W opowiadaniach Flannery O’Connor słychać diabelski chichot

Na platformach streamingowych można obejrzeć film Ethana Hawke’a „Wildcat” o Flannery O’Connor (1925-1964), wybitnej amerykańskiej pisarce katolickiej. Nie widziałem go jeszcze. Sięgnąłem natomiast po zbiór opowiadań tej artystki „Trudno o dobrego człowieka” (Warszawa 1970) i szkice „Misterium i maniery. Pisma przygodne” (Kraków 2020) i doświadczyłem literackiego objawienia.

Flannery O’Connor żyła na amerykańskim Południu. Mimo że należała do mniejszości katolickiej w protestanckim Pasie Biblijnym, była wierna swojemu wyznaniu, a jednocześnie czuła powinowactwo z „zaściankowymi prorokami i rozkrzyczanymi fundamentalistami”. Nie wywyższała się nad innych chrześcijan, natomiast wiele czerpała ze wspólnego duchowego podglebia. Zdecydowało ono o niepowtarzalności prozy O’Connor, wypełnionej skrajnościami, groteską, przemocą, swoistym gotykiem i religijnym zapałem. Do tego bogatego plonu należy dodać jeszcze postaci odmieńców, które O’Connor traktowała jako „metafory naszego fundamentalnego wygnania”, oraz słabość pisarki do okaleczonych, ułomnych ciał, która mogła wynikać z jej osobistego doświadczenia choroby (O’Connor zmarła na toczeń rumieniowaty).

Akcja opowiadań
nie jest zawieszona w głowie narratorki

Główni bohaterowie opowiadań Flannery O’Connor mylnie odczytują swoje położenie i otaczający ich świat, popełniają błąd poznawczy mający podłoże psychologiczne. Z powodu zarozumialstwa nie zdają sobie jednak z tego sprawy. Ukryty w nich mechanizm (katolik powie grzech) zasłania im oczy na rzeczywistość. Ponieważ sami są odmieńcami, na swojej drodze spotykają często innych odmieńców, życiowych outsiderów, którzy nieświadomi swojej roli „pomagają” im dojrzeć prawdę (katolik powie doświadczyć aktu łaski). Postaci Flannery O’Connor, jak Asbury, bohater utworu Dreszcz, przeżywają boleśnie „oczyszczającą grozę”.

Asbury aspiruje do roli pisarza. Ale bezskutecznie, niczego jeszcze nie wydał. Sfrustrowany przyjeżdża z Nowego Jorku do rodzinnego domu na Południu. Uważa, że umiera. Kreuje się na żegnającego z życiem Franza Kafkę. Dopiero lekceważony przez niego prowincjonalny lekarz uświadamia mu, że choruje tylko na gorączkę maltańską. Do obolałego Asbury’ego zstępuje Duch Święty, ale – jak pisze autorka – nie wcielony w płomień, lecz w lód.

O”Connor w towarzystwie Arthura Koestlera (z lewej) i Robbiego Macauley’a (rok 1947). Fot. Wikipedia

Pisarka wykazuje się w tym i w innych opowiadaniach pokaźną dawką ironii i czarnego humoru. Aplikuje ją czytelnikom, aby nie identyfikowali się z postaciami, tylko uważnie im przyglądali. Buduje też psychologiczne napięcie, które opada dopiero w ostatnich akapitach.

W jej utworach słychać diabelską drwinę z ludzi, którym wydaje się, że są lepsi, mądrzejsi i nowocześniejsi od innych. Bohaterka opowiadania Poczciwi wiejscy ludzie ma drewnianą protezę nogi. Jej błąd polega na tym, że jest za bardzo przywiązana do swojego kalectwa. Swoje rozczarowanie życiem maskuje wywyższając się nad otoczenie, do czego uprawnia ją – w jej mniemaniu – doktorat z filozofii. Pokory uczy ją dopiero fałszywy sprzedawca Biblii. Chłopak udaje poczciwego chrześcijanina, a tymczasem jest oszustem.

Teksty Flannery O’Connor odwzorowują konkretną fizyczną i społeczną rzeczywistość. Akcja nie jest zawieszona w głowie narratorki, tylko mocno zakorzeniona w wiejskim i małomiasteczkowym środowisku. Podobnie postaci; nie cierpią one na charakterologiczny deficyt, tylko puchną od przywar i dziwactw. Szczegółowość i niemalże fizyczna namacalność opisu wynika z wiary artystki w widzialny świat, któremu trzeba, wzorem Conrada, oddać sprawiedliwość, „gdyż daje on pośrednio pojęcie o wszechświecie niewidzialnym”. Nie jest to zatem proza osobista, a tym bardziej egocentryczna, tylko w dużym stopniu realistyczna.

„Pisarz musi oceniać się okiem kogoś obcego i z takąż surowością. Tkwiący w nim prorok musi dostrzegać swojego bliźniaka odmieńca. Sztuka nigdy nie kąpie się w „ja” autora, bo właśnie dzięki niej owo „ja” zapomina o sobie, aby sprostać wymaganiom tego, co widzi, oraz tego co tworzy” – brzmi jedna z zasad Flannery O’Connor wyłożona w szkicu Natura i cel prozy literackiej.

Zrośnięta ze swoim podłożem kulturowym i religijnym Flannery O’Connor traktowała pisarstwo jak misję. Z tym że obca jej była na jednym biegunie dewocja, a na drugim rola sługi epoki i modnych teorii, w tym liberalnych. Odrzucała pogląd, że pisarz ma służyć społeczeństwu i swojemu krajowi w drodze do osiągania takiego czy innego stanu szczęśliwości. Nie poważała abstrakcyjnych konstrukcji i akademickiego podejścia do literatury, ceniła natomiast zmysłowy i duchowy wymiar prozy. Uważała, że każdy z nas ma w sobie coś, „co domaga się aktu odkupienia”. I na to „coś” powinna, jej zdaniem, odpowiadać prawdziwa literatura.

Zdjęcie na górze: Kadr filmu Wildcat. W roli głównej występuje Maya Hawke. Fot. Materiały prasowe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.