Imię Akim po arabsku znaczy „mądrość”, zaś po hebrajsku „Bóg jest obietnicą”. Nosi je młody francuski muzułmanin, który ma wybrać drogę imama. Właśnie dowiaduje się, że została zamordowana siostra księdza, który mieszka przy jego ulicy. Akima zaskakuje, że mimo tragedii ksiądz nie wyprowadza się z domu, pozostaje na miejscu, by ulżyć w cierpieniu rodzicom mordercy.
Nic nie wiedziałem o filmie „Apostoł” francuskiej reżyserki Cheyenne Carron, oprócz tego, że opowiada o muzułmanach i że jest zakazany we Francji ze względów bezpieczeństwa. Nos mi jednak podpowiadał, że „Apostoł” może być produkcją co najmniej ciekawą i nie zastanawiając się wiele pojechałem na projekcję do Diecezjalnego Domu Rekolekcyjnego Tabor w Rzeszowie. Nie żałuję. Obraz jest ponad przeciętną. Każdego miłośnika dobrego kina usatysfakcjonuje pełna szczerości gra aktorska Fayçala Safiego jako Akima, znakomicie zbudowany scenariusz, praca kamery „z ręki” oddająca zwyczajność świata przedstawionego, oraz tak umiejętnie tkana przez reżyserkę materia dramatu wyboru między Allachem a Jezusem, że nie można pozostać obojętnym wobec losu głównej postaci.
Co jeszcze ważnego pokazuje ten film? Zaskoczę Was, oczywiście także problem rosnącego islamskiego radykalizmu we Francji, ale przede wszystkim obraz muzułmańskiej, kochającej się rodziny. Na dobre i na złe. Cheyenne Carron opowiada o swoim środowisku przybyszów z Algierii, prawdziwie oddaje ich emocje i styl myślenia, pokazuje, że najważniejszą sprawą są rodzinne więzi. Film mimo że nakręciła kobieta, pozbawiony jest wszelkich feministycznych naleciałości, emanuje natomiast zdrową energią. Napawa nadzieją.
„Apostoł” jest potrzebny przede wszystkim chrześcijańskim widzom. Nowo nawrócony Akim prowokuje do ważnych pytań. Czy w każdym człowieku widzimy bliźniego, czy potrafimy przebaczać swoim nieprzyjaciołom, kim jest dla nas Jezus Chrystus? Co wyrażają nasze imiona? Czy tak jak Akim wspinamy się ku Bogu?