Islandia znana jest z przepięknych fiordów, czynnych wulkanów i niesamowitych krajobrazów chętnie wykorzystywanych przez zagranicznych producentów filmów (m.in. serial „Gra o tron”). Wyspa znana jest też z bardzo ciekawej kinematografii. Choć należy do najmłodszych w Europie, islandzkie filmy zdobywają coraz więcej fanów na całym świecie, także w Polsce. Wyspiarską markę potwierdza komediodramat Hafsteinna Gunnara Sigurðsson „W cieniu drzewa”. Warto obejrzeć ten film, by przekonać się, że emocjonujące kino może wyrosnąć na równo skoszonym trawniku codzienności.
I od razu dopowiedzenie: emocjonujące kino bez emocji. Bo tak właśnie opowiada Hafsteinna Gunnara Sigurðssona. Nieco ospale, chłodnawo, z emocjami skrytymi między wierszami, w małych, z pozoru nieistotnych wydarzeniach, w spłaszczonych kolorystycznie plenerach i w kadrach z niewielką ilością światła. Proza życia zaczerpnięta z jakiegoś sitcomu.
Reżyser umiejętnie splata dwa główne wątki: Atliego wyrzuconego z domu przez żonę z powodu oglądania filmów pornograficznych, oraz jego rodziców skonfliktowanych z sąsiadami. Pretekstu do sporu dostarcza drzewo o olbrzymiej koronie, rosnące przed domem rodziców Atliego, a które zabiera słońce ich sąsiadom. Spirala niechęci i złośliwości szybko się nakręca aż do zaskakującego, dramatycznego zakończenia. W bezinteresownym okrucieństwie celują kobiety, mężczyźni już dawno uśpili w sobie instynkt wikingów. Ten obudzi się w finale filmu.
Zdarzenia same się opowiadają. Bawią ironicznie skomponowane kadry i utrzymane w groteskowej tonacji fabularne miniatury, jak te, gdy młody ojciec urządza córeczce piknik na wielkim pustym trawniku w okolicach IKEI albo spotkanie wspólnoty mieszkaniowej, gdzie dyskusja na temat przebudowy kanalizacji miesza się z uwagami na temat seksualnych obyczajów lokatorów. Rolę komentarza do samonapędzającego się absurdu jest sposób filmowania dostojnego drzewa. Drzewo jest pokazywane jak gdyby pochodziło z innej rzeczywistości. Kamera sugeruje, na zasadzie kontrastu, jak pozbawione harmonii i zdrowej energii jest życie mieszkańców dwóch szeregówek. Soczysta zieleń liści odcina się od dominującej w kadrach wyblakłej palety barw.
Długo szukałem w tym filmie jakiegoś głębszego przekazu, czegoś co by powiozło mnie windą do nieba. Znalazłem go w wątku drugiego syna rodziców Atliego – samobójcy. Z powodu jego śmierci cierpi matka, za śmierć syna podświadomie obwinia cały świat, jej cierpienie przyczynia się do dalszych nieszczęść. Może nic wielkiego, można powiedzieć zwykły rodzinny dramat, ale jakże świeżo podany do stołu.
***
Autorką znakomitych zdjęć do filmu jest polska operatorka Monika Lenczewska. W roku 2016 została wymieniona przez magazyn Variety jako jedna z 10 młodych operatorów, „których karierę należy śledzić”. To nie jedyna artystka obiektywu z Polski, która robi karierę za granicą. O innej, Virginii Surdej, pisałem przy okazji belgijskiego filmu W czterech ścianach.
W cieniu drzewa (Undir trénu), Islandia, Dania, Polska 2017 (komediodramat, 89 min), reż. Hafsteinn Gunnar Sigurðsson, w rolach głównych: Steinþór Hróar Steinþórsson, Edda Björgvinsdóttir, Sigurður Sigurjónsson, Þorsteinn Bachmann, Selma Björnsdóttir, polska premiera: 22 czerwca 2018, dystr. M2 Films.