Pornografia językowa w komedii Pawła Maślony

Prowokacja, ocieranie się o brak dobrego gustu i smaku, emocjonalny negliż, posługiwanie się językową pornografią –  wszystkie te elementy można odnaleźć w komedii satyrycznej Pawła Maślona Atak paniki. Film z założenia ma tyleż drażnić, co bawić. Miejscami, niestety, aż za bardzo drażni dialogami podziurawionymi wulgarnymi słowami.

Film ma mozaikową budowę nawiązującą do dwóch głośnych amerykańskich filmów Na skróty Roberta Altmana i Magnolia Paula Thomasa Andersona. Reżyser splata kilka, początkowo obcych względem siebie obyczajowych wątków, które z czasem zaczynają się uzupełniać i łączyć. Samolotem do kraju wraca z wakacji małżeństwo w średnim wieku. Małżonkowie mają siebie dosyć. Spokój podróży zakłóca im nieparzysty i bardzo gadatliwy sąsiad. Młody kelner zamiast obsługiwać gości weselnych uczestniczy przez telefon w grze komputerowej rozgrywającej się w czasie rzeczywistym. Do mieszkania młodej kobiety wpraszają się koleżanki. Chcą ją pocieszyć po samobójstwie chłopaka, tymczasem ona w ogóle nie oczekuje od nich współczucia. Kobieta i mężczyzna spędzają pożegnalny wieczór  w restauracji. Do niedawna byli parą. Ona chce odnowić związek, on już nie. Itd., itp. Zwyczajne życie w polskim mieście. Pokazani ludzie nie gonią już za szczęściem, nie ośmielają się nawet używać tego słowa, są natomiast zmęczeni życiem w stadzie. Trawią ich złe emocje, irytacja, nuda i nie wiadomo co jeszcze. Na pewno brak porozumienia z drugim człowiekiem.

Poszczególne epizody rozpryskiwałyby się na wiele stron,  gdyby nie bardzo pomysłowo wykorzystany montaż, praca operatora i muzyka. Pod tym względem film Maślony może budzić uznanie na międzynarodowych festiwalach. Użyte środki wyrazu łączą luźne epizody, decydują o drapieżnym charakterze obrazu, podkreślają podjęty przez reżysera artystyczny zamach na komediową konwencję, na umowę społeczną, co wolno, a czego nie wolno pokazywać na ekranie. Maślona wyłamuje się z tej niepisanej umowy choćby wątkiem porno gwiazdki. W Ataku paniki nie chodzi o to, jak w kinie klasycznym, by widz się zdrowo ubawił perypetiami bohaterów i przez to poczuł do nich sympatię, ale o to, by w akcie podglądactwa doświadczył dyskomfortu z faktu bycia zwierzęciem społecznym.

Najsłabszą stroną Ataku paniki są dialogi podziurawione słowami na „g, „k”, „ch”. By stworzyć artystyczne alibi reżyserowi, można by stwierdzić, że chciał pokazać wyjałowienie języka z wszelkich znaczeń, a tym samym pustkę ludzi posługujących się takim językiem. Może i tak. Może jakiś psychoanalityk stwierdziłby, że na tej zbiorowej kozetce leżą pacjenci ze stłumionym popędem agresji, strachu, nienawiści. Kto wie. Ale przyczyna takiego zubożenia języka jest bardziej prozaiczna: brak pomysłu na zbudowanie autentycznie zabawnego, przekazującego jakąś prawdę o ludziach dialogu. W polskich filmach nie od dziś jest z tym kłopot.

Atak paniki (100 min), Polska 2017, scen.: Paweł Maślona, Bartłomiej Kotschedoff, Aleksandra Pisula, reż.: Paweł Maślona, w rolach głównych: Artur Żmijewski, Dorota Segda, Magdalena Popławska, Grzegorz Damięcki, polska premiera: 19 stycznia 2018.

MOJE RECENZJE LINKUJE PORTAL  http://mediakrytyk.pl/zrodlo/210/piotr-samolewicz-online

2 comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.