Zgubne skutki internetu. „Happy End” Michaela Hanekego [Recenzja]

Austriacki, a raczej europejski reżyser, bo za takiego uważa się Michael Haneke, uprawia kino artystyczne, w którym z trudem odnajdują się fani kina głównego nurtu. Filmy Hanekego są z zasady nieprzyjemne w odbiorze. Nie zapraszają w głąb obrazu, przeciwnie, budują bariery między odbiorcami a rzeczywistością przedstawioną. Widz ma świadomość, że jest intruzem w filmowym świecie Hanekego  zapośredniczonym przez różne ekrany, monitory, kamery, obiektywy. W warstwie psychologicznej przesycone są bezdusznym okrucieństwem i sadyzmem z pokaźną dawką szyderstwa i ironii. Na płaszczyźnie filozoficznej poddają surowej krytyce egoizm i moralne znieczulenie zachodniego bogatego mieszczaństwa.

Jest jeszcze co najmniej jeden istotny element tej intrygującej twórczości – postacie dzieci. Są one tak samo okrutne jak dorośli. Okrucieństwo dzieci paradoksalnie jest ich kołem ratunkowym przed społeczną tresurą i obojętnością  dorosłych, a nawet odwetem dokonywanym na rodzicach.  Tak było w starszych dziełach Hanekego: Wideo Benny’ego, Funny Games, Ukryte, Biała wstążka, tak jest w najnowszym obrazie zatytułowanym Happy End.

To bardzo interesujący zabieg, gdy drugoplanowa postać  w połowie fabuły wysuwa się na pierwszy plan, gdy wolno zaczyna ją oplatać sieć najważniejszych dla opowieści znaczeń. Efekt tym większy, że tą postacią jest dziewczynka zagrana przez nierozpoznawalną nastoletnią aktorkę otoczoną przez gwiazdy tej wielkości co Isabelle Huppert i Jean-Louis Trintignant. Nastoletnia Eve przyjeżdża po samobójczej śmierci matki do Calais do domu swojego ojca, który mieszka z nową żoną i najbliższą rodziną. Dziewczynka z trudem oswaja się z rodziną ojca, na czele której stoi surowy dziadek. Starzec nie pełni godnie roli patriarchy rodu, gdyż za wszelką cenę chce pożegnać się z życiem, które mu zbrzydło. Członkowie rodziny mają swoje liczne obsesje. Ojciec dziewczynki przez internet komunikuje się z nową kochanką, jego siostra także randkuje w sieci. Monitory komputerów i smartfonów odbijają samotność i seksualne obsesje ich użytkowników. Dziewczynka jest małomówna, wyraźnie zamknęła w swoim ciele jakąś tajemnicę. Ponieważ Happy End ma zarówno elementy czarnej komedii, jak i dramatu psychologicznego i thrillera, w pewnym momencie  można wyczuć sugestię, że dziewczynka, jak w horrorze, albo spotka ducha zmarłej matki, albo dokona jakiejś strasznej rzeczy. To  wyczekiwanie na katastrofę, która niechybnie musi nadejść, jest najciekawszym elementem Happy Endu.

Haneke nie dba o emocjonalne potrzeby widzów. Nie buduje między postaciami a widownią pozytywnej więzi, nie dostarcza przeżyć przez duże „p” (pojawiają się one dopiero w zakończeniu filmu). Nikt nie chciałby zamieszkać w takiej rodzince, zimnej, bez zdrowej komunikacji, trawionej przez pustkę duchową. W tym ostatnim względzie Haneke jako lewicowy twórca oczywiście nie używa słów Bóg czy religia, nie pokazuje, by za nimi tęsknił, nie mniej ma świadomość tego, że na Zachodzie coś „nie gra”. Lekarstwa na brak biologicznej i duchowej witalności Europejczyków dopatruje w przybyszach z innych kontynentów. Imigranci co jakiś czas pojawiają się w filmie jako niechciani intruzi, jako ktoś, kto może rozbić i ożywić uładzony obraz francuskiej rodziny.

Happy End, Austria, Francja, Niemcy (2017), dramat (107 min),  w rolach głównych: Isabelle Huppert, Jean-Louis Trintignant, Mathieu Kassovitz, Fantine Harduin, polska premiera: 16 marca 2018. Polska strona filmu:http://gutekfilm.pl/film/happy-end/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.