Drugi antytotalitarny film reżysera „Życia na podsłuchu” [Recenzja]

Niemcy bardzo potrzebują pozytywnych bohaterów, którzy wyprowadziliby ich z nazistowskiej niewoli do Ziemi Obiecanej. Świadczy o tym kolejny film Floriana Henckela von Donnersmarcka Obrazy bez autora. Mimo że tytuł jest więcej niż przeciętny, spora część krytyków ma z nim problem, gdyż Ziemia Obiecana w przypadku von Donnersmarcka niekoniecznie ma postępowy wymiar.

O tym gruntownie wykształconym i uzdolnionym niemieckim scenarzyście i reżyserze (do szkoły filmowej poszedł po ukończeniu kilku fakultetów) zrobiło się u nas głośno przy okazji jego debiutu Życie na podsłuchu (2006) o enerdowskim literacie inwigilowanym przez Stasi. Film szczególnie przypadł do gustu krytykom o prawicowych poglądach. Podkreślając rzetelność obrazu von Donnersmarcka, wskazywali na brak w Polsce podobnych filmów odważnie rozliczających komunistyczny system.

Obrazy bez autora są dopiero trzecim, po nakręconej jeszcze dla Hollywood produkcji rozrywkowej Turysta, pełnometrażowym filmem fabularnym w dorobku von Donnersmarcka. Ale w przypadku tego reżysera ilość idzie w parze z jakością. I tym razem zaproponował on widowni kino w pełni dojrzałe i mówiące wiele, przynajmniej z naszej perspektywy, na temat niemieckich kłopotów z historią.

Von Donnersmarck zainspirowany biografią wybitnego niemieckiego malarza fotorealisty Gerharda Richtera snuje opowieść o jego filmowym sobowtórze – Kurcie Barnercie – począwszy od 1936 roku, a skończywszy na latach sześćdziesiątych XX w. Pierwszej nauki małemu Kurtowi udziela jego ekscentryczna ciotka Saskia. Gdy pewnego dnia wchodzi on do pokoju zwabiony dźwiękami wydobywającymi się z fortepianu, widzi grającą nago krewną. Zaskoczonemu malcowi kobieta udziela najważniejszej w jego życiu lekcji, by „nigdy nie odwracał wzroku”, ponieważ „wszystko, co jest prawdą, zawiera w sobie piękno”. Wspomnienie tych słów oraz losu Saskii poddanej w III Rzeszy przymusowej sterylizacji a później eutanazji z powodu schizofrenii na trwale zapisuje się w sercu chłopca. Po wojnie wstępuje na akademię sztuk pięknych w Dreźnie, porażony przymusem malowania w duchu socrealizmu ucieka z żoną do Niemiec Zachodnich.

W epickiej i wielowątkowej konstrukcji Obrazów bez autora  (film trwa ponad 3 godziny) przejawia się słabość reżysera do hollywoodzkiego kina, czyli sprawnie opowiedzianego, z wyrazistymi postaciami i konfliktami i utrzymanego w przeźroczystym stylu. Ale na tym kończą się podobieństwa. Von Donnersmarck unika hollywoodzkich intelektualnych płycizn. W zdecydowanie negatywnym świetle przedstawia profesora Carla Seebanda, byłego SS-mana, odpowiedzialnego za eutanazję ciotki Kurta, także wtedy, gdy ten w NRD dokonuje aborcji na swojej córce. Jedynym autentycznym elementem w skostniałym od ideologicznych kłamstw życiu enerdowskiego społeczeństwa jest młodość studentów i miłość Kurta i Ellie Seeband; ich uczucie zwycięsko wychodzi z wielu prób. I w tym miejscu film może się nie podobać krytykom o postępowych skłonnościach. Kurt i Ellie tworzą normalną parę, ona wspiera swojego męża, nie cierpi na syndrom współczesnej wojującej feministki.        

Najlepsza pod względem artystycznym część rozgrywa się w Düsseldorfie po ucieczce dwójki ze wschodnich Niemiec. Kurt zapisuje się na tamtejszą akademię sztuki i ulega modzie na awangardę i sztukę konceptualną. Leczy go z tego prof. Antonius van Verten. Opowiadając swoje przeżycia z frontu II wojny światowej, gdy został uratowany przez tatarskich pasterzy, uświadamia zdolnemu uczniowi, że istota sztuki polega na odkrywaniu i potwierdzaniu najlepszej części siebie samego, owego kartezjańskiego „myślę, więc jestem”,  oraz istotności świata, gdyż ludzkie przeżycia oraz rzeczywistość mają konkretny a nie abstrakcyjny wymiar.   

Film Floriana Henckela von Donnersmarcka można pomniejszać na wiele sposobów, np. etykietą „opera mydlana”, ale nie zmienia to postaci rzeczy, że von Donnersmarck dysponuje mistrzowskim warsztatem. Kinomanom wielką przyjemność powinno sprawić śledzenie umiejętnie tkanych zdarzeń, dawkowane z umiarem sentymentalizm i humor, powinni też docenić uczciwe podejście do nazistowskiej przeszłości. Reżyser opowiada historię pozytywnego bohatera jako wzoru „do naśladowania” oraz skłania się ku bardzo tradycyjnej nauce, że w życiu nie liczą się modne polityczne i artystyczne wiatry, służba jakiejkolwiek ideologii, ale wierność sobie samemu, autentyzm i pokora wobec losu.

Ocena: 4,5/6

Obrazy bez autora (Werk ohne Autor), dramat (183 min), scen. i reż. Florian Henckel von Donnersmarck, w rolach głównych: Tom Schilling, Sebastian Koch, Paula Beer, dystr. Aurora Films, w kinach od 12 czerwca 2020.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.