„Wdowy” z antypolskim akcentem [Recenzja]

Steve’a McQueena z powodzeniem można nazwać złotym dzieckiem brytyjskiej kinematografii. Co film, to deszcz nagród i komplementy krytyków. Jego największymi osiągnięciami są nakręcone przed oscarowym Zniewolonym. 12 Years a Slave dwa bardzo drastyczne filmy o męskiej tematyce Głód i Wstyd. Pierwszy mówi o walce IRA, drugi o uzależnieniu od seksu. Wdowy wyłamują się spod tej tematycznej presji, gdyż opowiadają o kwartecie kobiet, które postanawiają same zorganizować sobie życie po tragicznej śmierci mężów. W tym celu organizują napad.

Mieszkanie Veronici i Harry Rawlingsa utrzymane jest w sterylnej, modnej bieli. Gdzieś już takie widziałem: w filmie Jonnatha Demme’a Dzika namiętność. Biel tworzy fałszywe przeświadczenie o ustabilizowanym i szczęśliwym życiu małżonków. Tak nie jest. Wnet ta przestrzeń zostanie moralnie zanieczyszczona. Harry jest szefem czteroosobowej szajki. Podczas ostatniego wyczynu bandyci wpadają w policyjną pułapkę. Wszyscy giną. Veronica nie budzi się już w ramionach męża. Druga połowa łóżka pozostaje pusta. Niezwykle dynamiczna sekwencja montażowa łącząca oczekiwanie żony na męża ze scenami napadu pokazuje wielką skalę talentu Steve’a McQueena. Jest dziełem samym w sobie, klejnotem w koronie Wdów. Niestety, potem film traci blask. W partii środkowej owszem oglądamy ciekawie pod względem wizualnym zainscenizowane sceny, ale wprowadzanie kolejnych postaci i wątków nie jest już tak udane, reżyser nie wykazuje się już artystyczną inwencją. Powrót mistrzowsko zmontowanej adrenaliny następuje jeszcze w punkcie kulminacyjnym. Po nim wyciszenie i wybrzmiewanie wymowy filmu.

Reżyser jest postępowym Afrobrytyjczykiem, co nie pozostaje bez wpływu na ujęcie tematu. W gatunkowym schemacie filmów o napadach ujmuje opowieść o dojrzewaniu kobiet do niezależności. Główna bohaterka jest twardą Afroamerykanką i to ona nakłania pozostałe wdowy do wzięcia spraw w swoje ręce. Mamy stuprocentową pewność, że to Veronica będzie moralną zwyciężczynią. Z czarnoskórymi i białymi mężczyznami jest już gorzej. Uwikłani są w różne machinacje. Moralność nie jest ich domeną, także nieżyjącego białego męża Veronici.

Wdowy pochodzą zatem z  feministycznej stajni. Bardzo im blisko do głośnego sprzed ponad 20 lat amerykańskiego dramatu Desperatki (Set it Off) o czterech czarnoskórych kobietach napadających na bank, by poprawić swój los. W obu filmach można znaleźć nawet bliźniaczo podobne sceny (np. nauka strzelania kobiet). McQueen na szczęście nie powtarza symfonicznej ulicznej bitwy Desperatek z policją, inaczej przekroczyłby granicę prawdopodobieństwa. Jeszcze jedna zasadnicza różnica: w przypadku Wdów etniczność jest  zróżnicowana. Oprócz dwóch Afroamerykanek i Latynoski jest także Amerykanka polskiego pochodzenia, Alice (rzecz dzieje się w Chicago). Gra nią atrakcyjna Elizabeth Debicki. Niestety, jej uroda w stylu Barbie służy reżyserowi do uprzedmiotowienia białej kobiety jako seksualnego męskiego łupu. Amerykańska badaczka polskiego pochodzenia Danusha V. Goska twierdzi, że McQueen świadomie wykorzystuje wciąż żywe w anglosaskim świecie antypolskie uprzedzenia. Nie jest dziełem przypadku, uważa Danusha V. Goska, że bohaterka McQueena jest głupia i niezaradna życiowo w porównaniu z pozostałymi wdowami, nie przez przypadek dumna Veronica karci Alice za szybkie oddanie się nowemu mężczyźnie. Nie bez wpływu na postępowanie Alice pozostaje fakt, że miała wulgarnego polskiego męża Florka (popkulturowa wersja Stanleya Kowalskiego z Tramwaju zwanego pożądaniem Tennesseego Williamsa), a jej wyraźnym etnicznym wyróżnikiem jest słabość do wódki. Danusha V. Goska pisze, że strategia reżysera jest pochodną stosunku amerykańskich elit do białej biedoty (z tego środowiska wywodzi się właśnie Alice) i ma służyć do kanalizowania  społecznej niechęci i agresji w stronę białej amerykańskiej biedoty, zamiast w kierunku będących pod ochroną politycznej poprawności Afroamerykanów i kolorowych imigrantów [tutaj tekst Danushi V. Goski].

Czy tak jest w rzeczywistości? Bez wątpienia w filmie Steve’a McQueena, jak w kinie głównego nurtu, mamy wyraziście scharakteryzowane postaci. W tym podziale cech białej Amerykance polskiego pochodzenia przypadła rola niezdary. Ale tak uformowana kobieca postać służy jeszcze innemu celowi. Ma dyskredytować w oczach publiczności stereotyp seksownej bohaterki – aktorki, bez której wiele filmów głównego nurtu nie odniosłoby takiego sukcesu, jaki odniosły. Zagrana przez Elizabeth Debicki Alice z Chicago jest czytelną aluzją do takich  gwiazd ekranu, jak Ellen Barkin, Michelle Pfeiffer czy Melanie Griffith, które odgrywały rodzaj kobiet nieco zagubionych, a przez to jeszcze bardziej pobudzających męskie zmysły i w końcu odnoszących zwycięstwo. Ta zamiana filmowego kontekstu ma polityczny charakter. Ma uderzać w męskie stereotypowe spojrzenie na kobiety. Jakby tego było mało, w tle wątku kryminalnego rozgrywa się wątek wyborów na radnego dużej chicagowskiej gminy. Biały kandydat, mający poparcie swojego ojca, starego politycznego wyjadacza, chce zablokować aspiracje czarnoskórego rywala. Ale i ten nie działa czysto, bo jest uwikłany w przestępcze interesy swojego psychopatycznego brata. We Wdowach mamy zatem do czynienia z planowym rozstawianiem figur na szachownicy polityki płci i etnicznej rywalizacji.

Ocena: 3/6

Wdowy (Widows), USA (2018), dramat (128min.), reżyseria: Steve McQueen, scenariusz: Steve McQueen, Gillian Flynn, w rolach głównych: Viola Davis, Michelle Rodriguez, Elizabeth Debicki, Cynthia Erivo, w kinach od 16 listopada 2018.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.