wiosną i latem 1945 r. Dziekoński dowodził  akcjami odbicia z sowieckich rąk oficerów podziemia niepodległościowego: kpt. Dragana Sotirovicia „Draży” oraz kpt. Józefa Maciołka, późniejszego szefa Delegatury WiN w Londynie. Akcja uwolnienia kpt. Maciołka miała ciekawy przebieg. Maciołek odsiadywał 5 lat więzienia na Zamku w Rzeszowie. Gdy od lekarza współpracującego z podziemiem dostał zastrzyk powodujący gorączkę i objawy tyfusu, został przeniesiony do szpitala. 11 VII 45 r. dowodzona przez Dziekońskiego bojówka rozbroiła pilnujących Maciołka milicjantów i wyprowadziła go na wolność.

2 września 1945 roku powstało Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość, nowa antykomunistyczna organizacja, która obrała cywilne i polityczne metody walki z sowieckim okupantem. Do Zrzeszenia weszła „Straż”  jako zbrojna osłona. Zadaniem „Straży”  było czuwanie nad punktami odpraw i kontaktów, drukarniami, magazynami oraz likwidowanie niebezpiecznych funkcjonariuszy nowej władzy. Najgłośniejszą akcją „Straży” rzeszowskiego WiN-u było wykonanie wyroku śmierci na ppor. UB Ludwiku Bojanowskim, Polaku przerobionym przez Sowietów w szkole NKWD w Kujbyszewie na fanatycznego funkcjonariusza. Bojanowski znany był z okrutnych metod śledczych, zamykał żołnierzy podziemia w zimnych ciemnicach, ci gryzieni przez szczury stali po kolanach w ekskrementach. Okoliczności zamachu na Bojanowskiego były następujące. Enkawudzista był hospitalizowany w szpitalu przy ul. Naruszewicza w Rzeszowie z powodu przypadkowego postrzelenia przez kolegę. Został zlikwidowany 24 listopada 1945 roku o godz. 19.30. Akcją dowodził ppor. Dziekoński. Bojanowski został zabity trzema strzałami.

UB schwytało Dziekońskiego 13 września 1946 w Rzeszowie. Doniósł na niego krewny. Dziekońskiego zdradziła ukrywana „bibuła”. Na szczęście nie został rozpoznany podczas okrutnego śledztwa, bo funkcjonował pod przybranym nazwiskiem Jan Przewłocki; bezpieka zarzucała mu jedynie kontakty z WiN i kolportaż nielegalnych wydawnictw. „Legendę” Dziekońskiego uwiarygodnił pracujący dla WiN-u za łapówki i poddawany szantażowi szef Wydziału Śledczego WUBP w Rzeszowie por. Mieczysław Griesgraber, absolwent szkoły NKWD w Kujbyszewie.

Władze WiN, w tym ppłk Łukasz Ciepliński, postawiły sobie za punkt honoru uratowanie Dziekońskiego, człowieka bardzo ważnego dla organizacji i posiadającego dużą wiedzą o niej. Dzięki sporej sumie 70 tys. zł udało się wywiadowi WiN-u wpłynąć na rzeszowskiego sędziego Jana Lubaczewskiego. Kwota trafiła do sędziów, prokuratora i ławników. Dziekoński został skazany 20 grudnia 1946 roku przez Sąd Okręgowy w Rzeszowie tylko na półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy.

 Po wyjściu na wolność Dziekoński ponownie został zalegalizowany na nazwisko Przewłocki. Wyjechał na zachód Polski, gdzie spotkał się z ukrywającym się przed UB z rodziną Zbigniewem Lazarowiczem, prezesem Obszaru Zachodniego WiN. Od niego Dziekoński dostał zapomogę i urlop od pracy w organizacji. Następnie wyjechał na Kujawy, osiadł we wsi Lipniki koło Bydgoszczy i założył pierwszą rodzinę. W 1958 roku udało mu się jako Janowi Przewłockiemu wyjechać do Anglii na zaproszenie przebywającej tam siostry. W Anglii po wielu latach otrzymał azyl polityczny. Utrzymywał kontakty z dawnymi towarzyszami z AK i WiN, ale nie włączył się w prace związków kombatanckich, prawdopodobnie także z obawy przed peerelowską agenturą. W Londynie ożenił się po raz drugi. Do prawdziwego nazwiska wrócił oficjalnie w 1971 roku. W przeciwieństwie do swoich najbliższych Kazimierz Dziekoński długo cieszył się życiem, bo przeżył 80 lat (jeden z jego braci zginął w sowieckich łagrach, drugi został rozstrzelany w Charkowie, matka i najmłodsza siostra zostały zamordowane przez Ukraińców na Wołyniu). Zmarł 15 kwietnia 1993 roku, jest pochowany w polskiej części londyńskiego cmentarzu Gunnersbury.

 Źródło: Grzegorz Ostasz, „Orlik”, który uniknął sideł. Kazimierz Dziekoński (1913-1993). „Biuletyn IPN” 2017, nr 3.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.