Z przekazów rodzinnych znam taką historyjkę. Zaraz po wojnie w jednej z rzeszowskich wsi Sowieci zorganizowali pokaz jakiegoś filmu propagandowego, a może fabularnego, co na jedno wychodzi. Gdy widzowie zobaczyli na rozwieszonym białym płótnie czołgi, wystraszyli się i uciekli (kobiety z piskiem) ze szkolnej sali, gdzie odbywał się seans. Czerwonoarmijcy nie zdołali ich zatrzymać. Prawdopodobnie większość zebranych ludzi po raz pierwszy widziała ruchome obrazy, a może podziałało wspomnienie niedawnej wojny. W każdym razie ich reakcja była „właściwa”. Tak właśnie na całym świecie reagowali ludzie podczas pierwszych pokazów filmowych, myląc obraz kinowy z rzeczywistością. A może w ten sposób przejawiali religijną bojaźń, że oto ktoś wydarł Bogu stwórcze prerogatywy? W rzeszowskiej wsi bojaźń Boża na pewno odegrała ważną rolę.
Po raz pierwszy do podobnego wydarzenia doszło 28 grudnia 1895 roku w stolicy świata – w Paryżu – w Salonie Indyjskim Grand Café przy Boulevard des Capucines 14, kiedy wiele osób zgromadzonych na pokazie projektora a zarazem kamery filmowej, wynalazku Louisa i Augusta Lumière zwanego kinomatografem, zaczęło uciekać, gdy zobaczyło filmik Wjazd pociągu na stację w La Ciotat. Ludzie myśleli, że pociąg zamieni ich zaraz w krwawą miazgę. Odpowiedzialny za to zamieszanie był ojciec wynalazców – Antoine Lumière – pionier fotografii, który konsekwentnie popychał swoich synów do sławy.
28 XII 1895 roku to święta data dla miłośników kina, gdyż wynalazek braci Lumière, a głównie Louisa, dał początek nowej sztuce. Bracia nakręcili swoim kinematografem krótkie nieme filmiki, nieprzekraczające minuty, zarówno „dokumentalne”, jak i inscenizowane historyjki, w tym uznawanego za pierwszą „fabułę” Polewacza polany (inny tytuł Oblany ogrodnik). Później bracia wyposażyli w wynalazek przeszkolonych przez siebie operatorów i powiedzieli im, idźcie na cały świat i filmujcie. Operatorzy braci Lumière dotarli nawet do Japonii i Wietnamu.
Do 1905 roku bracia wyprodukowali ponad tysiąc filmików, wiele z nich powstawało z dublami i ma dojrzałą kompozycję. Wnet nadarzy się okazja, by obejrzeć sto z nich na polskich ekranach, gdyż 1 września wejdzie do kin francuski dokument Bracia Lumière (oryginalny tytuł Lumière! L’aventure commence) wg scenariusza i w reżyserii Thierry Fremaux, szefa Instytutu Lumière, ponadto pełniącego rolę narratora, i ze specjalnym udziałem mistrza amerykańskiego kina Martina Scorsese. (Występ Scorsese w tym filmie nie dziwi, gdyż jest wielkim miłośnikiem sztuki filmowej, także polskiej, ratuje stare filmy i nakręcił dwa dokumenty o historii włoskiego i amerykańskiego kina).
Jestem ciekaw swojej reakcji podczas seansu Braci Lumière. Nurtuje mnie pytanie, czy odkryję w sobie dzieciaka po raz pierwszy zapatrzonego wielkimi oczami w srebrny ekran? A może wygaszę w sobie barbarzyńcę, zepsutego nadmiarem medialnych koralików, sypiących się na głowę z wszystkich ekranów świata, smartfonów i komputerów też, i na nowo narodzę się do sztuki filmowej. Ale na pewno, to jedno wiem, nie ucieknę przed pociągiem wjeżdżającym na stację w La Ciotat. Jakaż szkoda!