20 października 2017 r. na Cmentarzu Wilkowyja w Rzeszowie odbędzie się uroczysty pochówek szczątków dwóch straconych przez komunistów żołnierzy rzeszowskiej AK i działaczy WiN Michała Zygo i Leopolda Rząsy (godz. 12, wystawienie zwłok w kaplicy cmentarnej o godz. 11). Ich szczątki oraz prezesa rzeszowskiego Okręgu WiN kpt. Władysława Koby zostały odnalezione na cmentarzu Zwięczyca w Rzeszowie 7 września 2015 r. W 2016 roku po badaniach genetycznych potwierdzono ich tożsamość. Pogrzeb awansowanego pośmiertnie do stopnia majora Władysława Koby odbył się 17 września 2016 r. w Przemyślu. O Michale Zygo i Leopoldzie Rząsie rozmawiam z historykiem dr. PAWŁEM FORNALEM.
– Bohaterowie naszej rozmowy pochodzili z Rzeszowa.
– Zygo urodził się w 29 sierpnia 1917 roku w rodzinie robotniczej, Leopold Rząsa 23 lipca 1918 roku na Drabiniance, dziś dzielnicy Rzeszowa. Poznali się ucząc w tej samej szkole średniej – w II Państwowym Gimnazjum im. Stanisław Sobińskiego, obecnie II LO w Rzeszowie. Rząsa służył w harcerstwie. Zygo po sześciu klasach wstąpił do wojska, przeszedł kurs szkoły podoficerskiej. A Leopold Rząsa zaczął studia na Wydziale Prawa UJ, których z powodu wybuchu wojny nie ukończył. Tytuł magistra zdobył dopiero po wojnie.
– Podczas niemieckiej okupacji obaj działali w rzeszowskiej konspiracji. Zygo służył w komórce wywiadu AK „Antyk” i w 1942 r. wstąpił na polecenie dowództwa do PPR.
– To była bardzo zakonspirowana siatka wywiadu antykomunistycznego. Po wkroczeniu Sowietów do Rzeszowa Zygo nadal pozostawał w podziemnych strukturach i, jak myślę, w sierpniu 1944 roku na rozkaz przełożonych zgłosił się do milicji. Wszystko wskazuje na to, że cały czas współpracował z podziemiem poakowskim, organizacją „Nie” i Delegaturą Sił Zbrojnych.
– Czy nie było ryzykowne, że obaj działali w konspiracji na terenie urodzenia i zamieszkania?
– Na pewno tak, ale duże znaczenia miała wojenna i powojenna wymiana ludności. Wiele osób wyjechało z Rzeszowa, lub zostało zmuszonych do wyjazdu, a wiele napłynęło, chociażby z Kresów. Michał Zygo był dobrze zakonspirowanym wywiadowcą. Miał legendę członka PPR-u z okresu okupacji. W oczach komunistów musiał być człowiekiem pewnym. Mógł mieć nawet rekomendacje z komitetu PPR. Ale trzeba mieć świadomość, że pewnych rzeczy już się nie dowiemy, bo nie żyją świadkowie ani nie zachowały się wszystkie dokumenty.
– Co się stało z archiwum wywiadu kierownictwa rzeszowskiego Okręgu WiN, które przejął wiosną 1947 roku Michał Zygo?
– Spalił. Zygo został aresztowany 7 września 1947 roku podczas wielkiej wsypy w rzeszowskim WiN-ie. Najpierw, 16 lipca 1947 r. na ul. 3 maja w Rzeszowie doszło do aresztowania kierownika Wydziału Informacji Rzeszowskiego Okręgu WiN i zastępcy prezesa rzeszowskiego Okręgu WiN Leopolda Rząsy. Urząd Bezpieczeństwa aresztował Rząsę bez zgody Ministerstwa Sprawiedliwości, a taka była wymagana, bo był asesorem w Sądzie Okręgowym w Rzeszowie. Wg procedury, MBP powinno było wystąpić do ministerstwa o zgodę na aresztowanie. Zabrakło czasu. Takie pismo zostało wystawione już po fakcie.
– Czyli UB spieszyło się z aresztowaniem Rząsy?
– Tak, chodziło o to, by nie uciekł. Rząsa na pewno był zaskoczony aresztowaniem. Odbyło się ono na zasadzie „tajnego zdjęcia” z ulicy. Po przyprowadzeniu do budynku WUBP przy ul. Jagiellońskiej wyskoczył z okna na trzecim piętrze, odniósł obrażenia i znalazł się w szpitalu. Dwa miesiące później został aresztowany Michał Zygo. Gdy dowiedział się o aresztowaniu Leopolda Rząsy od razu spalił archiwum wywiadu WiN. Archiwum przekazał Zydze Rząsa. Musiał mieć do niego wielkie zaufanie. Niewykluczone, że obaj pozostawali w przyjacielskich relacjach.
– Aresztowania w rzeszowskim WiN-ie w 1947 r. były efektem?
– Jeden z ważniejszych winowców załamał się w śledztwie i zaczął współpracować z organami bezpieczeństwa. Zachowały się więzienne akta tej osoby, z których wynika, że „sypał” podczas śledztwa.
– W biogramie Rząsy można przeczytać, że miał udział w uwolnieniu z aresztu szefa winowskiej zbrojnej „Straży” Kazimierza Dziekońskiego. Na czym to polegało?
– Rząsa miał bardzo duży udział w uwolnieniu Dziekońskiego. Za sumę kilkudziesięciu tysięcy złotych Dziekoński został po prostu wykupiony. UB przesłuchiwało Dziekońskiego jako szeregowego działacza WiN-u. Był tak dobrze zalegendowany, na co miał bez wątpienia wpływ Rząsa, że UB nie zdołało zdekonspirować Dziekońskiego, który przecież wykonywał wyroki śmierci na funkcjonariuszach UB i konfidentach. Sprawa Dziekońskiego trafiła do Sądu Okręgowego, którego sędzią był człowiek powiązany z Rząsą. Dziekoński został skazany tylko na półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata i wypuszczony na wolność.
– Wróćmy do Miachała Zygo.
– Został aresztowany przez wydział Komendy Wojewódzkiej Milicji zajmujący się funkcjonariuszami współpracującymi z podziemiem. Później przekazano go do wydziału śledczego WUBP. Od razu został zwolniony z milicji z powodu „przynależności do faszystowskiej organizacji”. Osadzono go w piwnicach aresztu WUBP w Rzeszowie przy ul. Jagiellońskiej i na pewno, podobnie jak Leopolda Rząsę, bestialsko katowano. Rząsa był twardy i odważny, podczas przesłuchania odmawiał zeznań.
– Prezes rzeszowskiego Okręgu WiN kpt. Władysław Koba został zatrzymany później.
– W lipcu 47 r., gdy aresztowano Rząsę, Koba był w Rzeszowie i udało mu się umknąć do Przemyśla. Ale, niestety, lipcowe aresztowania w rzeszowskim WiN-ie miały wpływ na zatrzymanie Koby, gdyż aresztowani zaczęli „sypać”. W zeznaniach, ale nie Rząsy i Zygo, pojawiał się pseudonim Koby „Żyła” i informacje, co robił podczas okupacji. Po nitce do kłębka śledczy doszli do tożsamości prezesa. Aresztowanie nastąpiło 26 września w Przemyślu, trzy dni po naradzie Obszaru Południowego WiN w Krakowie, gdy kpt. Koba dostał zgodę kierownictwa na zawieszenie prac pogrążonego w kryzysie rzeszowskiego Okręgu. Koba po aresztowaniu od razu został przewieziony do Rzeszowa.
– 15 lutego 1948 r. sporządzono akt oskarżenia w sprawie Koby, Rząsy i Zygo.
– Proces rozpoczął się 15 października 1948 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Rzeszowie. Na ławie oskarżonych oprócz Koby, Rząsy i Zygo zasiadło jeszcze trzech działaczy WiN. Proces z przerwami trwał do 21 października, kiedy to zapadł wyrok. Wszyscy trzej zostali skazani na karę śmierci, utratę praw publicznych i obywatelskich na zawsze i przepadek całego mienia. Sąd wyższej instancji utrzymał w mocy wyrok WSR w Rzeszowie, a „Prezydent RP” Bolesław Bierut „nie skorzystał z prawa łaski”. Zostali zamordowani 31 stycznia 1949 r. w piwnicach więzienia na Zamku Lubomirskich w Rzeszowie. Egzekucje odbywały się co kwadrans.
– Kto wykonywał wyroki śmierci?
– Zabijał ich z zimną krwią oddziałowy aresztu wewnętrznego WUBP w Rzeszowie i etatowy kat UB kpr. Bronisław Kisiel, zwany przez więzionych akowców „krwawym Bronkiem”. Jest podpisany pod protokołami jako dowódca plutonu egzekucyjnego. Egzekucji dokonywało trzech funkcjonariuszy. Dwóch trzymało skazańca, trzeci, czyli Kisiel, wykonywał wyrok strzałem w tył głowy. Koba dostał dwa strzały, drugi w skroń. Widocznie pierwszy go nie uśmiercił. Niewykluczone, że niezłomni zostali zabici w pozycji leżącej, bo mieli tak skrępowane drutem elektrycznym ręce, nogi i głowy, że inna pozycja była niemożliwa.
Bronisław Kisiel wykonał bardzo dużo takich wyroków, w samym Rzeszowie ponad sto. Potem na własną prośbę został przeniesiony do Wałbrzycha, bo bał się o swoje życie. Kisiel był klasycznym katem. Nikt go nie zmuszał do tej roli. W karcie ewidencyjnej miał wpisane „do dyspozycji szefa WUBP w Rzeszowie”. A taki zapis mówił o jednym, że był osobą do specjalnych zleceń.
– Gdzie Koba, Rząsa i Zygo zostali pochowani?
– Raczej ukryci. Funkcjonariuszy UB przed północą 31 stycznia 1949 r. przewieźli ciała na cmentarz w Zwięczycy i tam dokonano szybkiego pochówku. Ofiary komunistycznego terroru zwykle chowano na cmentarzu Pobitno. Tym razem UB mogło obawiać się, że informacja o miejscu pochówku tak ważnych działaczy wyjdzie na jaw i postanowili zmienić cmentarz. Według zachowanych relacji w dniu wykonania wyroków śmierci panował silny mróz, dlatego też Koba, Rząsa i Zygo pochowani zostali w płytkim „dole śmierci”. Rodziny pomordowanych poznały miejsce pochówku dzięki informacjom przekazanym przez współpracującego z WiN-em kierownika działu administracyjnego więzienia na Zamku Lubomirskich w Rzeszowie st. sierż. Kazimierza Werelusza. Informacji o dokładnym miejscu ukrycia zwłok udzielił rodzinom również miejscowy grabarz. Po dokonanej przez zespół prof. Szwagrzyka ekshumacji wyszło na jaw, że Koba, Zygo i Rząsa zostali pochowani tylko w bieliźnie. Niewykluczone, że zostali ograbieni z odzieży przez szajkę złożoną z funkcjonariuszy UB, która specjalizowała się w tego rodzaju grabieżach. Skradzione rzeczy sprzedawali na rzeszowskim targowisku.