W analogu i cyfrze (1): „Bandyta” Macieja Dejczera

Przemysł filmowy pędzi jak szalony. Oferuje masę wrażeń i historii, tak że widz nie odczuwa potrzeby patrzenia wstecz, sięgania po filmy starsze, nawet gdyby były tylko z przełomu XX i XXI w. Powtórki nie są w modzie. Ale ja co jakiś czas będę wracał do filmów niepremierowych, badał, czy wytrzymują próbę czasu, czy się zdezaktualizowały, a może jednak nabrały świeżych rumieńców i nowych znaczeń. Cykl nosi tytuł „W analogu i cyfrze”, bo choć wiele starszych filmów otrzymało nowe cyfrowe wcielenia, nie wolno zapominać, że były zarejestrowane i odtwarzane w technologii analogowej.

***

Bandytę Macieja Dejczera (1997) warto obejrzeć przynajmniej z kilku powodów: dla aktorskiej kreacji Tila Schweigera, stylizowanej, bałkańskiej muzyki Michała Lorenca oraz dla znakomitej kreacyjnej fotografii Mariana Prokopa i Artura Reinharta.

W latach 90. społeczeństwo polskie musiało potrzebować mocnych męskich typów, skoro wielką popularnością  cieszyły się filmy bandyckie z „Psami” Pasikowskiego na czele. Juliusz Machulski pozwolił sobie nawet na kpiny z tego zjawiska kręcąc prześmiewczego „Killera” ze słowami „co ty wiesz o zabijaniu”.

O zabijaniu dużo wiedział główny bohater Bandyty Macieja Dejczera (1997) – pół – Polak i pół – Anglik Brute. Rząd angielski zgotował mu niezłą  niespodziankę wysyłając na przymusową resocjalizację do sierocińca w odległej Rumunii. Tam Brute musiał zmierzyć się ze swoją niepohamowaną skłonnością do agresji oraz z dyrektorem ośrodka, byłym funkcjonariuszem Securitate, handlującym cygańskimi sierotami i bronią. Jak przystało na kino w amerykańskim stylu, Brute wychodzi z tego pojedynku zwycięsko.

Bandyta był pierwszym polskim filmem wyprodukowanym po przełomie 1989 roku przy udziale zachodnich koproducentów. Stało się to możliwe dlatego, że Cezary Harasimowicz za scenariusz Bandyty otrzymał prestiżową nagrodę Hartley – Merrill przyznawaną przez Fundację Sundance. Nie bez znaczenia był też „ideologiczny” przekaz scenariusza, że największymi ofiarami komunistycznego systemu byli najsłabsi i pogardzani – czyli dzieci cygańskiego pochodzenia. Film z jednej strony pokazywał złą sytuację w postkomunistycznej Rumunii, a z drugiej zakłamanie Zachodu, któremu nie przeszkadzało pomagać krajom bloku wschodniego i jednocześnie zezwalać w nich na łamanie praw człowieka (motyw handlu dziećmi). Po raz pierwszy w polskim kinie zagrało tylu zagranicznych aktorów: znany z filmów Ridleya Scotta, Lyncha i Jarmuscha John Hurt, oraz Pete Postlethwaite i Polly Walker. Niemiecki młody aktor Til Schweiger poradził sobie zupełnie dobrze w tej konstelacji gwiazd. Zagrał jak naturszczyk. Schweiger zaprezentował zakodowaną w sobie szczerą naturalność, że z powodzeniem mógłby zagrać wyłaniającego się z pyłu prerii jeźdźca. Doceniło to Hollywood, gdzie Schweiger robi karierę.

Znakomite zdjęcia operatorów, którzy postawili na mocno przetworzone, odrealnione barwy, sugerują, że to story, choć mocno osadzone w konkretnych realiach społecznych, jednocześnie ma ambicje wejścia w uniwersalną ponadczasowość, w rejony emocjonującej przypowieści o walce z wszelką niesprawiedliwością. Bandytę mimo kilku fabularnych niedoróbek (na pewno słabszą stroną jest wątek rywalizacji między dyrektorem placówki a angielskim więźniem) ogląda się świetnie. Wątpliwości, ale innej natury, nie artystycznej, tylko moralnej, może budzić postać zagranej przez 12-letnią Idę Jabłońską Cyganki zakochanej w bandycie. Reżyser posunął się za daleko pokazując ciało nastolatki, co tłumaczone jest cygańską kulturą, dopuszczającą małżeństwa z nieletnimi, ale tabu mimo wszystko zostało przekroczone.

Bandyta,  Polska, Wielka Brytania, Francja, Niemcy, 1997, dramat psychologiczny, reż. Maciej Dejczer, scen. Cezary Harasimowicz, wyst.: Til Schweiger, Pete Postlethwaite, John Hurt i Polly Walker. Dystrybucja Best Film.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.