Robert Barron szuka Boga w kulturze

Amerykański biskup Robert Barron w swej ewangelizacyjnej misji godzi dwie sprzeczności: rolę strażnika katolickiej ortodoksji z otwartością na dokonania współczesnej świeckiej kultury.

W opowiadaniu Gabriela Garcí Márqueza Nie ma kto pisać do pułkownika pojawia się postać ojca Angela, który raz w miesiącu obwieszcza biciem dzwonów, czy grany w miasteczku film jest moralny, czy też nie. Dwanaście uderzeń oznacza potępienie filmu, ostrzeżenie, że parafianie nie powinni go oglądać.

Kolumbijski pisarz wprowadzając do opowiadania drugoplanową postać ojca Angela oczywiście dworuje sobie z przedsoborowego Kościoła, który bardzo surowo traktował produkty kultury masowej. Ocena Kościoła przed Vaticanum II sprowadzała się najczęściej do piętnowania kina za sianie zgorszenia.

Choć bp Robert Barron, autor znakomitego zbioru ewangelizacyjnych felietonów Ziarna Słowa. Odnajdywanie Boga w kulturze, zdaje sobie sprawę z „głębokich moralnych dysfunkcji w kulturze”, to jednak nie potępia jej całościowo tak jak ojciec Angel, tylko próbuje zrozumieć i opisać. Wychodzi naprzeciw dokonaniom współczesnej kultury, gdyż uważa, że mimo reformacji i oświecenia ziarno zasiane przez Chrystusa jest wciąż obecne w książkach i filmach, a przede wszystkim w ludziach. I do ziaren Słowa ukrytych w zakamarkach ludzkich serc odwołuje się Robert Barron.

Analizując filmy Robert Barron nie zwraca uwagi na środki wyrazu czy też nawiązania do innych dzieł, nie zajmuje się więc tym, co jest chlebem powszednim krytyka filmowego. Natomiast twórczo streszcza fabuły i przy użyciu filozoficznych i teologicznych instrumentów odkrywa w nich głębokie sensy, podejmuje też z nimi polemikę.

Bardzo interesująco wypada analiza filmu sf Władcy umysłów na podstawie opowiadania Philipa K. Dicka. Duchownego nie interesuje to, bo i nie musi, że odtwórca głównej roli Matt Damon był na fali po udziale w przebojowej serii o Bournie i rola młodego polityka prześladowanego przez strażników Losu doskonale wpisywała się w jego aktorskie emploi uczciwego Amerykanina wplątanego w nieludzkie reguły gry. Roberta Barrona interesuje natomiast wizja świata zaprezentowana w dramacie George’a Nolfi. Otóż w postaci tajemniczego Prezesa dostrzega aluzję do Boga przedstawionego, jak tego chciał Sartre, jako instancja kierująca życiem ludzi na zasadzie ograniczania ich praw. Bóg ma inny plan wobec bohatera zagranego przez Matta Damona: nie chce, by poślubił Elise, tylko został prezydentem USA i bezlitośnie, przy pomocy mężczyzn przypominających anioły, egzekwuje swoje zamiary.

Według autora Ziaren Słowa, w omawianym filmie mamy do czynienia ze złą teologią głoszącą, że Bóg zabiera ludziom ich najważniejszą wartość, czyli wolność. Na przeszkodzie marzeń i pragnień Matta Damona stoi Wielki Plan. Nic więc dziwnego, że sympatia widzów jest po jego stronie a nie ukrytego Prezesa. Tymczasem – jak pisze Barron – klasyczna chrześcijańska teologia nie zabiera człowiekowi wolności, gdyż Chrystus poprzez wcielenie stał się bardziej ludzki niż niejeden człowiek.

Zatem Boża wolność nie osłabia ludzkiej wolności, ale raczej ją uaktywnia i pobudza. Wolność nie jest niezgodna z planem; jest jej elementem – pisze Robert Barron.

Podobnie Robert Barron nie zastanawia się nad karnawałowym, postmodernistycznym stylem ekranizacji najbardziej z amerykańskich powieści Wielki Gatsby dokonanej przez Baza Luhrmanna, tylko nad jej moralną wymową. Wykazuje, że w swej powieści Scott Fitzgerald zdobywa się, mimo swej złej reputacji hulaki, na potępienie bohaterów stawiających wyżej „liturgię nowej religii zmysłowości i materialności” od tradycyjnych wartości i Boga. Scott Fitzgerald i Baz Luhrmann pokazują, że „przyjemność jest krótką drogą do erozji duszy”.

Robert Barron pisze nie tylko o filmach, ale i o bestsellerowych powieściach (na przykład chwaląc Chatę Williama P. Younga jako przypowieść o współczesnym Hiobie dostrzega w niej jednocześnie luterański brak wiary w Łaskę) . W tekście o popularnym mistrzu duchowości Eckharcie Trolle’u biskup przestrzega, że ten autor książek o doskonaleniu świadomości jest w istocie wyznawcą współczesnej gnozy, bo nie uznaje osobowego Boga, a na Jezusa patrzy jedynie jak na nauczyciela i mistrza.

Zaś osoby, którym tylko obiła się o uszy apokaliptyczna powieść Roberta Hugha Bensona Władca świata z 1907 roku, na pewno sięgną po nią po przeczytaniu rekomendacji Roberta Barrona. Dostrzega on w niej wyprzedzającą swój czas aktualną diagnozę zachodniej cywilizacji stawiającej wyżej wiarę w technologię od prawdziwej religii.

Na koniec trzeba zadać pytanie, orędownikiem jakiego katolicyzmu jest autor tych przejrzyście skomponowanych i napisanych tekstów z pogranicza filozofii, teologii i kulturoznawstwa? Liberalnego czy też konserwatywnego? Najpełniejszą odpowiedź można znaleźć w grupie felietonów dotyczących życia politycznego i kulturalnego Ameryki.

Otóż Robert Barron opowiada się za tradycyjnym katolicyzmem, czyli takim, w którym Kościół instytucjonalny mimo swoich błędów i grzechów nadal pełni najważniejszą rolę w prowadzeniu człowieka do Boga, bo do takiej misji został powołany przez samego Chrystusa. Dlatego autor Ziaren Słowa przestrzega liberalnych katolików przed zastępowaniem religii różnymi surogatami, na przykład sprawiedliwością społeczną czy też wiarą w cudowną moc dialogu bez pojęcia prawdy. Wg amerykańskiego ewangelizatora, katolikowi nie wolno przekraczać dogmatycznych granic, takich jak aborcja na życzenie czy też eutanazja, bo przestaje być wówczas katolikiem.

Robert Barron, Ziarna Słowa. Odnajdywanie Boga w kulturze, W drodze, Poznań 2019.

Drogi Czytelnikujeśli smakują Ci moje teksty, możesz postawić mi symboliczną kawę. DZIĘKUJĘ. (Kliknij w grafikę).:

Postaw mi kawę na buycoffee.to

One comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.