Osioł a sprawa męska. Recenzja „Duchów Inisherin”

Faworyt wyścigu do Oscarów irlandzki dramat „Duchy Inisherin” obiecuje jakąś zagadkę, a nawet tajemnicę. Niestety, tylko obiecuje.

Piąty film w dorobku irlandzkiego reżysera Martina McDonagha ma klasyczny posmak. Akcja umieszczona jest na malarsko filmowanej irlandzkiej wyspie i biegnie wolnym, wiejskim rytmem z początku XX wieku, postaci są bardzo zwyczajne, a jednocześnie targają nimi ukryte emocje. Niespieszny filmowy zegar odmierza zawiązywanie się wątków i konfliktów. Widz zmęczony czasem pandemii i gonitwą cyfrowych obrazów i dźwięków może odczuwać satysfakcję z podglądania ludzi żyjących blisko natury.

Satysfakcję tym większą że w rolach głównych występuje Colin Farrell, gwiazdor, który fenomenalnie „zniża” się do mało wdzięcznej roli wiejskiego naiwniaka, a nawet głupka. Antagonistę gra niezgorzej Brendan Glesson. Obaj mężczyźni się przyjaźnią, ale ich przyjaźń nagle urywa się, bo Brendan Glesson ma dość prostaczkowatego Colina Farrella, woli przebywać sam na sam z sobą i swoją muzą (gra na skrzypkach), a pisząc wprost, popada w egzystencjalną rozpacz. Sensu życia szuka w szlachetnych i górnolotnych myślach o sztuce; gdzie tam Colinowi Farrellowi do tych nieboskłonów, skoro bliżej mu do natury w postaci oswojonego osła i krów wyprowadzanych na pastwisko.

Bardzo prosta fabuła wciąga nawet nie wiedzieć kiedy. Emocje pojawiają się w momencie, gdy Brendan Glesson postanawia ukarać się za nieudane życie, gdy agresję kieruje przeciwko sobie. Bardzo ciekawa psychologiczna konstrukcja uwięzienia w depresji. Colin Farrell nic z tego nie rozumie, jeszcze bardziej prowokuje przyjaciela do autoagresywnego zachowania.

Martin McDonagh jest wytrawnym scenarzystą i reżyserem. Umie dozować emocje, tworzyć niejednoznaczne sytuacje i budować komiczny dystans wobec mrocznych nut swojej opowieści. Widz oczekuje, że w dawnym klasycznym stylu z konfliktu między mężczyznami narodzi się jakaś wielka tragedia, że wypłynie na powierzchnię morskiej wody jakaś zagadka z przeszłości, jakaś zdrada, że spełni się jakaś mroczna przepowiednia, a tu nic, tylko pojawia się osioł, który decyduje o krwawo – ekologicznej kulminacji filmu.

Martin McDonagh w Duchach Inisherin trochę drwi z widzowskich oczekiwań. Podsuwa publiczności tropy rodem z horrorów (zjawa starej kobiety), nęci rozległymi wrzosowiskami i zachodami słońca, podsuwa nawet odpryski kina metafizycznego, gdy tymczasem chodzi mu o jedno: o pokazanie męskiej słabości, tego, że mężczyźni nie potrafią ze sobą rozmawiać, że są skazani na irracjonalny konflikt i prowincjonalny zaduch. Niewinne są jedynie zwierzęta, bo na ludzi nie ma co już liczyć.

Ocena: 4/6

Duchy Inisherin (The Banshees of Inisherin), Irlandia, Wielka Brytania, USA 2022, dramat (114 min), scen. i reż. Martin McDonagh, w rolach głównych: Colin Farrell, Brendan Glesson, Kerry Condon, Barry Keoghan. Polska premiera w kinach: 20 stycznia 2023.

Drogi Czytelnikujeśli smakują Ci moje teksty, możesz postawić mi symboliczną kawę i wspomóc moją pracę. Dziękuję.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.