Taniec ćmy [Recenzja]

Nowela austriackiej pisarki Christine Lavant Zapiski z domu wariatów liczy zaledwie kilkadziesiąt stron i ginie na półkach pośród innych książek. Jest jak mrówka w wielkim mrowisku, jak kropla (kropka) w morzu słów i zdań. Łatwo ją przeoczyć, ale gdy się wreszcie ją odnajdzie, wypatrzy, wyszpera i przeczyta, wynagradza swym bogactwem, którego nie sposób odkryć za pierwszym czy drugim razem.

Zapiski z domu wariatów, tekst napisany w 1946 roku, ukazuje się u nas dopiero teraz, choć trudno czynić polskim wydawcom pretensje z tego powodu, bo nowela bardzo długo była uważana za zaginioną. Pisarka chciała ją zniszczyć. Interpretacji jej decyzji jest kilka. Mogła obawiać się, że zrani swoje siostry, które umieściła na kartach książki, albo odpowiedzialności prawnej w przypadku zidentyfikowania opisanych przez siebie kilku pacjentek szpitala psychiatrycznego w Klagenfurcie. Jakąś rolę mogły odegrać także względy historyczno-polityczne, gdyż w okresie III Rzeszy w klagenfurckim szpitalu, którym kierował ten sam ordynator, co w okresie pobytu młodej Christine, poddawano eksterminacji chorych psychicznie, za co nikt nie został rozliczony. Manuskrypt Zapisków… uratowała  angielska tłumaczka prozy Christine Lavant i tak przetrwał do pierwszego wydania w 2001 roku.

Christine Lavant (właściwie Christine Habernig) urodziła się w ubogiej, wielodzietnej rodzinie w Grossedling w Karyntii w Austrii. Od najwcześniejszych lat cierpiała na wiele chorób, m.in. skrofulozę, z powodu której groziła jej utrata wzroku, przed czym uratował ją w 1924 roku lekarz Adolf Purtscher. Wątła i nadwrażliwa Christine przejawiała wielki talent poetycki. Pisała wiersze, niestety, wzmagające się depresje były ciemnym aniołem jej poezji. W młodości z powodu poważnej depresji próbowała popełnić samobójstwo zażywając leki. Pod wpływem szwagra Chrsitne sama zgłosiła się do szpitala psychiatrycznego w Klagenfurcie. Choć sześciotygodniowy pobyt na koszt gminy sprowadzał się do aplikowania dziewczynie arszeniku i groźby użycia kaftana bezpieczeństwa, Christine po opuszczeniu murów szpitala zaczęła jakoś układać sobie życie. Po śmierci rodziców wyszła za mąż za dużo starszego od siebie mężczyznę, potem, gdy zaczynała błyszczeć jej literacka gwiazda, poznała malarza Wernera Berga, z którym miała pięcioletni romans. Pisarka przez całe życie zmagała się z melancholią, przez otocznie była traktowana jak odmieniec.

Szpitalne doświadczenia skłoniły Christine do napisania noweli. Historia jest bardzo zgrabnie pomyślana. Łatwo można odnieść wrażenie, że ma się do czynienia z pełnym zapisem przeżyć pisarki. Ale to tylko pozory, bo Lavant przy całej swojej szczerości kamufluje i przekształca wiele informacji ze swojego życia, pisze np., że podczas pobytu w szpitalu prowadziła dziennik, czego w rzeczywistości nie robiła. Przemyślna konstrukcja utworu sprawia, że mimo impresyjnie i poetycko tkanych zdań Zapiski… nie rozsypują się, przeciwnie, z każdą stroną zmierzają do logicznego zakończenia. Główna bohaterka, a zrazem alter ego pisarki, prowadzi monolog wewnętrzny, który służy jej za instrument do badania swojego serca i umysłu i wnikania we wnętrza innych pensjonariuszek szpitala – Berty, Renaty, Karmelka, Ukrzyżowanej, Królowej –  kobiet  przypominających postaci z jakiejś okrutnej ludowej baśni, w której niepoślednią rolę odgrywają  latające rumaki i obcięte głowy.

Jak zatem zmierzyć się z tym utworem? Dla Lavant choroba psychiczna jest filozoficzną kategorią pozwalającą na wniknięcie w głąb ontologicznej pustki, niebytu:

Bo cierpienie, z którym człowiek się tu styka, tak bardzo wykracza poza granice człowieczeństwa, że nie można mu zaradzić samym tylko człowieczeństwem.

Lavant, a w istocie jej literacka reprezentantka, zwierza się, że nie spotkała w szpitalu anioła, za którym tak tęskniła, a z którym by pofrunęła do Boga. Bóg okazuje się głuchy na jej modlitwy i potrzebę miłości. Ale pacjentka choć często wpada w rozpacz, bo:

Wcale nie kochamy – tańczymy jak ćmy wokół sztucznego światła.

ostatecznie nie traci wiary. Mówią o tym liczne odwołania do rąk poszukujących światłości i dotyku. Dla Lavant, której – przypomnijmy – groziła w dzieciństwie utrata wzroku, dłonie mają fenomenalne znaczenie, bo wyrażają istotę ludzkiego jestestwa, sprowadzającego się do przemożnej chęci komunikacji z czymś żywym, cennym, z drugim człowiekiem. Mimo swej bojaźliwości dłonie bohaterki cały czas szukają czegoś niedotykalnego i nieosiągalnego. Istoty bytu.

Christine Lavant, Zapiski z domu wariatów, tłum. Małgorzata Łukasiewicz, Wrocław 2017.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.