Kino pochodzące z krajów byłej Jugosławii jest mało znane w Polsce. Ja przypominam sobie tylko rewelacyjne bośniackie filmy „Grbavicę” Jasmily Žbanić i „Ziemię niczyją” Danisa Tanovicia, oba o pacyfistycznym przesłaniu. Teraz w polskich kinach można obejrzeć „Dobrą żonę”, reżyserski debiut ulubionej aktorki Emira Kusturicy – Mirjany Karanović.
Dramat zaczyna się od kadru przedstawiającego poranną toaletę – główna bohaterka przed lustrem przygotowuje się do wyjścia z domu. Przygląda się sobie, masuje piersi, ubiera, maluje usta. Czy jest szczęśliwa, trudno powiedzieć, na pewno zatroskana. Później następują kolejne sekwencje zwykłych zdarzeń: mocno zakrapiane przyjęcie, próba kościelnego chóru, sceny z życia sypialnianego i stołowego w domu na przedmieściu jakiegoś serbskiego miasta. Spod zasłony tzw. prozy życia powoli wyłania się obraz rodziny, w której niedawna wojna odgrywa jakąś rolę. Jaką, trudno wyczuć. Wiadomo tylko, że mąż głównej bohaterki nie cierpi Francuzów i obrońców praw człowieka, jest nie koronowanym liderem grupy przyjaciół, ma posłuch kumpli. Gdy żona podczas domowych porządków znajduje w szufladzie wideo z zapisem rozstrzeliwania cywilów (akcją kieruje mąż), w jej życie wkrada się niepokój. Ale nic nie robi z tą wiedzą, bo czuje się kochana. Sytuacja się zmieni, gdy dowiaduje się, że ma guza na piersi.
Film Mirjany Karanović zbudowany jest z inteligentnie naszkicowanych sugestii, drobnych obyczajowych obserwacji, z niedomówień i podskórnych emocji. Narracja jest płynna, niczym krople spływające po szybie. Początkowo rozmywają one widok na świat, potem odsłaniają jego prawdziwy obraz.
W jednej ze scen główna bohaterka wychodzi do przydomowego sadu, by zobaczyć swoje młode jabłonki. Drzewa są nagie. Kobieta stoi sama. Do pierwszych owoców jest jeszcze daleko…
Dobra żona, Chorwacja, Bośnia, Serbia (90 min), reż. Mirjana Karanović, w roli głównej: Mirijana Karanović, polska premiera: 11 listopada 2016.