Boże Narodzenie ateisty. O powieści „Niels Lyhne”

Czym jest dla mnie bookcrossing? Wyjściem poza utarte literacko-handlowe szlaki. Gdy sięgam po uwolnione przez byłych właścicieli zakurzone książki, daję sobie przywilej bezinteresownego obcowania z zapomnianymi autorami i ich dziełami. Przeżywam niezaprogramowaną przez rynek literacką przygodę. Takim odkryciem okazał się być dla mnie Jens Peter Jacobsen i jego powieść Niels Lyhne z 1880 roku w tłumaczeniu Marii Dąbrowskiej (1925). Powieść duńskiego pisarza dawno już nie była wznawiana w Polsce, a szkoda, bo choć nosi staroświecki XIX – wieczny surdut, opowiada o bardzo ważkich sprawach: o ateizmie. Ale nie współczesnym, „wesołym”, postmodernistycznym, ale pozytywistycznym, związanym z darwinowskiego ewolucjonizmem.

Niels Lyhne to powieść  biograficzna. Opowiada o pewnym konkretnym życiu: o mężczyźnie urodzonym w latach 30. w XIX w. w Lønborggård koło Thisted w Danii. Rodzice Nielsa po pierwszej miłosnej fascynacji zaczynają oddalać się od siebie w wyniku różnych temperamentów i upodobań. Ona jest romantyczką, on przyziemnym realistę. Gdyby nie narodziny syna i wymagania religii protestanckiej, pewnie by się rozeszli. Niels wyrasta na poetycko usposobionego młodzieńca. Szybuje w obłokach idei, zapomina o życiu. Każda nowo napotkana kobieta opuszcza go – albo odchodzi do innego mężczyzny albo umiera. Wzniosłe życie Nielsa Lyhne to pasmo zerwanych więzi i wielkiej samotności, z której młody mężczyzna długo sobie nie zdaje sprawy wciąż podróżując po Danii i Europie.

Niels Lyhne wyrzuca Boga ze swego serca po tym, gdy nie zostają wysłuchane jego modlitwy o zdrowie dla cioci Edele. Kilkunastoletni Niels jest w niej zakochany. Scjentystyczny ateizm przyjmuje za swój światopogląd na studiach w Kopenhadze, gdy poznaje wyzwoloną panią Boye. Staje się wyznawcą „nowej Ewangelii głoszącej wyzwolenie  i spełnienie”. Buntuje się przeciw „tyranii społeczeństwa”, wybiera wiarę w „wolność jednostki” i „szlachectwo namiętności”. Jednak erotyczny związek z panią Boye nie przekształca się w małżeństwo. Boye wychodzi za mąż za filistra.

Wielką egzystencjalną samotność czuje Niels po śmierci matki, gdy przychodzi mu samemu spędzić Boże Narodzenie w Kopenhadze. W wigilię  wybiera się do tawerny na kolację. W niej spotyka doktora Hjerrilda, wolnomyśliciela. Doktor przestrzega Nielsa, by unikał ateistycznego fanatyzmu, bo nie można być fanatykiem negatywnej idei głoszącej, że Boga nie ma. Jedno wyklucza drugie. A bez fanatyzmu, który nie przystoi wolnomyślicielowi, nie zwycięży się z wciąż mocnym chrystianizmem. Tymi słowami uznaje słabość materializmu wobec religii. Nie przekonuje młodego poety. Ten mu odpowiada:

„czy pan nie zdaje sobie sprawy, że w dniu, w którym wolna ludzkość będzie mogła zawołać: nie ma Boga, w dniu tym, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nowe niebo i nowa ziemia zostaną tu stworzone? Wtedy dopiero niebo będzie wolną, nieskończoną przestrzenią, a nie groźnym śledzącym okiem. Dopiero wtedy ziemia będzie należała do nas, a my do niej, kiedy tamten ciemny świat zbawienia i potępienia pryśnie jak bańka mydlana. Ziemia stanie się wtedy naszą prawdziwą ojczyzną, ojczyzną naszego serca, w której będziemy już nie jak obcy goście przez krótki czas, ale po wszystkie czasy.”

Po śmierci młodej żony i synka bohater powieści Jacobsena wyrusza na wojnę. Ciężko ranny musi pożegnać się z życiem. Doktor Hjerrild namawia go, by pogodził się z Bogiem, by powrócił do „miękkich wspomnień dzieciństwa”:

„Bądźmy szczerzy i wyznajmy, że nigdy nie możemy Boga całkiem z nieba wysiedlić; nasza myśl zbyt często tak go sobie wyobrażała; jest on tam już wdzwoniony i  wśpiewany od czasów, kiedy byliśmy dziećmi.”

Niels Lyhne nie przyjmuje duchownego. Nie ma do kogo się pomodlić. Umiera w samotności. Jakobsen pisze, że w „ciężkim skonaniu”.

Jens Peter Jacobsen (1847-1885). Fot. domena publiczna.

Jens Peter Jacobsen (1847-1885) był przyrodnikiem, jednocześnie humanistą. Umarł młodo, w wieku 38 lat, w rodzinnym Thisted. Pozostawił po sobie dwie powieści Pani Maria Grubbe i Niels Lyhne oraz tom nowel i fragmentów. Można przypuszczać, że bohatera swojej powieści obdarzył  w jakimś stopniu swoimi cechami i dylematami. Powieść jest bardzo tradycyjnie napisana – w jej matematycznej budowie przejawia się pozytywizm pisarza – jednocześnie przeszywa ją romantyczny, niespokojny duch gorączki poznania. Tak napisana książka odsłania swoją niepowtarzalną wartość dopiero po jakimś czasie; dopiero gdy odłoży się  ją z powrotem na półkę, odkrywa się jej powab i mądrość. Jakobsen dotyka ważnej prawdy, czym jest religia  – delikatną więzią z drugim człowiekiem i z czymś ponadludzkim (w łacinie religia to religio, czyli więź). Bez tej więzi człowiek stawia sobie samemu trony, jak Niels Lyhne, a potem z hukiem z nich spada.

Trzeba też wyrazić słowa uznania dla kunsztu tłumaczki. Maria Dąbrowska przełożyła skomplikowaną germańską składnię na pełną wdzięku i lekkości polską frazę. Obcowanie z językiem Jakobsena/Dąbrowskiej pozwala wyzwolić się od zabrudzeń dzisiejszej potocznej polszczyzny. Tłumaczce zawdzięczamy mistrzowsko oddaną plejadę kobiecych postaci. Mężczyzna na pewno nie byłby w stanie wyrazić tylu różnych barw miłości i kobiet, co Maria Dąbrowska.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.