Jak władze PRL unowocześniały Bieszczady

Karpackiemu numerowi kwartalnika Herito (nr 36, wydawca Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie) przyświeca wyrażona przez redaktora naczelnego Jacka Purchala myśl, że „Karpaty nie dość że częściej łączą niż dzielą, to dodatkowo w swoim upartym bezruchu pozostają idealnym punktem odniesienia w rozmowie o historii, dziedzictwie i kulturze”.   

Mnogość zamieszczonych w periodyku interesujących tekstów, zarówno geograficznych, politologicznych, jak i etnograficznych i literackich, nie pozostawi nikogo z uczuciem niedosytu. Można przeczytać m.in. o wolnościowym dla Polaków micie Zakopanego, o pewnym ukraińskim zakątku Europy wciśniętym między czterema państwami UE, czyli Zakarpaciu, do którego „cywilizacja przyszła […] późno i niemrawo, dzięki czemu Zakarpacie zachowało dawne tradycje i odrębność”,  czy też reportaż brytyjskiej pisarki Menie Muriel Dowie z pobytu na Huculszczyźnie pod koniec XIX w. Wszystkie artykuły pokazują, że Karpaty nie przynależą jedynie do geografii, ale kto wie, czy nie w większym stopniu, do sfery wyobrażeń i legend.

Ponieważ bieszczadzka koszula jest bliższa memu rzeszowskiemu ciału, chciałbym skupić się na jednym artykule – tekście Patrice M. Dabrawski pt. „Jak zmieniano polski Dziki Zachód”. Wykładowczyni z Harvard Ukrainian Research Institute pisze o rozejściu się dwóch pomysłów na zagospodarowanie Bieszczad w PRL. Pierwszy, przedstawiony w 1973 r. przez studentów głównie Politechniki Warszawskiej, zakładał utworzenie na południe od Jeziora Solińskiego w wysokich partiach gór dziesięciokrotnie większego od istniejącego obecnie Bieszczadzkiego Parku Narodowego rezerwatu turystyki wysoko kwalifikowanej z minimalnym dostępem do cywilizacji. Wśród studenckich postulatów znalazł się pomysł ograniczenia ruchu samochodowego na obwodnicach oraz wybudowanie zaledwie kilku schronisk. Reszta Bieszczad miał być normalnie gospodarczo rozwijana.

Niestety, pomysł warszawskich studentów przepadł. Władze państwa zdecydowały się natomiast na ukształtowanie dzikich gór po socjalistycznemu, czyli organizując począwszy od 1974 roku w 30-lecie powstania PRL harcerską akcję „Bieszczady’40”.

WYPOCZYNEK I PRACA

Cel operacji był prosty: młodzi ludzie pochodzący z wielu regionów kraju podczas wakacji mieli poznawać Bieszczady, wypoczywać w nich (ale już nie uczyć się zasad tradycyjnego skautingu), jednocześnie zagospodarowywać na nową modłę. Harcerzy angażowano do robót budowlanych, leśnych, rolnych i w sektorze turystycznym. Działacze PZPR wygłaszali dla nich pogadanki o najnowszej historii Bieszczad, wysyłali do Jabłonek pod pomnik gen. Świerczewskiego. Partia organizowała specjalne rajdy ku pamięci zamordowanego przez ukraińskich nacjonalistów sowieckiego generała w polskim mundurze (badaczka używa terminu „partyzantów ukraińskich”).

Na czterdziestą rocznicę PRL, czyli na 1984 rok, władze planowały zakończenie budowy przez harcerzy nowej turystycznej infrastruktury, która sprowadzała się do wylania betonu, tworzenia parkingów i zakładania baz namiotowych dla zwykłych turystów.

Zasadniczym celem operacji „Bieszczady’40 ” było stworzenie nowych kadr, „które wprowadzą Bieszczady w nowoczesny świat”. Imponuje masowość przedsięwzięcia. Wg podanych przez Patrice M. Dabrawski statystyk, do 1981 roku w harcerskiej bieszczadzkiej operacji

„wzięło udział ponad 54 000 harcerzy, którzy przepracowali łącznie ponad 2,5 miliona roboczogodzin, wartych razem około 25 milionów złotych. Wizyta Gierka w 1979 roku podkreśliła wagę całego przedsięwzięcia i pracę na rzecz rozwoju ojczyzny”.

Badaczka podkreśla, że władze komunistycznej Polski odeszły w ten sposób od międzywojennego regionalizmu, głoszącego potrzebę zakorzenienia człowieka w rodzimym krajobrazie i kształtowanie go przez miejsce pochodzenia. Wybrały futurystyczną drogę zagospodarowywania Bieszczad jako „nowego wspaniałego świata”, w którym natura nie musi być na pierwszym miejscu. Owocem tego stylu myślenia było wybudowanie wielu szpecących górski krajobraz domów wczasowych nad Soliną.

Autorka dochodzi do konkluzji, że mimo niezaprzeczalnych zalet wychowania młodego pokolenia poprzez kontakt z przyrodą, przy okazji „Bieszczad’40” wmówiono wielu Polakom nowoczesną wizję Bieszczad bez względu na ich przyrodniczą i krajobrazową niepowtarzalność. Coś jest na rzeczy, skoro dziś mamy do czynienia z umasowieniem i komercjalizacją turystyki w tym regionie Polski, z niebezpiecznym porzucaniem mitu dzikich i romantycznych gór.

ZIEMIA ZROSZONA POTEM

Choć artykuł opisuje bardzo ważny aspekt polityki władz PRL wobec Bieszczad, nie wyczerpuje tego tematu. Autorka tylko napomyka o budowie zapór w Solinie i Myczkowcach, nie pisze już o PGR-ach oraz o tym, jak w masowej kulturze, przede wszystkim w kinie, były  upolityczniane te góry. Zatrzymam się nad tym ostatnim aspektem.

Film Ogniomistrz Kaleń Petelskich na podstawie „Łun w Bieszczadach” Jana Gerharda, dowartościowując  ludowego bohatera w nieprzyjaznym, dzikim otoczeniu, przedstawiał jednocześnie propagandową, sowiecką wersję walk z polskim podziemiem niepodległościowym. Wilcze echa Aleksandra Ścibora-Rylskiego pod przebraniem  milicyjno-wojskowego westernu czyniły z Bieszczad substytut polskich Kresów jako miejsca wymarzonego dla młodzieńczej przygody. W dramacie Wszyscy i nikt na podstawie scenariusza Janusza Przymanowskiego o utrwalaniu władzy ludowej w Bieszczadach powtarzano negatywny wizerunek „bandytów z lasu” a idealizowano żołnierzy ludowego wojska. Wszystkie te filmy kreowały obraz dalekich od centrum kraju obszarów bratobójczych walk.

Jeśli filmowcy pozwalali sobie na mniej czy bardziej niewinną westernizację Bieszczad (jako pierwszy w duchu pastiszu dokonał tego Wadim Berestowski w Ranczo Texas), politrucy byli już temu mocno przeciwni.   Rzeszowski partyjny dziennikarz Witold Szymczyk w artykule „Dziki Zachód nad Wołosatką?” w Profilach z 1968 roku budował legendę Bieszczad zagospodarowywanych nie przez kowbojów Wadima Berestowskiego, a członków hufców pracy:

„Pierwsi osadnicy zraszali swym potem zdziczałą górską ziemię, chłopcy z Ochotniczych Hufców Pracy mocowali się ze skałami i kamieniami, zakładając tory bieszczadzkiej kolejki, żołnierze i robotnicy budowali serpentyny szosowej pętli”.   

Ważna polityczna persona i uczestnik walk z UPA Jan Gerhard postulował w tym samym czasie na łamach rzeszowskich Profili i krakowskiego Życia Literackiego, by bieszczadzką oś Baligród-Jabłonki-Cisna zamienić w „jedno z sanktuariów naszej pamięci narodowej”, które by upamiętniało Armię Radziecką, utrwalaczy władzy ludowej i komunistycznych partyzantów. Proponował zamienienie postawionego w 1962 roku pomnika gen. Świerczewskiego na bardziej spektakularny monument, oraz nadanie szkołom i innym bieszczadzkim miejscom, śladem góry Walter, imion zasłużonych żołnierzy, m.in. bombardiera Strzelczyka, czyli pierwowzoru filmowego Kalenia.

Najwyraźniej z tych ideologicznych pomysłów z lat 60. czerpali inspirację autorzy harcerskiej operacji pn. „Bieszczady’40”, o której pisze w karpackim nr. Herito Patrice M. Dabrawski.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.