AK trwa w ruinach… Pisarze o Powstaniu Warszawskim

Przed kolejną rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego sięgnąłem po niecodzienne literackie świadectwo – „Dzienniki z Powstania Warszawskiego” (2004). Wydawca (LTW) pomieścił  w zbiorze bardzo osobiste teksty cywilnych świadków powstańczego piekła, a dokładnie pisarzy należących do przedwojennej elity. Żaden z nich, z wyjątkiem Leopolda Buczkowskiego, nie krytykuje dowództwa AK za decyzję o Powstaniu. Wszyscy natomiast wyrażają wdzięczność chłopcom i dziewczętom z AK za bohaterski bój. Wdzięczność naszym „żołnierzykom”, jak pisze Buczkowski.

 

Dziennik autora takich późniejszych literackich dokonań, jak Czarny potok i Kąpiele w Lucca, nosi tytuł Powstanie na Żoliborzu, co oznacza, że Buczkowski śledził walki z bliska, żyjąc, czy też wegetując w ich centrum. Pisarz potępia światowe potęgi i uznane autorytety, m.in. papieża, za bezczynność wobec walczącej Warszawy. Nie ukrywa swojej wściekłości:

 „Zniszczenia w Warszawie –  w budynkach 48 % – w ludziach 22 % – to już wystarczy. Co autorytety na to? Co znaczy papież? Co znaczy każdy inny autorytet? Gówno – wszystko zbombardowane – mordują masowo Polaków od granicy wschodniej po zachodnią. Co to się dzieje? Czy to nie granda międzynarodowa?

Dlaczego dopiero teraz zastanawiają się, czy uznać AK za kombatantów? Ha? Kurwy jakieś gmatwają naszymi szlachetnymi sercami? Porównaj wysiłek naszego chłopca z AK – drobnego, niedożywionego przez 5 lat, z pistoletem, pełniącego służbę bojową 20-kilka dni bez odpoczynku? A żołnierz brytyjski? A inny? Nie bądźcie świniami szanowni panowie! Zbłaźnicie się historycznie! Świństwo! Pomocy nam udzielać zastanawiacie się – ile?.” (20 sierpnia 1945 roku).

I jeszcze taki fragment:

„Przestanę wierzyć we wszystko – człowieka, rodzinę, ojczyznę, społeczeństwo – jeżeli to wszystko ani w części nie utrwala mnie w tym haniebnym życiu. Buntuję się. Pluję na wszystko, tylko nie na kwiaty i ptaki, bo psy też już się skurwiły”.

Pozostali pisarze przestrzegają dobrych manier. Czują trwogę i bezsilność z powodu tego, co widzą, ale nie epatują bezceremonialnym stylem tak jak Buczkowski.

Maria Dąbrowska ma świetne polityczne rozeznanie co do roli Sowietów w dramacie Powstania:

„Wszyscy komentują łajdacką postawę Moskali, którzy umyślnie zatrzymali swoje wejście do Warszawy, aby Niemcy mogli nas grzebać. Ich lotnictwo, które nas tak przedtem nękało terrorystycznymi nalotami, męczącymi całe dzielnice, nie przyszło nam z pomocą. Ani jeden samolot sowiecki od wybuchu powstania nie pojawił się nad miastem. Zapewne Stalin używa tego jako atutu wobec Mikołajczyka. Albo dasz połowę Polski, albo nie wejdę do Warszawy. Kiedy Polacy myśleli, że dadzą sobie radę bez Sowietów, to niech giną. Ale my nie zginiemy, postawa miasta jest świetna” (6 sierpnia 1944).

Karol Irzykowski nie ma złudzeń co do przyszłości kraju. Pod datą 7 sierpnia zapisuje:

 „Z tym klaskaniem strzałów na ulicy Rapackiego jest według najnowszych informacyj sprawa taka: mieszkają tam w suterenach trzej bracia Budzyńscy, 20, 17 i 13 –letni, draby, i ci mają pukawki, bawią się w Niemców, terroryzowanie ludności – gotowy materiał na pachołków bolszewickich, którzy odegrają swoją rolę w zbolszewizowanej Warszawie”.

Autor Pałuby zmarł w szpitalu miesiąc po zakończeniu walk.

Bardzo dramatyczny jest notatnik  80-letniej Marii Rodziewiczównej. To w zasadzie zapis jej ostatnich dni, bo nestorka zmarła dwa miesiące po warszawskiej klęsce. Jej zapiski są urywkowe, mało zrozumiałe, świadczące o uchodzącym duchu z ciała.

„Całe Stare Miasto zburzone i spalone, ale trwa AK w ruinach”. (25 sierpnia)

„Warszawa bez kropli wody – po gardło w kale i moczu, i plwocinach”. (17 września)

W bardzo eleganckim stylu utrzymane są zapiski Eugeniusza Szermentowskiego. Dlatego wielkie wrażenie robią, na zasadzie kontrastu, odnotowane przez niego realistyczne drobiazgi. Oto jego znajoma, pani Halszka, za jedynego przyjaciela ma tłuściutkiego sky-terriera, na którego wielu ostrzy sobie zęby. Pies jest jedyną pamiątką po synu rozstrzelanym przez Niemców.

Szermentowski nie pędzi za potwornościami, dlatego gdy je wreszcie odnotowuje, robią piorunujące wrażenie. Pod datą 27 września zapisuje:

„Przy pompie jakiś mężczyzna opowiada, że na Marymoncie Ukraińcy z formacji Własowa czy też Kamińskiego gwałcą kobiety, dzieci podrzucają nogą i nadziewają je na bagnety. Grabią obrączki, zegarki, do piwnic i schronów ciskają granaty. Jakaś kobieta ciężko ranna dwa tygodnie leżała w piwnicy, odżywiając się olejem i wodą. Kiedy jej dano coś do zjedzenia, zwymiotowała i zaraz umarła.”

Niepowtarzalna wartość „Dzienników” polega na tym, że oddają stan świadomości cywilnych świadków Powstania. Były czynione na gorąco, ich autorów nie dzieli bezpieczny dystans od opisywanych zdarzeń. Wszystkie zaczynają się od wyrażenia wiary w zwycięstwo Powstania oraz stwierdzeń, że było nieuchronne, że większość warszawiaków na nie czekało.

„Dziś się rozpoczęło. Przyszło to, o czym się marzyło – zbrojne Powstanie Warszawy przeciwko Niemcom” – tak brzmi pierwsze zdanie w dzienniku Larysy-Zajączkowskiej – Mitznerowej.

Z upływem dni notatki stają się coraz bardziej pesymistyczne. Niemcy zamykają prąd i wodociągi. Warszawiacy zaczynają cierpieć na tyfus i czerwonkę, giną od bandyckich kul i bomb, umierają z głodu i chorób. Powstańców dziesiątkują grypa i czerwonka. Naokoło śmierdzą rowy kloaczne. Pojedynczy Niemcy są nawet znośni (w pierwszych dniach byli pokorni), w gromadzie zamieniają się w zwierzęta. Pisarze, by nie wpaść w rozpacz, czytają książki. Szukają schronienia w literaturze…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.