„Sully” i 35 sekund na podjęcie decyzji. [Recenzja filmu]

Nie wiem, czy Clint Eastwood wierzy w Boga. Pewien natomiast jestem, że wierzy w klasyczne, dobrze opowiedziane kino i pozytywnych bohaterów. A to znaczy wiele. Jak wiele? Przekonajcie się sami, oglądając najnowszy film tego amerykańskiego reżysera „Sully”.

Ekranowa historia oparta jest na faktach. 15 stycznia 2009 roku niedługo po starcie z lotniska La Guardia w Airbusa przewożącego 155 osób uderzyło stado ptaków, niszcząc silniki. Mimo sugestii kontrolera lotów, by samolot sprowadzić na najbliższe lotniska, kapitan „Sully” Sullenberger (Tom Hanks) dokonał ryzykownego manewru. Po 35 sekundach namysłu zdecydował się usadowić maszynę na tafli  rzeki Hudson. Wszyscy pasażerowie ocaleli, dziękując pilotowi za uratowanie życia. Ale nie szefowie linii lotniczej i członkowie komisji ds. badania wypadków lotniczych. Ci uznali, że powinien był zawrócić i wylądować na lotnisku. Tak przynajmniej wykazywały komputery…

Clint Eastwood ogniskuje opowieść wokół dzielnego pilota, któremu wbrew społecznej opinii grożą poważne konsekwencje. Ale Sullenberger nie poddaje się, walczy o uznanie swoich racji. Solidarny z nim jest drugi pilot Jeff Skiles ( Aaron Eckhart).

Oprócz trzymającej w napięciu rozrywki Eastwood częstuje widzów krytyką bezdusznego korporacyjnego  systemu. Sugestywnie pokazuje, jak Sullenberger jest „mielony” przez media i ekspertów od lotnictwa, jak na dramatyczną historię o niezwykłym lądowaniu nakładają się różne interpretacje, sprawiające, że to co na początku wydawało się czymś oczywistym, z czasem przerodziło się w skandal.

Nie pamiętam ani jednego złego filmu w reżyserii 86-letniego dziś Eastwooda. Każdy jego tytuł to porządnie opowiedziana historia, bez artystycznych udziwnień, za to z misterną intrygą, zwyczajnymi, a jednocześnie ciekawymi postaciami, z pozytywnym przesłaniem. W „Sully”, podobnie jak w poprzednich obrazach, Eastwood stawia na piedestale amerykański indywidualizm oparty nie na egoizmie, ale egzystencjalnym męstwie rodem z pionierskich czasów podboju Ameryki. Bohaterowie Clinta Eastwooda są w takim stopniu amerykańscy, w jakim wierzą w siebie i w zespołowe  działanie. Czyli w coś, czego zawsze brakowało polskiej kulturze.

Sully, USA, (96 min). reż. Clint Eastwood, w rolach głównych Tom Hanks i Aaron Eckhart.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.