Autor „American Psycho” przeciw lewicowemu establishmentowi

Pisarz i scenarzysta filmowy Bret Easton Ellis, autor jednej z najbardziej kontrowersyjnych i brutalnych amerykańskich powieści, czyli American Psycho, nie przestaje szokować i prowokować. Tym razem sprzeciwia się lewicowej histerii towarzyszącej prezydenturze Donalda Trumpa, krytykuje wielkie korporacje za podsycanie oporu przeciw prezydentowi oraz propagowanie szkodliwej dla Amerykanów „opresyjnej zbiorowej ideologii progresywnej”.

Bret Easton Ellis urodził się w 1964 roku w Los Angeles w rodzinie bogatego analityka inwestycyjnego i gospodyni domowej. Alkoholizm ojca doprowadził do rozpadu małżeństwa i zaważył na wyborze przez młodego Breta kariery pisarskiej. Debiutował w połowie lat 80. razem z pokoleniem literackim nazwanym przez krytyków Brat Pack. Najgłośniejszą jego książką okazała się  wydana w 1991 roku powieść American Psycho o seryjnym mordercy z Wall Strett. American Psycho o mały włos a nie ukazałby się z powodów cenzuralnych; wzbudził falę krytyki, jednocześnie utorował Ellisowi drogę do historii amerykańskiej literatury.

Liberał

Po napisaniu kilku innych powieści (m.in. Od/loty godowe i Glamorrama) pisarz zapragnął wyjść poza wąskie granice beletrystyki. Tak też uczynił, wydając w ub. roku autobiograficzny esej Biały (ang. tytuł White, polski wydawca Vis-a-Vis Etiuda). W książce tej Ellis daje się poznać jako odważny i nieszablonowy krytyk filmowy (warta polecenia jest chociażby analiza Amerykańskiego żigolaka w reż. Paula Schradera) oraz takiż sam obserwator życia społeczno-kulturalnego Ameryki. Autor American Psycho krytykuje Hollywood za wiele produkcji i przyznane w ostatnich latach Oscary (dla The Hurt Locker i Moonlight), idzie w poprzek lewicowo-liberalnego myślenia, choć sam nie uważa się za konserwatystę, a tym bardziej prawicowca, tylko klasycznego liberała ceniącego najwyżej prawo do wolnego wyboru, stawiania pytań i nieskrępowanej artystycznej wypowiedzi.

Imperium i postImperium

Bret Easton Ellis zalicza się do Pokolenia X, wychowanego jeszcze na analogowym kinie i TV. Mianem Imperium określa kulturę masową i przemysł rozrywkowo-medialny wywierające przeogromny wpływ na życie Amerykanów. Imperium wraz z niekłamanymi, prawdziwymi i heroicznymi gwiazdami typu Frank Sinatra i Elvis Presley upadło 11 września 2001 roku oraz z narodzinami potęgi internetu i mediów społecznościowych. 

„Kultura nie należy już do tytanów, ale do każdego, kto potrafi zwrócić na siebie uwagę dowolną metodą i siłą. Podczas gdy Imperium symbolizowało postać amerykańskiego bohatera – twardego, zakorzenionego w tradycji, namacalnego i analogowego – to świat post-Imperialny składa się z ludzi, którzy od samego początku są efemeryczni [..] a zakorzenieni są w tradycjach stworzonych przez media społecznościowe, opartych wyłącznie na powierzchowności i ekshibicjonizmie [..]” – pisze autor Białego.

Z  pozycji Pokolenia X zbuntowanego niegdyś przeciw komercji i wielkim korporacjom krytykuje współczesne pokolenia millennialsów, które nazywa Generacją Wuss  (ang. słowo niezdara, pierdoła, dupa wołowa). Zarzuca mu, że jest rozpieszczone przez rodziców z Generacji X. Millennialsów nie wolno krytykować, bo od razu wpadają w depresję. Zbyt łatwo przyjmują  postawę ofiar, bo nikt im nie uświadomił, że świat z reguły jest zimny i obojętny, pełen sprzeczności i niedoskonałych ludzi. Takich też przewrażliwionych na swoim punkcie bohaterów kreuje post-Imperium: jako ofiary rasizmu, seksizmu i mizoginii.

Trump Jokerem

Bret Easton Ellis nie brał udziału w wyborach prezydenckich 2016 roku, dlatego mógł bez uprzedzeń śledzić kampanię wyborczą. Trumpa z tamtego okresu nazywa dezurpatorem nieprzestrzegającym żadnych zasad ani protokołu. Kogoś w rodzaju Jokera z filmu The Dark Knight:

„Dla niektórych był tak przerażający, ponieważ (przynajmniej tak to wyglądało) nie potrzebował ani nie chciał niczyich pieniędzy. Obrażał wszystkich, a jego najsilniejsze zniewagi wycelowane były w białych mężczyzn z establiszmentu – nie tylko w muzułmanów, kobiety i Meksykanów. Obelgi Trumpa były wymierzone we wszystkich, z którymi się nie zgadzał, a biali mężczyźni oberwali jako pierwsi i znacznie gorzej niż ktokolwiek inny […] Trump był jaskrawą antytezą zarozumiałej wyższości moralnej lewicy, zdefiniowanej raz na zawsze przez uwagę Hillary Clinton o „koszyku godnym pożałowania” [wyborcach Trumpa godnych pożałowania – ps], jak również przez zapierającą dech w piersiach protekcjonalność Michelle Obamy, cytowaną z zachwytem przez media głównego nurtu.”

Choć Ellis nie pisze tego wprost, ale można dojść do wniosku, że wojnę na linii Trump-lewica traktuje jako wojnę człowieka wyrosłego w czasach Imperium z jego silną amerykańską identyfikacją z kręgami wyznającymi i szerzącymi ideologię post-Imperium. Od zwycięstwa Trumpa nic się nie zmieniło w postawie liberalnych, a raczej illiberalnych, jakby napisał Ellis, mediów i elit, cały czas trwa opór przeciw prezydentowi. Media i korporacje upominają albo karzą aktorów i artystów za pochlebne słowa o prezydenturze faceta z zabawną grzywką (np. David Lynch musiał prostować wypowiedź, że Donald Trump może się okazać najwybitniejszym prezydentem w historii Ameryki). Ci, którzy w mediach społecznościowych mają odwagę wyrazić inne zdanie niż mainstream, spotykają się z niewyobrażalnym hejtem. Taki też los spotykał autora Białego.

Podsumowując, Bret Easton Ellis oskarża współczesnych lewicowców o zdziecinniały faszyzm, o propagowanie hipokrytycznego [przymiotnik od rzeczownika hipokryzja – ps] modelu, że wszyscy powinni być identyczni w swej postępowości, równości, różnorodności i inkluzywności, oraz uprawianie taktyki wykluczania inaczej myślących. „Odmienne poglądy polityczne zostały ocenione jako niemoralne, rasistowskie i mizoginistyczne”, pisze Ellis. A najbardziej hipokrytyczny jest Hollywood.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.