Recenzja „Underdoga”: wieczny debiutant Eryk Lubos

Największą zaletą filmu Underdog jest szczerość aktorskiej wypowiedzi odtwórcy głównej roli Eryka Lubosa. Lubos ma w dorobku wiele ról, a mimo to gra jak wiecznie młody debiutant (nie mylić z wiecznym studentem), a może lepiej byłoby napisać – jak naturszczyk. Bez Lubosa film nie wyróżniałby się tak pozytywnie na tle innych polskich produkcji rozrywkowych. Łatwo w nim znaleźć scenariuszowe niedoróbki i szablonowość fabuły, ale wszystkie te i inne mankamenty nie przeważają szali na niekorzyść Underdoga. Jakiś cud!

Czułem się jak na filmie ludowym dla każdego popcornowca, czułem się z tym bardzo dobrze i bez jakiegokolwiek  uczucia wstydu czy też zażenowania. Zanurzałem się w jarmarczność fabuły o mistrzu MMA (mieszanych sztuk walki), który, by podnieść się z upadku, podejmuje rękawicę rzuconą mu przez innego championa, a po drodze uwalnia z rąk Ruskich córkę swojej kobiety, i podglądałem, jak autorzy filmu zmagają się z trudną sztuką snucia zajmującej opowieści o męskich dylematach. Wszystko to już było w kinie amerykańskim, i nie tylko, kłaniają się bokserzy ze Złamanej lilii Griffitha,  La Strady Felliniego, Wściekłego byka Scorsese’a, serii o Rockym Balboa, z Zapaśnika Aronofsky’ego, ale nic nie szkodzi, bo w tym uniwersum można upolować jeszcze wiele rekinów, jeśli się wykaże odrobinę pomysłowości i determinacji. Nie zabrakło ich ani debiutującemu w roli reżysera Maciejowi Kawulskiemu (współtwórcy organizacji KSW sportów walki), ani scenarzyście Mariuszowi Kuczewskiemu, ani operatorowi Bartkowi Cierlicy. Postawili na atrakcyjną powierzchnię: odrealniony obraz, na sztuczki z montażem i tempem zdjęć, raz zwolnionym, innym razem przyspieszonym; wizualna drapieżność zlewa się z agresywnością sztuk walki. Najbardziej udana sekwencja treningu Lubosa przed wielkim pojedynkiem powstała w poetyce teledysku. Jedyną jej wadą jest zbytnia długość, ale całość dobrze wchodzi w oczy i uszy. Nawet w tej pretensjonalnej ambicji nakręcenia za wszelką cenę filmu bardzo nowoczesnego, oddającego ducha polskiego kapitalizmu, zauważam niepowtarzalny urok.  Bo nawet sceny powstałe na szczytach warszawskich wysokościowców z PKiN w tle mają swój koloryt, mimo wszystko. Powinno się ponarzekać na scenariuszowe niekonsekwencje (Lubos cierpi na wiele ortopedycznych kontuzji, które w cudowny sposób opuszczają jego ciało, wątek sensacyjny z Ruskimi jest naiwny i nielogiczny), tylko po co, skoro te „szwy” nie prują się, a nawet decydują o pozytywnej cyrkowości Underdoga. Styl gry Lubosa przypomina jego wcześniejsze dokonanie – Moją krew Marcina Wrony –  i wlewa bezpretensjonalną świeżość w tę nieco efekciarską narrację. Lubos świadomie uprawia rytuał mięśni i fizyczności. Zbliża się w tym do Mickey’ego Rourke’a z Zapaśnika i innych amerykańskich twardzieli. Pokazuje, że mowa pokaleczonego ciała jest mową zbolałej duszy. Dobrze pomyślana jest też rola Janusza Chabiora jako bezwzględnego i cynicznego trenera z intelektualnym zacięciem. Nawet kobieta jest w tym filmie bardzo kobieca, co coraz rzadziej zdarza się w rodzimych masowych produkcjach.

Na podsumowanie: oby więcej takich zaskakujących uderzeń w naszym rozrywkowym kinie!

Ocena: 3/6.

Underdog, Polska 2019, dramat sportowy, reż. Maciej Kawulski, w rolach głównych: Eryk Lubos, Mamed Chalidow, Aleksandra Popławska, dystrybucja: Next Film, premiera: 11 stycznia 2019 (Polska).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.