Gdyby istniał spis książek zakazanych przez siły postępu (a może jest?) zaszczytne miejsce zajmowałyby w nim tytuły nieżyjącego amerykańskiego abp. Fultona J. Sheena, natchnionego kaznodziei i pisarza, który erudycyjnie demaskował współczesne mu neopogaństwo.
O arcybiskupie Sheenie mówi się, że obok świętych Jana Pawła II, Matki Teresy i Ojca Pio był jedną z ikon rzymskiego Kościoła w XX wieku. Swoją pozycję w świecie zachodnim zawdzięczał gruntownemu teologicznemu i filozoficznemu wykształceniu (uzyskał tytuł doktora na Katolickim Uniwersytecie w Leuven w Belgii w 1923 roku), nieprzeciętnemu krasomówczemu darowi głoszenia ewangelii w środkach masowego przekazu oraz medialnej osobowości. W amerykańskim radiu i telewizji był obecny od lat 30. do późnych 60. Od 1952 roku prowadził bardzo popularny autorski program telewizyjny Life is Worth Living (Warto żyć); dzięki niemu nawróciło się na katolicyzm wiele znanych osób, m.in. Clare Booth Luce, Henry Ford II, Jackie Gleason, aktorka Virginia Mayo, Horace Mann i były komunista Louis Budenz. Podobizna biskupa ukazała się na okładce „Time’a”. Magazyn nazwał go „prawdopodobnie najsłynniejszym kaznodzieją w USA, z pewnością najbardziej znanym księdzem rzymskokatolickim w Ameryce i najnowszą gwiazdą amerykańskiej telewizji.” Napisał aż 73 książki. Dzięki sowitym honorariom mógł wspierać milionami dolarów katolickie misje.
Dowodem skutecznego oddziaływania biskupa na opinię publiczną było częściowe podkopanie przez niego pozycji amerykańskich psychoanalityków. Biskup negatywne stanowisko wobec metody Freuda przedstawił najpierw w kazaniu wygłoszonym 9 marca 1947 roku w katedrze św. Patryka w Nowym Jorku do 6 tys. wiernych, później w książce Peace of Soul i w programie Life is Worth Living.
Metoda Freuda podczas II wojny światowej i po niej zyskała wielką popularność wśród wykształconych, głównie liberalnych Amerykanów, weszła do kulturalnego krwiobiegu dzięki filmom i mediom, była nawet stosowana w armii. Abp Sheen zarzucił wiedeńskiemu psychiatrze, że uwolnił człowieka od nierozerwalnie związanego z nim poczucia winy, że za dużą rolę przywiązywał do seksu i podświadomości, przez co pozbawił człowieka wolności, a psychoanalitycznymi sesjami zastąpił spowiedź. Z czasem złagodził swoje stanowisko, twierdząc że krytykuje psychoanalizę wyłącznie z tego powodu, że udaje filozofię, gdy nią nie jest, natomiast nie podważa jej terapeutycznej roli.
Nowe stare błędy
Z bogatej literackiej spuścizny abp. Sheena wybrałem napisaną w 1931 roku książkę Nowe stare błędy (Old Errors and New Labels). Mimo upływu lat czyta się ją znakomicie. Decydują o tym podział na gruntownie przemyślane i zwarte szkice filozoficzne, błyskotliwy, miejscami zabawny i aforystyczny styl oraz logiczna dyscyplina. Książkę bez wątpienia można polecić wszystkim adeptom dziennikarstwa i zawodów związanych z kreowaniem opinii, gdyż dowodzi, że w debacie publicznej powinny liczyć się jedynie prawda i przestrzeganie zasad logiki i zdrowego rozsądku, a nie powtarzanie banałów i stereotypów. Nadmiar bełkotliwych słów i niczym niepopartych twierdzeń tylko zaciemnia przestrzeń medialną, z czym mamy obecnie do czynienia w Polsce.
Redukcja Boga
Autor zmaga się z modernizmem, dowodząc, że jego błędy nie są niczym nowym, gdyż korzeniami sięgają głęboko czasów biblijnych i pogańskich. Stąd tytuł Nowe stare błędy. Jednym z głównych błędów nowoczesnego myślenia, które wyrosło na nawozie włoskiego humanizmu, niemieckiej reformacji, francuskiej rewolucji i XIX – wiecznego scjentyzmu i ateizmu, jest zredukowanie Boga do jego wizerunków sporządzanych na ludzkie podobieństwo. Biskup przywołuje Biblię. Gdy Mojżesz wszedł na górę, by rozmawiać przez 40 dni z Bogiem, zniecierpliwieni Żydzi poprosili Aarona, by im uczynił nowego Boga. I Aaron sporządził z powierzonych przez ludzi kolczyków i innych kosztowności złotego cielca. Zastąpił nim prawdziwego Boga Władcę.
To biblijne ulepienie fałszywego Boga z różnych elementów Fulton J. Sheen przyrównuje do modernistycznego konstruowania idei Boga z różnych fragmentów: a to z psychoanalizy, a to z socjologii czy też behawioryzmu i marksizmu. Średniowieczną katedrę odwzorowującą doskonały model wszechświata i przez to wysławiającą Boga zastąpiono, wg biskupa, fragmentarycznymi i pseudofilozoficznymi konstruktami.
„Nie istnieje żadna nowoczesność w dziedzinie myśli – myśli są stare, nowe są tylko ich nazwy. O nowoczesności możemy mówić tylko w odniesieniu do świata mechaniki, w świecie zasad moralnych nie ma żadnych nowości. Od chwili upadku aniołów aż po dzień sądu ostatecznego istniały i istnieją tylko dwa systemy moralne: można żyć tylko tak jak się myśli lub myśleć tak jak się żyje. Ten drugi system zawsze jest nazywany „nowoczesnym”, a ten pierwszy „starym” lub „tradycyjnym” – brzmi nieprzejednane stanowisko autora Nowych starych błędów.
Pierwsza przyczyna
Fundament poglądów amerykańskiego biskupa brzmi następująco: istnienie Boga da się wyjaśnić logicznie, na gruncie filozoficznym jako poruszyciela wszechrzeczy, pierwszą przyczynę, która sama siebie nie musi uzasadniać, gdyż objawia się przed ludzkim rozumem jako bezinteresowny dawca życia, prawdy, piękna i miłości. Objawienie Boga w Chrystusie, Biblia jako nie jedna święta protestancka Księga, ale zespół wielu natchnionych ksiąg, oraz wielowiekowa praca apostołów i Ojców Kościoła zaowocowały zwycięstwem chrześcijaństwa nad cywilizacją pogańską, która na swoją korzyść tym różniła się od XX-wiecznej, że uznawała istnienie wielu bóstw, jakiegoś sacrum. Dzięki chrześcijaństwu i Kościołowi ludzkość otrzymała wolną od sprzeczności i celową wizję wszechświata i człowieka jako mikrokosmosu usynawianego cały czas przez Boga, czyli doskonalącego się, wychodzącego ze swojej zwierzęcej natury. Tylko życie w łączności z Bogiem ma sens, pozbawienie człowieka tej więzi, rozdzielenie tego, co Bóg złączył, kończy się anarchią moralną i chaosem myślowym. Chaos ujawnia się choćby w tym, że nauka próbuje zastąpić religię, wchodzi w jej prerogatywy. Na gruncie społecznym kończy się to brakiem prawdy, którą zastępuje tolerancja wobec różnych postaw. Ten stan rzeczy odzwierciedlają powierzchowne dziennikarskie poglądy wypierające prawdziwą wiedzę. Na temat Boga i religii mogą wypowiadać się wszyscy, mimo że często mówią bzdury, tylko nie specjaliści, czyli księża.
Syn marnotrawny
Biskup opisując w jednym ze szkiców (Piotr czy pan?) czasy sobie współczesne odwołuje się do przypowieści o synu marnotrawnym. Używa jej do zobrazowania sytuacji zachodniej cywilizacji, która jak młodszy biblijny syn roztrwoniła nagromadzony przez wieki majątek. Ojciec Duchowy dał Zachodowi w XVI wieku pokaźny majątek, na który składały się
„nieodzowność istnienia Kościoła, bóstwo Chrystusa, natchniony charakter Pisma Świętego, wiara w istnienie Boga oraz wiara w konieczność istnienia religii.”
W ciągu kolejnych wieków ludzkość stopniowo traciła to dziedzictwo. W wieku XX – jak pisze Fulton J. Sheen – utraciła wreszcie wiarę w konieczność istnienia religii. Z dziedzictwa nie pozostało nic, kwiaty chrześcijaństwa zastąpiły strąki o nazwach „nowa myśl” i „postęp”.
Gdyby kontynuować wywód biskupa, należałoby napisać, że w XXI wieku dotychczasową religię zastąpiła świecka hybryda oparta na postmodernistycznym myśleniu nieuznającym żadnych autorytetów przeszłości i zacierającym wszelkie różnice. Gdyby dziś żył abp Sheen, na pewno poradziłby sobie z tą pseudo religią.
Pasja proroka
Autorowi książki Nowe stare błędy można zarzucić nieznoszącą sprzeciwu pasję proroka oraz ogólnikowość sformułowań (ale na pewno nie brak logiki) oraz że zbyt łatwo odrzuca dorobek świeckiego czy też chrześcijańskiego humanizmu (złotym wiekiem cywilizacji zachodniej jest dla niego średniowiecze, a największym autorytetem św. Tomasz z Akwinu). Bp Sheen nie wspomina ani o wielkiej sztuce i architekturze włoskiego odrodzenia, ani o tym, że wielcy humaniści, tacy jak Erazm z Rotterdamu, byli częstokroć ludźmi głębokiej wiary, że wielu z nich słusznie buntowało się przeciw pysze i błędom ludzi Kościoła, podkreśla jedynie, że humanizm jako system intelektualny schlebiał tylko elicie, natomiast nie dawał pocieszenia zwykłym ludziom obciążonym grzechem. Jeden z poważniejszych zarzutów wysuniętych pod adresem humanistów głosi, że zaczęli oni wmawiać ludziom, że są w stanie sami się zbawić. W ten sposób włożyli na ich barki zbyt wielki ciężar doczesności i, jak to ujął poetycko biskup, wmówili im, by jej wodami gasili pragnienie wieczności, co duchowo nie było i nie jest możliwe.
Dziś może razić zbytnia pewność arcybiskupa w wyrażaniu poglądów, jego nienaruszona zbroja wiary, ale tak jak już wcześniej napisałem, erudycja duchownego i jego misterny język sprawiają, że jego teksty powinny być omawiane przynajmniej na studiach dziennikarskich. Młodzi adepci tego zawodu powinni wiedzieć, od kogo uczyć się kunsztu słowa i odpowiedzialności za nie.
Fulton J. Sheen, Nowe stare błędy, tłum. Zbigniew Kasprzyk, W drodze, Poznań 2019.
Drogi Czytelniku, jeśli smakują Ci moje teksty, postaw mi symboliczną kawę. DZIĘKUJĘ. (Kliknij w grafikę):
Drogi Czytelniku, jeśli podczas czytania moich tekstów smakuje Ci poranne espresso, jeśli podzielasz prezentowane na blogu wartości – wesprzyj darowizną jego rozwój. Dane do tradycyjnego przelewu: Piotr Samolewicz; numer rachunku: Nest Bank (PL) 20 2530 0008 2051 1063 2091 0001.
[…] Zmagania Fultona Sheena z nowoczesnością, Piotr Samolewicz, https://www.piotrsamolewicz.pl […]
Abp Fulton pisze świetnie. Jego książki powinny przynajmniej otwierać sceptyków na inne myślenie.