Jezus, Budda i ludzie z Chicago. Opowiadania George’a Saundersa

Pisarze amerykańscy są u nas chętnie wydawani i czytani. Z długiej listy, na której znaleźć można Pynchona, Little’a, Saula Bellowa, Trumana Capote, Davida Fostera Wallace’a, Raymonda Carvera, Philipa Rotha, Nicolasa Sparksa, Dona DeLillo, Paula Austera, Jonathana Franzena, Cormaca McCarthy’ego, Dana Browna (spis  świadomie jest nieuporządkowany, by pokazać bogactwo zjawiska) polecam mistrza krótkich form Geroge’a Saundersa. Jestem ciekaw, czy na listę tę trafi kiedyś idol Geroge’a Saundersa Stuart Dybek, zupełnie nieznany w Polsce amerykański pisarz polskiego pochodzenia.

George Saunders urodził się w 1958 roku w Teksasie, ale wychował w Chicago w robotniczej dzielnicy Gage Park zamieszkałej głównie przez Amerykanów wschodnioeuropejskiego pochodzenia. Od wczesnych lat czuł w sobie literacką iskrę Bożą, ale nie umiał znaleźć artystycznej formy, która by go porwała. Był pod wrażeniem twórczości Hemingwaya, ale zdawał sobie sprawę z tego, że pod koniec XX w. jest ona nieco przestarzała. I tak wertując kiedyś literackie magazyny w chicagowskiej bibliotece natrafił na tekst Stuarta Dybka Hot Ice. Wrażenie było piorunujące. „O kurwa, to jest tak dobre, jak Hemingway, ale przemawia do mnie bardziej bezpośrednio, bo jest bliskie mojemu doświadczeniu.” – pomyślał. Saunders odkrył w twórczości Dybka zwykłych bohaterów podobnych do swoich sąsiadów z Gage Park. Znalazł swoją literacką formę.

Druga inspiracja ma charakter duchowy i wypływa z katolickiego wychowania Saundersa. Pisarz  uczestniczył w życiu lokalnej wspólnoty katolickiej, uczył się w katolickiej szkole średniej i mówi nawet, że religii zawdzięcza mistyczne doświadczenia. Przyszły pisarz z czasem oddalił się od Kościoła i zafascynował się  buddyzmem. Budda został jego drugim, po Jezusie, mistrzem „zakochanym w idei empatii”.

Saunders debiutował stosunkowo późno, bo dopiero w wieku 40 lat. Opublikował wiele opowiadań, esejów, nowel, książek dla dzieci, stale jest obecny na łamach The New Yorkera i The Gaurdiana, a w ubiegłym roku zdobył nagrodę Bookera za debiutancką powieść historyczną Lincoln in the Bardo. Zbiorem opowiadań  10 grudnia (WAB 2016) amerykański pisarz z powodzeniem wkroczył na polski rynek czytelniczy. I do mnie „przykleiła się” ta proza: bardzo oszczędna  i ironiczna pod względem stylu oraz groteskowa pod względem fabularnym. W sumie bardzo podobna do polecanego przeze mnie Carvera, ale z jedną zasadniczą różnicą – jeszcze bardziej niezwyczajna w swej zwyczajności.

„Wszystkie istniejące światy są obrazami namalowanymi przez umysł” – głosił Budda. Wedle tej właśnie zasady światy swoich postaci maluje G. Saunders. Bohaterowie jego opowiadań żyją w iluzji, której korzenie tkwią w ich frustracji z powodu niespełnionego amerykańskiego snu. Rekompensaty szukają w popkulturze. Nieświadomie odtwarzają myślowe i estetyczne sztance, organizują swoje myślenie wg pojęć zaczerpniętych z filmów, telewizji, komiksów i gier komputerowych. Są ludźmi słabo wykształconymi; posługują się niepoprawnym językiem, wcielają się w sztuczne role i nieswoje scenariusze. Marie z opowiadania Szczeniak jest zachwycona jakimś polem kukurydzy:

Marie już dwukrotnie skomentowała przepiękne pole kukurydzy w blasku jesiennego słońca, albowiem blask jesiennego słońca kojarzył jej się z nawiedzonym domem – nie jakimś konkretnym, naprawdę niegdyś widzianym, lecz mitycznym, który ukazywał się w jej wyobraźni (wraz z przyległym do niego cmentarzem oraz kotem na płocie)…

Ted z opowiadania Moje rycerskie fiasko występuje jako „aktor” w rekonstrukcjach rycerskich dla masowego odbiorcy. Tak wciela się w swoją nową rolę Kroczącego Wartownika, że  postanawia być szlachetny i prawdomówny, co kończy się dla niego zawodową katastrofą.

„Blady chłopiec z nieszczęsną grzywką komiksowego księcia” o imieniu Maria walczy w swojej wyobraźni z plemieniem Podziemców. Z ich łap chce wyrwać piękną Suzanne, koleżankę  z klasy. Gdy rusza do boju, wpada do parkowego stawu, z którego wydostaje go nie do końca poczytalny Don Eber.

Ścieżki tych postaci krzyżują się wbrew ich woli, tak jakby ich życiem rządził nie przypadek, ale jakaś wyższa instancja. Saunders – tu kłania się jego duchowość – mimo że opowiada o dziwakach, ludziach niespełnionych i z dołów społecznych, wierzy, że mimo różnych zawirowań, ich życie płynie pod właściwa gwiazdą. Owszem, los czasem z nich drwi, ale w jakimś wyższym, kosmicznym planie wynagradza ich naiwność, nieumiejętność życia, skłonności do robienia głupot. Mimo wszystko ich życie zasługuje na happy end.

Po przeczytaniu opowiadań Saundersa czekam na polskie tłumaczenie prozy jego idola Stuarta Dybka.

George Saunders, 10 grudnia. Opowiadania, WAB 2016.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.