Quentin Tarantino w formie. Recenzja „Pewnego razu w… Hollywood”

Brad Pitt przypomina młodego Roberta Redforda. Kadr z filmu. Fot. materiały prasowe (3)

Quentin Tarantino po kilku nieco manierycznych filmach wraca do formy. Pewnego razu w…  Hollywood jest zarówno wielkim hołdem złożonym fabryce snów, jak i satyrą na mechanizmy w niej panujące. A przede wszystkim jest filmem nakręconym na cześć zamordowanej 50 lat temu przez bandę Charlie Mansona Sharon Tate, żony Romana Polańskiego. Tarantino nie byłby sobą, gdyby nie wymieszał jak w koktajlowym shakerze składniki gorzkie i słodkie, powagę i rechot, intelektualny niepokój i zabawę. Otrzymany drink daje największego kopa na zakończenie tej dzikiej imprezy.

Tym razem mistrzunio zaprasza do odbycia nostalgicznej podróży do ukochanych przez siebie lat 60. ub. wieku, gdy sam będąc dziecięciem zapamiętał je jedynie za pośrednictwem filmów, książek, plakatów i fotosów. Do mitycznej krainy spaghetti westernów, czarno-białych seriali kręconych na taśmie 16 mm,  filmowych klasyków jak Wielka ucieczka Johna Sturgesa, wreszcie do utopii dzieci kwiatów. Tarantino niczym Marcel Proust rozsmakowuje się w czasie przeszłym, delektuje każdą ulotną chwilą, zatrzymuje ją w długich sekwencjach ujęć, detalicznie próbuje odtworzyć klimat i sztafaż tamtych lat. A przede wszystkim miesza żyjące jeszcze legendy kina (Al Pacino, Kurt Russel, Leonardo DiCaprio, Brad Pitt) z nieżyjącymi (Steve McQueen, Bruce Lee). Bawi się ich ikonami. Na przykład Brada Pitta upodabnia do młodego Roberta Redforda.

Leonardo DiCaprio w roli wschodzącej gwiazdy.

Tarantino po raz enty pokazuje, że rzeczywistość nie ma dla niego realnego wymiaru. Jest jedynie albo aż tekstem kultury. Tylko ten, kto pozna prawidła tekstualnej rzeczywistości, przebije się jak Alicja na drugą stronę lustra, zobaczy, co się za nim kryje. Przewodnikami po tym zaczarowanym świecie są  początkujący gwiazdor Rick Dalton i jego druh, kierowca, pomagier i kaskader Cliff Booth. To oni wprowadzają nas do króliczej hollywoodzkiej norki. Rick Dalton otrzymuje szansę zagrania w wielkim westernie, a Cliff Booth nie otrzymuje żadnej, pozostaje ciągle w cieniu swojego pryncypała.

Co jest po drugiej stronie lustra? Walka o role, imprezy, nimfetki kręcące się w pobliżu aktorów, hektolitry alkoholu i pęd za sławą. Rzeczywistość realna miesza się z tą na planie i z gotowymi już filmami. Na planie Rick Dalton zapomina dialogów, wpada w zły nastrój, staje się przez chwilę autentyczny, wreszcie odzyskuje formę i gwiazdorsko kreuje postać rewolwerowca. Zdobywa sławę.

 Sąsiadami Ricka Daltona w Hollywood jest aktorka i modelka Sharon Tate z mężem Romanem i byłym kochankiem. Radośnie krocząca po swój hollywoodzki sen. Jest taka scena, gdy Sharon podziwia się na kinowym ekranie, szuka swojego odbicia w filmowym lustrze, sprawdza reakcje publiczności. Samo sedno narcystycznego aktorskiego świata. Fikcja jest silniejsza od realnego życia. 

Pewnego razu w… Hollywood mówi o magii kina. Mimo wszystko ocalającej, mimo ludzkich upadków. Kino daje nowe życie, zamienia ludzi w anioły, ale niestety i w demony. W tym ostatnim aspekcie Tarantino wydaje się przybierać minę poważnego błazna zdającego sobie sprawę z niebezpieczeństw tego medium i świata Hollywood. Stawia pytanie, czy kino może zdradzić swoich idoli i odbiorców, składając im fałszywe obietnice, zamieniając w ofiary sławy i namiętności? Bardzo poważne pytania w 50. rocznicę tragicznej śmierci Sharon Tate, które i my, po tej  stronie ekranu powinniśmy sobie zadawać.

Twórcy Pulp Fiction, Wściekłych psów,  Jackie Brown i Bękartów wojny można zarzucić, że zbyt lekko potraktował temat Sharon Tate i Romana Polańskiego. Być może mieszanie upiornej historii śmierci aktorki i jej kilku przyjaciół z radośnie manifestowaną fikcjonalnością opowiedzianej fabuły jest ryzykownym nadużyciem ze strony reżysera. Bez wątpienie należy brać pod uwagę taki zarzut. Jednak w przyjętej perspektywie ja dostrzegam nieco naiwny, ale szlachetny zamiar reżysera przywrócenia życia zamordowanej aktorce. Przynajmniej na ekranie.

OCENA: 5/6

Pewnego razu… w Hollywood (Once Upon a Time … in Hollywood), USA (2019), komediodramat (161 min), scen. i reż. Quentin Tarantino, w rolach głównych: Leonardo DiCaprio, Brad Pitt i Margot Robbie. W kinach od 16 sierpnia 2019.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.