3 x Paterson [Recenzja filmu]

„Paterson” Jima Jarmuscha  pozwala trochę zwolnić. Czas płynie leniwie, bohaterowie żyją bez szarpania się, a główna postać pisze wiersze o miłości.

 Jim Jarmusch jest i nie jest amerykańskim reżyserem. Jest, bo kręci wyrosłe z amerykańskiej tradycji filmy drogi. Nie jest, bo jego historie nie opierają się na akcji i konflikcie, dwóch filarach hollywoodzkiego kina, ale na podpatrywaniu zwyczajnych przejawów życia, na rejestrowaniu ledwo zauważalnych drgnień. Jego postacie są zwyczajne aż do bólu, nudne albo co najwyżej ekscentryczne.

Paterson to zarówno nazwisko głównego bohatera, jak i nazwa miasta w stanie New Jersey. Te dwa ciała zlewają się ze sobą w sposób naturalny, bezkonfliktowy. On jest kierowcą autobusu komunikacji  miejskiej, nie korzysta ze smartfonu, w wolnych chwilach zapisuje swój notes wierszami, podpatrując i podsłuchując ludzi. City jest wielkości Rzeszowa, a może ciut większe, filmowane bez przepychu, byle jak. Na pewno nie chcielibyście odwiedzić tego miasta. Poeta żyje z żoną Laurą w małym domku i z angielskim buldogiem, psiakiem złośliwym i zazdrosnym z natury swej. Ona chce zostać gwiazdą muzyki country, ale zanim to się  stanie, upiecze na jarmark smaczne ciasteczka i pomaluje swoje ubrania w geometryczne figury. Paterson oprócz tego że jeździ autobusem i pisze wiersze, codziennie wieczorem zachodzi do baru na jedno piwo (a może więcej). W barze leciutko słychać bluesa, zawsze jest stała obsada gości, wśród nich kłócąca się para damsko – męska. Akcja płynie leniwie od poniedziałku do poniedziałku, postaci, gdyby to był dramat egzystencjalny, napisałbym, że zużywają się, ale nie zużywają się, tylko szukają dla siebie najlepszych form wyrazu, autokreacji. I jeszcze jedno. Laura prosi męża, by skopiował swoje wiersze, by nie trzymał tylko w jednym notesie. On jej nie słucha. Może nie wierzy w wartość swojej poezji, a może obawia się, że chwile, kiedy powstawały wiersze, stracą swoją świętą moc.

Idźcie koniecznie na „Patersona” (o ile w ogóle wypatrzycie w jakimś kinie ten tytuł) i poszukajcie swojej odpowiedzi na pytanie, dlaczego główny bohater nie słucha się żony. A wtedy objawi się wam sens tej opowieści.

PS

W tej historii występuje jeszcze jeden „Paterson” – to tytuł poematu Williama Carlosa Williamsa poświęconego temu miastu. Twórczość tego wybitnego amerykańskiego poety jest ukrytym tematem filmu Jima Jarmuscha.

Paterson,  Francja, Niemcy, USA, scen. i reż. Jim Jarmusch, w rolach głównych: Adam Driver i Golshifteh Farahani, pol. premiera 30 grudnia.

2 comments

  1. Paterson >>jest wielkości Rzeszowa, a może ciut większe, filmowane bez przepychu, byle jak. Na pewno nie chcielibyście odwiedzić tego miasta. <<? Paterson jest filmowane pieczołowicie, wspaniale. Ważne są kolory, temperatura, gra świateł, odbicia, rozmazane przez szyby obrazy. To poezja obrazu w filmie o poezji słowa, ilustrowanym świetną muzyką. Film wybitny. Recenzja tutaj- cóż…..

    1. No cóż, piszesz o zbliżeniach, bliskich planach, które mogły powstać w jakimkolwiek innym miejscu na ziemi, niekoniecznie w Paterson, i nie obrazują miasta, tylko bezpośrednie otoczenie postaci, ich aurę emocjonalną. Samych fotografii ulic i budowli jest b. mało, Jarmusch skąpi ich, bo w filmie, nie wiem, czy wiesz, ważne jest nie tylko to, co jest pokazane na ekranie, ale i to, co skrywane przed widzem. Zwróć uwagę, jak statyczny i mało interesujący jest obraz wielkiej atrakcji turystycznej tego miasta – wodospadu Great Falls. Gdzież w nim poezja? To zwykła pocztówka. Jarmusch w określonych momentach jest poetą obrazu, w innych prozaikiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.