Wszystko jest względne? Pułapka narracyjna w „Czarnym niedźwiedziu”

Bardzo przewrotny dramat. Gdy widz zaczyna ulegać iluzji opowiadanej historii, reżyser nagle dokonuje narracyjnego cięcia i kontynuuje ją w całkiem innym stylu.

Amerykańska kinematografia, zarówno hollywoodzka, jak i niezależna i telewizyjna, jest tak bogata w rodzime i importowane talenty, że nie grozi jej uwiąd starczy. Jeśli tylko producenci wyczuwają przesyt modnymi treściami czy też formami, zawsze znajdą twórcę, który odświeży je, nada im nowy albo tylko pozornie nowy kształt. Dlatego nie ma mowy o zastoju w tej branży. The show must go on.

Za taki świeży powiew traktuję nisko budżetową produkcję Czarny niedźwiedź, która premierę miała na festiwalu w Sundance w 2020 roku. Niby w tym filmie nic nie zapowiada rewolucji, a jednak pojawia się mała artystyczna wolta. Polega ona na zabawie odbiorczymi nawykami i oczekiwaniami widzów; zaplanował ją i przeprowadził scenarzysta i reżyser Lawrence Michael Levine, autor kilku niezależnych filmów i odtwórca wielu ról.

W pierwszej części fabuły delikatnie jest dozowany klimat niepokoju i moralnej dwuznaczności. Oto do położonej nad jeziorem willi przyjeżdża młoda aktorka i reżyserka. Przyjmuje ją para, która chce zamienić odziedziczony wielki dom w miejsce pracy twórczej artystów. Gość okazuje zainteresowanie gospodarzem, zauważa to jego będąca w ciąży dziewczyna. Przybyła reżyserka rozwija gombrowiczowską perwersyjną grę polegającą na burzeniu psychologicznych i towarzyskich schematów. Niejako reżyseruje siebie i towarzyski wieczór przy lampkach wina. Dochodzi do wybuchu emocji. Nastrojowa muzyka i operowanie przez reżysera środkami wyrazu przynależnymi do głównego nurtu kina pozwalają widzom wczuć się w damsko-męski i damsko-damski pojedynek. Zaczynają odbierać film jako potencjalny thriller.

Tymczasem reżyser zastawia na widzów pułapkę narracyjną. W drugiej części dochodzi do zburzenia iluzji przedstawienia filmowego. Akcja zostaje przeniesiona na plan filmowy nad tym samym jeziorem, trójka bohaterów poznanych w pierwszej części zamienia się miejscami. Odtwórczyni głównej roli, Aubrey Plaza, z uwodzicielki przeistacza się w ofiarę swojego chłopaka, reżysera filmowego, którym okazuje się być gospodarz willi z pierwszej części Czarnego niedźwiedzia, a jego blond partnerka odgrywa rolę ulubienicy. Można podejrzeć, jak powstaje mały film niezależny, poza planem dzieje się tyleż samo ciekawych rzeczy co na nim.

Jest jeszcze trzeci element tej układanki, ale żeby za wiele nie zdradzić, wystarczy tylko napisać, że dotyczy on meta poziomu tej historii, czyli tego, jak rodzą się nowe pomysły, jak są wymyślane elementy scenariuszowej układanki, by nie zanudzić widzów starymi fabularnymi schematami i rozwiązaniami.

No dobrze, ale czy jest w tym filmie jakiś stały element, oprócz tytułowego czarnego niedźwiedzia, który pełni rolę motywu spajającego dwie części fabuły? Dowiadujemy się przecież z tej zabawy, że wydarzenia i ludzi można pokazywać na wiele sposobów, albo klasycznie, zgodnie z hollywoodzkimi zasadami, albo w stylu paradokumentalnym, a nawet odważnej psychodramy w stylu legendarnego Johna Cassavatesa czy bliższego nam Larsa von Triera. Fakultatywność tej historii sprowadza się do pokazania widzowi odpowiedniego palca. Chce on uwierzyć w filmową magię, a tymczasem otrzymuje tylko jej sztuczne konstrukcje, surogat, coś co nie jest ani tym, ani owym, bo może być czymkolwiek i wszystkim naraz.

Powtórzę więc pytanie: czy jest w tym filmie jakiś stały element? Owszem. To przede wszystkim świetne aktorstwo przywołanej już Aubrey Plaza, raz uwodzicielskiej, innym razem poważnej, rozbitej wewnętrznie i zdesperowanej. Innym stałym elementem tej gry są motyw artystycznej manipulacji widzami (o tym była już mowa) i psychologicznej manipulacji drugim człowiekiem. Młodych bohaterów tych dwóch filmów w jednym łączy to, że przejawiają dużą skłonność do zdrady, są moralnie rozmyci, słowa rzucają na wiatr. Czyżby z fabuły miał wyłonić się obraz pokolenia postmodernistycznego relatywizmu? Niewykluczone, że tak. Jedno jest pewne, że protagoniści gubią się we wzajemnych relacjach. Są niestali w składanych deklaracjach.

Czarny niedźwiedź pod względem formy i tematu jest migotliwy, jakby wyreżyserował go trickster. Najpierw ma stabilną formę, następnie wariacko wywraca się na drugą stronę. Awers zamienia się w rewers tej samej monety.

Ocena: 4/6

Czarny niedźwiedź (Black Bear), USA 2020, dramat (104 min.), scenariusz i reż. Lawrence Michael Levine, w rolach głównych Aubrey Plaza, Christopher Abbott, Sarah Gadon, premiera 24 stycznia 2020, emisja: Netflix , HBO GO, Cineman i inne platformy.

Drogi Czytelnikujeśli smakują Ci moje teksty, możesz postawić mi symboliczną kawę. DZIĘKUJĘ. (Kliknij w grafikę).:

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.