Niepokój Quentina Tarantino

Przy okazji najnowszego filmu Quentina Tarantino Pewnego razu w… Hollywood warto sięgnąć po książkę Geralda Peary’ego Quentin Tarantino. Rozmowy odsłaniającą tajniki kuchni artystycznej reżysera Pulp Fiction. Z wywiadów wyłania się sylwetka twórcy, który nie akceptuje, gdy trywializuje się jego dokonania, gdy traktuje się je wyłącznie w kategoriach pulpowej rozrywki.

Autorami publikowanych 25 rozmów są głównie amerykańscy krytycy filmowi, ale też brytyjscy, japońscy, francuscy i dodany przez wydawcę polski. Rozmowy są uszeregowane chronologicznie, tak jak powstawały filmy. Kończy je zapis spotkania reżysera z najwybitniejszym znawcą historii niewolnictwa w Stanach Zjednoczonych Henry Louisem Gatesem Jr. w kontekście obrazu Django.

Reżyser jest zawsze otwarty, udziela błyskotliwych wypowiedzi, ale nie byłby sobą, gdyby nie używał słów slangowych i wulgarnych. Choć nie skończył żadnego college’u, a tym bardziej szkoły filmowej, jedynie kurs aktorski, wykazuje się wielką wiedzą na temat tajników sztuki reżyserskiej, jest erudytą mówiącym ze znawstwem zarówno o amerykańskich filmach klasy B, jak i francuskiej Nowej Fali. Najważniejsza jest dla niego czysta kinowość filmowego przekazu.

Na podstawowym poziomie twórczość Tarantino jest systemem zaszyfrowanych odniesień do innych filmów. Dla samego twórcy rzecz jest o wiele  bardziej skomplikowana, gdyż w fikcyjnych historiach umieszcza siebie samego, wiele filmowych postaci oddaje różne aspekty jego psychiki.

Reżyser wyznaje, że gdyby nie zaczął kręcić filmów, stałby się kimś jak czarnoskóry morderca i kanciarz Order z Pulp Fiction. Może by nie zabijał, ale na pewno żył na bakier z prawem, gdyż nie nadaje się na zwykłego obywatela. Natomiast Panna Młoda z Kill Billa oddaje kobiecą stronę jego osobowości. Słabość do czarnoskórych postaci tłumaczy tym, że wychował się w takim środowisku i że ma w sobie coś z Czarnego, a na pewno Indianina, gdyż jego mama była Czirokezką. „Gdybyście mnie naprawdę dobrze znali, bylibyście w szoku, jak dużo moje filmy o mnie mówią” – wyznaje reżyser.

Reżyser na planie „Pewnego razu w… Hollywood”.
Fot. materiały prasowe

Widzowie, którzy po obejrzeniu Pewnego razu w… Hollywood nabiorą podejrzeń co do tego, że Tarantino wielkim artystą jest, nie będą w błędzie. Tak siebie postrzega reżyser, tak go traktują krytycy filmowi. Tarantino wychowany na śmieciowej, czyli fastwoodowej amerykańskiej kulturze, pełnej niepotrzebnych kalorii, kiczu, naśladownictw i wtórności, dekonstruuje ją bawiąc się różnymi stylistykami i gatunkami filmowymi, przemielając na nowo to, co już dawno zostało przetworzone; umiejętnie miesza kody, np. popartowe z realizmem, by osiągnąć efekt nadrealizmu.

Jeśli spostrzeżemy smutek czy też melancholię na twarzy którejś z jego postaci, nie będzie to złudzeniem, gdyż dla Tarantina rzeczywistość ludzka jest w gruncie rzeczy niebezpieczna. Tym też tłumaczy nadużywanie scen przemocy. Mają one nie tylko walor estetyczny, ale też oddają stan społecznego i egzystencjalnego niepokoju. Reżyser tak komponuje sceny przemocy, by odzierały ze skóry:

„Przemoc jest wpisana w mój artystyczny talent. Jeśli zacznę myśleć o społeczeństwie, albo o tym, jaką krzywdę jedna osoba wyrządza drugiej – sam sobie zakładam kajdanki.”   

Amerykańska kultura masowa żywi się zapożyczeniami i powtórzeniami. Tak samo Hollywood. Natomiast Tarantino uwielbia bawić się oczekiwaniami widzów, zmieniać narracyjne strategie. Gdy widz spodziewa się, że właśnie nastąpi wielkie pif-paf, on zwalnia tempo albo cięciem montażowym przenosi widzów w zupełnie inne miejsce akcji. W genialnych Wściekłych psach, naśladujących heist filmy, brakuje najważniejszego atrybutu tego podgatunku, czyli samego napadu. Akcja natomiast ogniskuje się wokół tego, co się wydarzyło po, czyli na długiej scenie w pustym magazynie.

W przypadku dziewięciu filmów na dziesięć zazwyczaj po pierwszych dziesięciu minutach można się zorientować, co to będzie za film. Myślę, że widzowie  podświadomie odczytują ten początkowy komunikat i zaczynają się przechylać w lewo, gdy film zbliża się do zakrętu w lewo – przewidują, co się wydarzy w filmie. Ja natomiast lubię używać tych przyzwyczajeń widzów przeciwko im.”

Stąd już blisko do gier ze strukturą narracyjną. Tarantino postrzega się przede wszystkim jako pisarz, a dopiero potem scenarzysta. Mówi, że gdyby nie mógł kręcić filmów na podstawie swoich tekstów (tylko Jackie Brown jest adaptacją cudzego tekstu – powieści Elmore’a Leonarda Rum Punch), pisałby powieści. Tworząc scenariusze wzoruje się na wielkich pisarzach oryginalnie konstruujących swoje światy.  Dlatego nie preferuje uporządkowanego, linearnego stylu narracji:

„Ja chyba zawsze próbuję używać struktur powieściowych, przekładając je na język kina. Dla pisarza to norma: zacząć powieść w samym środku fabuły. Aczkolwiek nie robię tego, by się popisać czy udawać mądralę. Gdyby historia miała w sobie więcej dramatyzmu opowiedziana od samego początku, tobym ja tak opowiedział. Kiedy udaje mi się zrobić to po swojemu – jest to powód do dumy”.

Powyższy cytat pochodzi z rozmowy z wczesnego okresu twórczości Tarantino, z 1993 roku. Zrealizowane później niektóre filmy pokazały, że twórca jednak nie odwrócił się kompletnie od liniowej narracji. Przykładem jest ostatni film Tarantino.

Ze swojej strony dodałbym, że struktura filmów Tarantino ma śmieciowy  charakter. Twórca Kill Billa często buduje swoje opowieści na zasadzie mieszania różnych składników, zupełnie tak jak komponuje się dania w fastfoodach. Byle tylko pęczniały kolorowymi składnikami i dodatkami. By widz wyszedł z kina z uczuciem sytości. Metoda kompilacji i stylistycznego nadmiaru gra istotną rolę w poetyce Tarantina.

Monolog Christophera Walkena w Pulp Fiction był zapisany aż na trzech stronach, co mówi o gadatliwym stylu tekstów samorodnego geniusza. Potok słów, długie i dowcipne dialogi i monologi popychają akcję do przodu, decydują o nerwie fabuły. Tarantino często używa zwrotów zasłyszanych na ulicy, w barach. Pozwala się wygadać swoim bohaterom. Podczas pisania otwiera się na wymyślone przez siebie postaci, daje się im prowadzić za rękę. A nawet wczuwa w ich los. Jak aktor.

Tarantino jest zatem knajpianym twórcą, sam często przesiaduje w barach i ma skłonności do komponowania takich scen:

„We wszystkich moich filmach są sceny knajpiane. Sam często chodzę do restauracji i lubię tam przesiadywać, gadając z przyjaciółmi. Moi bohaterowie dużo gadają, a w tego typu rozmowach ludzie łatwo się otwierają. Lubię tego rodzaju sceny.”

Nie da się wyczerpać tematu „Quentin Tarantino”. Jest epicki jak jego filmy. Nasz bohater odbył bardzo długą drogę od konsumenta amerykańskiego kina i pracownika wypożyczalni kaset wideo po reżysera alternatywnego, niszowego, i wreszcie mega gwiazdę, która od wytwórni Miramax dostała wielkie fundusze na Kill Billa. Miał wielu naśladowców, wyznaczał na przełomie wieków nowe trendy w myśleniu o kinie. Nie byłoby zarówno literackiego, jak i filmowego Harry’ego Pottera bez tekstualnej wyobraźni Quentina Tarantino. Nie byłoby nas po tej stronie ekranu.

Gerald Pery, Quentin Tarantino. Rozmowy, tłum. Mariusz Berowski, wyd. Axis Mundi, Warszawa 2018.

Poznaj nowości wydawnictwa Axis Mundi [kliknij]: http://www.axismundi.pl/

Drogi Czytelniku, jeśli podczas czytania moich tekstów smakuje Ci poranne espresso, jeśli podzielasz prezentowane na blogu wartości  – wesprzyj darowizną jego rozwój. Dane do tradycyjnego przelewu: Piotr Samolewicz; numery rachunków: Nest Bank (PL) 20 2530 0008 2051 1063 2091 0001.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.