„Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”: Mścicielka

Reżyser Martin McDonagh opanował do perfekcji trudną sztukę gry na kilku fortepianach jednocześnie. W jego filmie Trzy billboardy za Ebbing, Missouri można odnaleźć zarówno elementy westernu, jak i czarnej komedii, zarówno filmu społecznego, jak i rodzinnego dramatu. Ale jest jeszcze coś w tej produkcji, co łatwo przeoczyć: jak daleko twórca może posunąć się w bezlitosnej krytyce stróżów prawa, by nie zostać posądzonym o anarchizm. McDonagh czyni tę granicę niezmiernie cienką. By jej nie przekroczyć, wieńczy swój obraz czułostkowo moralizatorskim zakończeniem.

Do prowincjonalnego miasteczka Ebbing w Missouri nie przyjeżdża na białym rumaku jeździec znikąd, by po kilku kieliszkach whisky wychylonych w saloonie wymierzyć wszystkim łotrom sprawiedliwość. Nie musi przyjeżdżać, bo miasteczko ma już swojego ostatniego sprawiedliwego – a raczej bardzo wściekłą na świat i ludzi kobietę, która nie mogąc pogodzić się z zabójstwem córki, postanawia wzięć sprawy w swoje ręce. Przy lokalnej drodze za miastem opłaca trzy billboardy z hasłami wzywającymi szeryfa do kontynuowania śledztwa. Miasteczko opowiada się po stronie szeryfa, a przeciw kobiecie. Ona nie rezygnuje ze swoich żądań; jest wściekła do tego stopnia, że kopie mężczyzn i kobiety po kroczach, wbija dentyście wiertło w palec, przeklina, obraża i podpala komisariat policji.

Scenarzysta i reżyser Martin McDonagh przyjął następującą taktykę. Najpierw pozwala swojej bohaterce na wiele, aż dziw, że ludziska nie chcą jej spalić na stosie, by na koniec  zamieniła się z bokserki w owieczkę. Emocjonalne zaangażowanie widzów jest umiejętnie sterowane przez reżysera. Najpierw wzbudza w publiczności sympatię do głównej bohaterki, mówi o jej bólu po stracie córki i słusznym gniewie, by z czasem po naszej stronie ekranu pojawił się estetyczny bunt wobec poczynań kobiety ubranej w męski kombinezon. Widz wzięty w emocjonalną pułapkę nie dostrzega braku logiki w fabule. Kobieta uprawiająca samosąd w każdym państwie poszłaby do aresztu, podobnie jak główny antagonista bohaterki –  policjant wyrzucający przez okno niewinnego człowieka. W filmie McDonagha włos im z głowy nie spada.

Produkcja ma polityczny wydźwięk. Funkcjonariusze  policji w  położonym na amerykańskim Południu miasteczku są oskarżani o rasizm, faszyzm, nadużywanie przemocy i homofobię. A gdy ktoś podpala billboardy, powstaje pytanie, czy aby w mieście nie działa Ku Klux Klan? Po ogólnej demolce przychodzi uspokojenie jak w kinie familijnym. „A potem jest cud natychmiastowej regeneracji osobistej” – ironizuje pewien amerykański internauta rozczarowany czułostkowym zakończeniem obrazu. Do osamotnionej  w swej walce kobiety dochodzi, że swoim postępowaniem zraża do siebie ludzi, w „faszystowskiej” policji porządek zaprowadza nowy, czarnoskóry komendant, najbardziej rasistowski oficer Dixon nawraca się na dobroć i pacyfizm. 115 minut ostrej emocjonalnej jazdy zostaje gwałtownie wyciszonych, a w widzach pozostaje głęboko utrwalone poczucie niesmaku: ach to paskudne Południe.

Trzy billboardy za Ebbing, Missouri, USA, Wielka Brytania 2017, komediodramat (115 min), scen. i reż.: Martin McDonagh, w rolach głównych: Frances McDormand, Woody Harrelson, Sam Rockwell, polska premiera: 2 lutego 2018.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.