17-letniego Marka Hłaskę oczarowała nowoczesna i postępowa kobieta. Chodziła w zielonawym mundurze i w czerwonej chuście pod szyją. Na politycznych mityngach zasiadała za prezydialnym stołem i mocnym głosem dyktowała, jak należy myśleć, pisać i malować. Choć nie była istotą z krwi i z kości, wielu artystów wiernie jej służyło. Nazywała się socrealizm. W jej duchu (to złe słowo, ale niech zostanie) młodziutki Marek Hłasko napisał kilka opowiadań, co może być zaskoczeniem dla miłośników prozy tego wielkiego chuligana polskiej literatury, w 1958 roku obłożonego anatemą przez władze Polski Ludowej. Z młodzieńczymi socrealistycznymi tekstami Hłaski zapoznaje nas tom Najlepsze lata naszego życia. Bardzo ciekawa lektura.
Książka ukazała się w ubiegłym roku jako druga pozycja w cyklu juwenaliów Hłaski wydawnictwa Iskry. W 2015 sensację wywołało opublikowanie nieznanej wcześniej mikropowieści Hłaski Wilk. Nieco mniejsze emocje towarzyszą już antologii Najlepsze lata naszego życia oraz wydanym w tym roku Listom i pamiętnikom Hłaski. Czy słusznie? Nie do końca.
Socrealistycznymi od początku do końca utworami, nie licząc epitafium na śmierć stalinowskiego prokuratora Andrzeja Waszyńskiego Ten, który nigdy nie odejdzie, są dwa opowiadania Burzliwa pogoda i Najlepsze lata życia. Oba łączy motyw zagubionej i skażonej wojenną klęską młodości. Główny bohater Burzliwej pogody Marek to alter ego pisarza. Pracuje jako szofer w firmie transportowej (mieszkający na początku lat. 50. we Wrocławiu Hłasko też zatrudnił się jako kierowca). Dzięki działaczowi partyjnemu Szymaniakowi Marek porzuca swoje drobnomieszczańskie nawyki, w robotniczym środowisku znajduje nową rodzinę, wstępuje do ZMP i „wychodzi na ludzi”. Nie stacza się jak jego rówieśnicy, którzy prowadzą bezczynny, pijacki styl życia i na zlecenie przedstawiciela obcego wywiadu wykonują akcje sabotażowe w zakładach pracy. Tak Marek przemawia podczas uroczystości wstępowania do ZMP, taką mowę z powodzeniem mógłby też wygłosić Stefan z Burzliwej pogody:
Szczęśliwy, głęboko i naprawdę szczęśliwy jestem, że mogę pracować, razem z wami iść, z wami w jednym szeregu w tym marszu do szczęśliwego, nowego życia. Że patrzę i biorę udział w tym marszu do szczęśliwego, nowego życia. Że patrzę i biorę udział w tym, jak rosną nowe miasta, fabryki, porty. Wiem, że w każdym nowo zbudowanym domu czy fabryce jest jakaś najmniejsza choćby cząstka, ale jest jakaś cegiełka mojej pracy. To właśnie daje mi zadowolenie. I na tym właśnie, według mnie, polega sens życia – koledzy.
No dobrze, ale po co w ogóle zawracać sobie głowę utworami wyszperanymi w zakurzonych teczkach? Choćby dlatego, by się przyjrzeć literackiemu laboratorium młodego pisarza, jak mimo popełnianych warsztatowych błędów rodzi się wielka literatura. W utworach tych pojawiają się typy postaci, które przejdą później do dojrzalszych już utworów, zawiązują się stałe dla polskiego okresu twórczości Hłaski motywy okaleczenia przez wojnę, drapieżnego świata pozbawiającego młodych ludzi wiary w wartości i ideały, równie brutalnej erotyki, powszechnego pijaństwa będącego odtrutką na traumę wojny oraz mizoginicznego stosunku pisarza do kobiet. Kobiety w młodzieńczych tekstach Hłaski wyłącznie „polują” na bogatych facetów, nie znają wartości prawdziwej miłości.
Jeśli zadamy pytanie, dlaczego Hłasko nawiązał romans z socrealizmem, to szybko znajdziemy odpowiedź na tych literackich kartach. ” Jesteśmy tym ścierwem, które pozostawiła po sobie wojna” – pisze w Najlepszych latach naszego życia. Wiara w socrealizm była dla Hłaski – jak się wydaje – próbą nadania sensu własnemu życiu i powojennemu chaosowi, oraz, to już bardziej banalna przyczyna – znalezienia formuły dla swoich prozatorskich ambicji i utorowania sobie drogi do kariery.
Wiara Hłaski w komunizm była wyraźnie efektem psychicznego, powojennego rozdwojenia świadomości. W jego młodzieńczych, wydanych w tym roku pamiętnikach, które warto czytać jednocześnie z opowiadaniami, znajdziemy wyznanie, że jako dziecko pomagał powstańcom warszawskim, był świadkiem tragedii Warszawy (w powstaniu zginął jego wuj Józef). Marek miał też świadomość położenia akowców po wojnie. Pod datą 6 maja 1945 roku zanotował pomysł na opowiadanie o oddziale leśnym, który stoczył zwycięską potyczkę z Niemcami, uwalniając rosyjskich jeńców. Zapisek ten spuentował następującym stwierdzeniem: „Teraz ich taka wdzięczność spotyka, że całe pociągi odchodzą z AK na Kamczatkę i Syberię”. A pod datą 7 V 45 r. znajdziemy pełne emocji następujące uwagi:
O Warszawie napiszę dużo! Dużo! Słowa te będą smutne, jak teraz Warszawa. Gruzy i zgliszcza. Biedna bohaterska stolico! Która pragnęłaś dać Polsce wolność, a znalazłaś śmierć.
Wróćmy do zbioru Najlepsze lata naszego życia. Pod względem literackim najciekawsze są krótkie formy, czyli opowiadania Bracia i Mokra po deszczu ulica. W pierwszym starszy brat wyrzuca z domu żonę młodszego, bo jest chorowita i nie może pracować w polu, natomiast w drugim odnajdujemy realistyczną scenkę z warszawskiej ulicy. Grupka ludzi chowa się w bramie przed deszczem. Krótka wymiana zdań mówi wiele o rzeczywistości politycznej kraju. Zdania są urwane w obawie przed szpiclami. Pojawia szyderstwo z władz miasta, że po burzy wyślą polewaczki na ulice. Jedna z postaci wyraża uwagę natury metafizycznej, że po wojnie wszystkie pory roku zlewają się w jedną beznadziejną. Bardzo dojrzały, mało prawomyślny tekst.
Hłasko oficjalnie zadebiutował w 1956 roku zbiorem Pierwszy krok w chmurach, w którym obok socrealistycznej, pisanej pod okiem Bohdana Czeszki Bazy Sokołowskiej o młodym kierowcy Michale dojrzewającym do komunizmu dzięki sekretarzowi partii Szymaniakowi, znalazło się bardzo realistyczne krótkie opowiadanie Robotnicy, w którym pisarz pokazuje prawdziwą, a nie doktrynersko wyidealizowaną ciężką pracę robotników:
Budowaliśmy most. Budowaliśmy go nie z pieśnią, nie z ochotą; choć wiedzieliśmy, że pracować trzeba i że piękną rzeczą w życiu człowieka jest praca. Ten most budowaliśmy nienawiścią i rozpaczą, chęcią ucieczki z tej równiny, która jak polip wyssała nasze serca i nasze dusze; marzyliśmy o jednej rzeczy: aby nigdy już nie postała tu nasza noga.
Pierwszy krok w chmurach miał wiele wydań, okazał się jednym z najgłośniejszych debiutów w historii powojennej literatury polskiej, ale już w 1957 roku po odwilży październikowej na Hłaskę spada grad krytyki za uprawianie krytykanctwa i rzekomą tendencyjność prozy. Interweniuje nawet Gomułka, który cenzuruje sceny erotyczne w ekranizacji Pierwszego kroku w chmurach. Hłasko w 1958 roku wyjeżdża do Paryża. Gdy udziela francuskiej prasie krytycznych wobec władz w Warszawie wywiadów i gdy paryski Instytut Literacki wydaje jego obnażającą prawdę o PRL mikropowieść Cmentarze, paszport Hłaski traci ważność. I tak urywa się krótki romans zdolnego pisarza z komunizmem. Hłasko aż do zagadkowej śmierci w Berlinie w 1969 roku przyjął autentyczną dla siebie rolę buntownika, playboya i wygnańca. Kontakt z krajem utrzymywał pisząc listy do matki Marii i ojczyma Kazimierza Gryczkiewicza. Listy pełne wyrazów miłości.
Marek Hłasko, Wilk, oprac. i przygotowanie do druku Radosław Młynarczyk, Iskry, Warszawa 2015.
Marek Hłasko, Najlepsze lata naszego życia, oprac. i przygotowanie do druku Radosław Młynarczyk, Iskry, Warszawa 2016.
Marek Hłasko, Listy i pamiętnik, oprac. i przygotowanie do druku Radosław Młynarczyk, Iskry, Warszawa 2017.