Carewicz Putin. Recenzja dokumentu Witalija Manskiego

W dwudziestym roku rządów Władimira Putina ma swoją premierę dokument Witalija Manskiego Świadkowie Putina. Cenny materiał zdjęciowy pochodzi z lat 1999- 2000, czyli z okresu objęcia przez młodego podpułkownika KGB funkcji premiera w rządzie ustępującego prezydenta Borysa Jelcyna, a następnie zwycięstwa w wyborach prezydenckich. Spojrzenie na carewicza Putina z dzisiejszej perspektywy, gdy wiadomo, że przeistoczył się on w okrutnego cara, decyduje o najważniejszej wartości dokumentu Manskiego.

Reżyser był  w tamtym czasie szefem departamentu dokumentalnego rosyjskiej telewizji publicznej. Zbierając materiały o dwóch seniorach rosyjskiej polityki – Jelcynie i Gorbaczowie – natknął się na ludzi znających młodego Putina, m.in. jego nauczycielkę z Petersburga. Gdy Manski przedstawił Putinowi nagraną wypowiedź nauczycielki o swoim uczniu, otrzymał jego zgodę na towarzyszenie mu w wielu sytuacjach. Najciekawsze fragmenty nakręcił Manski małą nieprofesjonalną kamerą. Reżyser często wyręczał swojego operatora pracującego dużą kamerą, jakby onieśmielonego obecnością najważniejszej osoby w państwie. Między reżyserem a Putinem wytworzył się szczególny rodzaj więzi, nawet sympatii. Przyszły dyktator używał miękkich metod perswazyjnych, by przekonać reżysera do swojej wizji nowej Rosji.

W jednym z wywiadów Manski powiedział, że długo nie myślał o wykorzystaniu materiałów zdjęciowych, dopiero gdy w 2014 roku Rosja anektowała Krym, postanowił do nich wrócić. Dziś Witalij Manski mieszka na Łotwie, film zrealizował dzięki zachodnim producentom, nie wiadomo, jak udało mu się wywieźć z kraju bezcenne archiwalia.

Utrwalony dwadzieścia lat temu Putin jest nieco nieśmiały, zaskoczony swoją rolą, jednocześnie przejawia już instynkt przywódcy stada. Deklaruje się jako demokrata, który nie ma żadnych monarszych ambicji. Mówi, że po pierwszej kadencji z chęcią zamieni się w zwykłego obywatela, który będzie chodził na piwo. Po takich słowach na twarzach widzów musi pojawić się uśmiech, a nawet rozbawienie. Putin odsłania swoją  filozofię. Pragnie, by Rosjanie po rządach jego promotora Jelcyna odzyskali zaufanie do władzy. Jednym z instrumentów ma być odkurzenie części dziedzictwa ZSRR, m.in przez przywrócenie starego hymnu. Często filmowany przez Manskiego Jelcyn w przypływie szczerości nazywa hymn z nowym tekstem Siergieja Michałkowa, ojca znanego reżysera filmowego Nikity, „czerwoniutkim”.

Na ekranie padają istotne uwagi, że Putin zbudował wertykalny system władzy, której wszystkie elementy podporządkowane są właśnie jemu, oraz że po raz pierwszy wygrał wybory prezydenckie dzięki klimatowi strachu wzniecanemu przez zamachy bombowe. To druga bezcenna wartość tego dokumentu, polegająca na odsłanianiu mechanizmów przejmowania władzy w Rosji po latach jelcynowskiego „bezkrólewia”. Reżyser pokazując na końcu zniszczone twarze zwykłych obywateli, rzekomo w imieniu których Putin 20 lat temu objął władzę, sugeruje, dokąd zaprowadziły Rosję jego rządy. Inny komentarz tworzy północna, surowa muzyka autorstwa Karlisa Auzansa, nadająca się bardziej do amerykańskiego horroru niż dokumentu. Ale czyż rządy Putina nie są budzącym grozę dreszczowcem?

Ocena: 4,5/6

Świadkowie Putina (Svideteli Putina), Czechy, Szwajcaria, Łotwa (2018), dokument (102 min), scen. i reż.     Witalij Manski, dystr. Against Gravity, w kinach od 28 czerwca 2019.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.