Co roku 25 lipca rzesze pielgrzymów i turystów oddają w Santiago de Compostela hołd św. Jakubowi Większemu, jednemu z 12 apostołów Chrystusa. Nad romańską katedrą, w której przechowywane są relikwie świętego, zapalają się sztuczne ognie, na placu przed świątynią odbywa się wielki radosny piknik, trwający nawet kilka dni. Odprawiana jest msza św. z procesją z udziałem króla Hiszpanii. Ja, niestety, nie doświadczyłem tych wydarzeń, nawet nie usiłuję wyobrazić sobie, jakimi barwami rozbłyska w tym czasie miasto, ani nie poczułem w ustach pyłu szlaku św. Jakuba, czyli Camino de Santiago. Dlatego tylko poteoretyzują na temat Camino. Może uda mi się nikogo nie zanudzić. Może zapisane słowa zawiodą mnie do św. Jakuba.
Sława Santiago de Compostela, miasta położonego w północno-zachodniej części Hiszpanii, gdzie, wg niepotwierdzonej, ale i niezaprzeczonej przez historyków legendy, w X w. odnaleziono szczątki apostoła, który za życia miał dotrzeć tam ze swoją misją ewangelizacyjną, narodziła się w XIII w., kiedy Europa była pogrążona w kryzysie. Ziemię Świętą opanowali muzułmanie, w XIV w. Rzym przeżywał okres upadku i awiniońskiej niewoli papieży, na Półwyspie Iberyjskim rozpanoszyli się Maurowie. W tym trudnym czasie rzesze pielgrzymów przemierzały cały kontynent, by pokłonić się św. Jakubowi Większemu. Do grobu apostoła pielgrzymowali nawet monarchowie, a w 1215 roku dotarł św. Franciszek z Asyżu. Przez stulecia przemierzanie europejskich szlaków Drogi Św. Jakuba łączyło chrześcijan, jej upadek nastąpił w okresie reformacji. Protestanci krytykowali ideę pielgrzymowania, zarzucając pielgrzymom próżniactwo. Krytycy mieli o tyle rację, że podczas pielgrzymek dochodziło do różnych złych rzeczy – np. wędrowano dla zarobku, w cudzym imieniu, nie mówiąc już o balangach i innych swawolach. W epoce oświecenia pielgrzymowanie było poddawane totalnej krytyce, ostatecznie Droga św. Jakuba opustoszała w XIX wieku. Na jej szlaki pielgrzymi, a także turyści, w tym sporo niewierzących, wrócili w drugiej połowie XX wieku.
Jeśli pielgrzymki na Jasną Górę mają wymiar wspólnotowy, to do Santiago de Comostela indywidualny. Do tego odległego zakątka Hiszpanii wędruje się (albo jedzie) przede wszystkim samotnie albo w małych grupach. Pielgrzymi, którzy nie mają potrzeby modlitwy, nie wstępują do świątyń, stojących przy szlaku. Swoje wnętrza mogą odkrywać jednostkowo, na swój sposób. O takim rodzaju religijnego doświadczania pisałem w artykule o Marku Kamińskim. Inny aspekt pielgrzymowania polega na podróżowaniu w czasie. Przemierzając Drogę, podróżnicy cofają się do dawnych wieków, do początków chrześcijańskiej Europy, której materialnymi znakami są stojące przy drogach kaplice, krzyże, kościoły, klasztory, studnie (średniowieczny wymiar ma przede wszystkim odcinek hiszpański). Droga biegnie często przez odludne tereny, a samotność sprzyja medytacji i otwarciu się na sacrum. Camino może więc stanowić znakomitą propozycję dla zeświecczonych europejskich indywidualistów, znudzonych komercyjnym wymiarem naszej cywilizacji i szukających wyciszenia, poznania innego rytmu rzeczywistości.
Dziś Europa stoi na rozdrożu. Ubożeje duchowo i biologicznie. UE jest rozbita na kraje różnych prędkości, a na zwinnych pontonach płyną do jej brzegów kolejne fale imigrantów. Dlatego jednym ze sposobów na znalezienie europejskiej jedności może być pielgrzymowanie do św. Jakuba. W głąb samego siebie i czasu.