Antytotalitarna i antyreligijna powieść Boualema Sansala „2084. Koniec świata”. [Recenzja]

Wydana przez wydawnictwo Sonia Draga powieść algierskiego pisarza Boualema Sansala „2084. Koniec świata” ma strukturę labiryntu: główny bohater Ati w miarę przybliżania się do prawdy o totalitarnym państwie, w jakim żyje, coraz bardziej przekonuje się, że traci szansę na wyjście z niewoli.

Katastroficzny tytuł powieści najlepiej tłumaczy poniższy cytat:

„Widział, jak nadchodzi rok 2084 i święte wojny oraz nuklearne holokausty. Co więcej, widział narodziny broni absolutnej, której nie trzeba produkować, ani kupić: całe narody naładowane straszliwą przemocą. Wszystko było możliwe do przewidzenia, ale nie słuchano tych, którzy mówili: „Nigdy więcej”, i tych którzy powtarzali: „Już nigdy więcej”. Wszystko zaczęło się tak samo jak w 14, jak w 39, jak w 2014, 2022, 2050. Tym razem, w 2084, na dobre. Stary świat przestał istnieć, a nowy, Abistan, rozpoczynał swoje wieczne rządy nad planetą”.

 Przytoczony fragment współbrzmi z panującymi dziś w Polsce i Europie nastrojami. W Syrii trwa krwawa wojna. Tzw. państwo islamskie dąży do zaprowadzenia w Europie kalifatu. Putin demontuje Ukrainę. Pojawiają się głosy o końcu Unii Europejskiej, zachodniej cywilizacji i Ameryki. Współczesny świat jest wielowektorowy, nie wiadomo, kto jest z kim, a kto przeciw.

Nim nadejdzie rok 2084 (czy w ogóle nadejdzie?), warto wczytać się w antyutopię algierskiego pisarza. Boualem Sansal, podobnie jak Orwell w „1984” czy Władimir Nabokov w „Skośnie w lewo” snuje mroczną, jednocześnie bardzo satyryczną wizję totalitarnego  państwa, napędzanego przez strach i przemoc. Teokratyczny Abistan rządzony jest przez proroka Abiego, wysłannika boga Yolaha, oraz Sprawiedliwe Bractwo, w którym zasiadają członkowie wpływowych klanów. Obywatele Abistanu kilka razy dziennie muszą padać na kolana w modłach, na stadionach wykonuje się wyroki śmierci na odszczepieńcach, masy ludzkie pielgrzymują do świętych miejsc, co jest jedyną dozwoloną formą przemieszczania się po rozległym państwie. Ludzi kontrolują Milicja Obywatelska i wszechpotężny Aparat, a ich umysły zniewala język, jakim się posługują. Wykroczenie poza pojęcia tej mowy grozi ujrzeniem prawdy o państwie pozbawionym wolności i demokracji.

Ryzyka podejmuje się młody mężczyzna Ati. Chory na gruźlicę dwa lata spędził w sanatorium Sin w górach Oua. Tam usłyszał o ginących w górach karawanach, o tym, że Abistan ograniczają granice, poza którymi jest niebyt, świat herezji. Ati zaczyna wątpić w to, że Abistan jest jedynym królestwem na ziemi. Po opuszczeniu sanatorium zaczyna szukać prawdy. Jego wysiłek zostaje wynagrodzony: Ati poznaje istotę Abistanu, ale czytelnik musi znaleźć odpowiedź na istotne pytanie, czy bohater z tą wiedzą odzyska wolność, odrodzi się na nowo?

Powieść ma charakter filozoficznego dyskursu, w którym fabuła pełni pomocniczą rolę, a główny bohater jest uniwersalną figurą młodzieńca szukającego w wędrówce Mistrza. Abistan jest bytem wymyślonym, sztucznym, ale przez to fundamentalnie rzeczywistym, bo ufundowanym na zwierzęcej woli panowania jednych nad drugimi. Pisarz operuje wieloma stylami, także arabskiej cudownej baśni, by pokazać, jak groźny, poza wszelkim rozumem byłby świat rządzony przez religijnych fanatyków. Jedynym sposobem wyzwolenia się z ich szalonej wizji byłby bunt:

„Jego [Atiego] umysł nie tyle odrzucał religię, co stłamszenie człowieka przez religię. Nie pamiętał już jakim tokiem myślenia doszedł do wniosku, że człowiek istnieje i odkrywa samego siebie tylko podczas buntu i poprzez bunt, a bunt ten jest prawdziwy, jeśli w pierwszym rzędzie obraca się przeciwko religii i jej wojskom. Może nawet myślał, że to nie prawda – boska czy też ludzka, święta czy świecka – jest prawdziwą obsesją człowieka, lecz jego marzenie, zbyt wielkie, aby pojął je w swym szaleństwie: wymyślić ludzkość i zamieszkać w niej, tak jak władca mieszka w swoim pałacu”.

 ” (…) wymyślić ludzkość i zamieszkać w niej (…)” – brzmi masońsko, nieprawdaż? Boual Sansal, który choć urodził się w muzułmańskiej Algierii, deklaruje się jako niewierzący, a nawet ateista. Jest człowiekiem wykształconym, należy do intelektualnej elity swojego kraju, był politycznie zaangażowanym w „arabską wiosnę”. I bez wątpienia napisał swoją powieść nie tylko po to, by ostrzec Europejczyków przed groźbą islamistycznego totalitaryzmu, ale by w ogóle – jak sądzę – skompromitować wszelkie religijne myślenie, które według niego prowadzi do wojen. Należy o tym pamiętać, ulegając niezwykłemu czarowi tej prozy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.