W myśleniu konserwatywnym figura potwora w powieści Mary Shelley jest jednoznaczna: wyraża proletariat, zrewoltowane masy, tłum bez Boga, który trzeba zniszczyć jak Draculę. Mary Shelley jest nieco innego zdania. Dla niej potwór jest wewnętrznie sprzeczny, gdyż reprezentuje rewolucję w sensie negatywnym i pozytywnym. Rewolucja jest potrzebna, bo przynosi wolność, jest jednocześnie naganna, bo sprowadza się do wielkiego przelewu krwi, zawodzi wielu ludzi i nie potrafi się zatrzymać.
Historia powstania Frankensteina jest znana. Napisała ją kilkunastoletnia Mary Wollstonecraft Shelley podczas pobytu w latach 1816 – 1818 nad Jeziorem Genewskim niedaleko Genewy. Mary osiadła w Szwajcarii wraz z mężem poetą Percy Bysshem Shelleyem oraz swoją przyrodnią siostrą Claire Clairmont. W sąsiedztwie Shelleyów, w Villi Diodati nad Jeziorem Genewskim, mieszkał kochanek Claire Clairmont, Lord Bayron, wygnaniec z Anglii z powodów obyczajowych. Banicie towarzyszyli doktor John Polidori i brytyjski pisarz i dramaturg Matthew Gregory Lewis, autor słynnej powieści gotyckiej Mnich. Emigranci z Anglii często spotykali się, rozmawiali i wzajemnie inspirowali. Podczas jednego z deszczowych letnich dni Bayron zaproponował wspólną zabawę polegająca na tym, by każde z przyjaciół napisało powieść o duchach w stylu utworów niemieckich romantyków. Z umowy wywiązała się tylko Mary Schelley, tworząc Frankensteina, oraz częściowo Byron (jego fragment Wampir rozwinął Polidori i opublikował pod tytułem The Vampyre: A Tale.). Innym, o wieległębszym źródłem Frankensteina był sen, jaki przydarzył się Mary w 1815 roku po śmierci jej pierwszego przedwcześnie urodzonego dziecka. „Sen o tym, że moje dziecko ożyło, że najpierw zmarzło, a kiedy natarliśmy jego ciałko przy ogniu, żyło znowu” – zapisała Mary Schelley w swoim dzienniku. Frankenstein odnosił się zatem w kilku punktach do osobistej historii pisarki i jej rodziny.
Mary Shelley była córką liberalnego i ateistycznego filozofa Williama Godwina oraz pierwszej angielskiej feministki i powieściopisarki Mary Wollstonecraft. Matka Mary Shelley zmarła 10 dni po jej urodzeniu. Mary dorastała w domu przepełnionym filozoficznymi dyskusjami o przyrodzonej wolności każdego człowieka i jego zdolności do samodoskonalenia się przez całe życie. W domu Mary Shelley mówiło się także wiele o oświeceniowym filozofie i naukowcu Erasmusie Darwinie, dziadku Karola Darwina, twórcy ewolucjonizmu, a dokładnie o jego rzekomo udanym eksperymencie ożywienia trzymanej w probówce martwej tkanki za pomocą wstrząsów elektrycznych. Pod wpływem Godwina pozostawał też mąż Mary – Shelley. Poeta dał pełny wyraz swoim ateistycznym poglądom w poemacie Prometeusz wyzwolony, napisanym w tym samym okresie, w którym jego żona pracowała nad Frankensteinem.
Pierwsze wydanie Frankensteina ukazało się w 1818 z przedmową Shelleya, trzecie poprawione wydanie zostało wydrukowane w 1831 roku ze wstępem autorki. Mary Shelley w 1818 roku była niespełna 20 – letnią kobietą. Mimo młodego wieku i mimo tego że w jakimś stopniu była pod wpływem swojego męża wykazała się dojrzałą twórczą świadomością, która utorowała jej drogę do kariery literackiej (ale późniejsze jej utwory miały już konformistyczny, wiktoriański charakter).
Potwór o nazwisku Frankenstein?
Wymyślona przez Mary Shelley historia bezimiennego potwora jest znana i nieznana. Znana w tym sensie, że nie ma prawie nikogo, kto by nie słyszał o stworze powołanym do życia przez naukowca, a następnie odrzuconym przez niego i społeczeństwo z powodu brzydoty. Ale jeśli już przejść do szczegółów, to pojawiają się problemy. Bo wiele osób uważa, że Frankenstein nazywa się potwór, a nie naukowiec. Wiele też ludzi nadaje literackiej bestii maskę aktora Borisa Karloffa, odtwórcy monstrum w pierwszym filmie o Frankensteinie w reżyserii Jamesa Whale’a z 1931 roku, i uważa, że najważniejszym elementem tej opowieści jest fabrykacja potwora, tymczasem w powieści Mary Shelley jej opis nie jest rozbudowany. W powieści nie ma też wątku z filmu Jamesa Whale’a o wyposażeniu potwora w ukradziony z laboratorium mózg mordercy, co miało tłumaczyć jego nieludzkie zachowanie; powieść Mary Shelley nie jest też napompowana jak film tanim moralizowaniem i rzecz jasna nie ma happy endu. Scenarzyści hollywoodzkiego Frankensteina z 1931 roku pomysłowo natomiast nawiązali do zapowiedzianej na kartach powieści heroicznej śmierci potwora. Jego słowa „Wstąpię triumfalnie na mój stos ofiarny i z rozkoszą poddam się męce płomieni” zamienili na obraz śmierci w wiatraku podpalonym przez ścigający go tłum.
W sumie powstało kilka filmowych wersji powieści Mary Shelley (nad najnowszą pracuje Guillermo del Toro). Bardzo wierny oryginałowi jest film Kennetha Branagha z 1994. Wybitny angielski aktor i reżyser wcielił się w postać Wiktora Frankensteina, eksponując jego prometejską siłę. Kennethowi Branaghowi udało się także oddać na ekranie ducha epoki oraz uczuciowość i emocjonalność literackiego oryginału.
Prometejski bunt Wiktora Frankensteina
Co zatem jest istotą powieści Mary Shelley? Jest nią bunt młodego studenta Wiktora Frankensteina, który na studiach w Ingolstadt postanawia stworzyć istotę ludzką z ciał nieboszczyków. Udaje mu się to, ale gdy widzi, że stworzył nie pięknego człowieka, a odrażające monstrum, „demonicznego trupa”, zaczyna tego mocno żałować. Bezimienny potwór domaga się od swojego ojca, by ten stworzył mu kobietę i w ten sposób umożliwił mu założenie rodziny i włączenie się w ludzki łańcuch bytów. Wiktor odmawia. Nie widzi on miejsca w społeczeństwie dla potwora i jego żony, bo z ich związku powstałyby szkaradne istoty. W akcie zemsty potwór zabija najbliższe osoby naukowca, ostatnimi są przyjaciel Clerval i żona Elżbieta zamordowana w noc poślubną. Frankenstein rzuca się w pościg za potworem, aby wymierzyć mu sprawiedliwość i ocalić świat przed zagładą. W morderczym pościgu dociera aż na daleką północ, gdzie ginie z wycieńczenia w okowach wiecznego lodu opowiedziawszy uprzednio dowódcy statku polarnego, kapitanowi Waltonowi, historię swojego życia. Na statku dowodzonym przez Waltona czytelnik znajduje też potwora. Znajduje go w momencie, gdy stoi nad trumną swojego ojca. Targa nim jakaś niepojęta pasja. Widząc makabryczne skutki swoich uczynków, postanawia popełnić w samotności samobójstwo. Ze sceny tej przebija romantyczna estetyka wzniosłości, czyli niepojętej rozumem grozy i potworności. Taki sam charakter mają też opisy monumentalnego Mont Blanc i samego potwora.
Z dzisiejszego punktu widzenia Frankenstein Mary Wollstonecraft Shelley ma sztuczną epistolarną formę. Mimo tego powieść cały czas zadziwia bogactwem znaczeń. Jak wielkim, odkrywa to francuski anglista prof. Jean-Jacques Lecercle w swojej pracy Frankenstein: mit i filozofia, jaka ukazała się po polsku w 2022 roku nakładem założonej przez Wawrzyńca Rymkiewicza, syna nieżyjącego poety Jarosława Marka Rymkiewicza, Fundacji Evviva L’arte.
Sprzeczności
Jean-Jacques Lecercle zwraca uwagę na kilka sprzeczności zawartych w powieści; ja napiszę o dwóch, narracyjnej i historycznej. Pierwsza polega na tym, że „tekst opowieści utkany jest z dyskursów filozoficznych i religijnych, które się ze sobą krzyżują, splatają i sobie przeczą”, druga natomiast wynika z fascynacji autorki Frankensteina i jej otoczenia rewolucją francuską, a jednocześnie z lęku przed jej konsekwencjami.
Potwór Mary Shelley jest wielce skomplikowaną istotą. „Zdolny wybuchać furiacką złością i sięgać po najzłośliwsze podstępy, zarazem i równocześnie jest on rozumny, rozsądny, a nawet czuły” – pisze Jean-Jacques Lecercle. Rozdwojenie potwora wynika z dwóch splecionych w nim dyskursów: filozoficznego o człowieku – naturze, którego jeszcze nie zniszczyło społeczeństwo, czyli o dobrym dzikusie, który wyraża mrzonkę oświeceniowych filozofów o tabuli rasie, i religijnego o diable. Stwórcą potwora nie jest Bóg, tylko oświeceniowy zbuntowany naukowiec. Potwór sam zaczyna uczyć się i czytać, w ten sposób wyraża optymizm oświeceniowych filozofów. Ale zarazem, wedle słów francuskiego badacza, „jest (…) reprezentantem odwrotnego dyskursu. Stworzony bez rodziny, bez ojczyzny, bez dzieciństwa potwór jest wyrzutkiem”. Nie posiada on nawet wspomnień, jest niczym, ludzie nie potrafią go sklasyfikować, dlatego budzi przerażenie. A dlaczego jest diabłem? Bo został stworzony przeciw Bogu, który jest jedynym dawcą życia.
Wytwór wyobraźni Mary Shelley można jedynie podporządkować metaforze wampira, który skrycie czeka na wbicie osikowego kołka w jego serce, jest osamotnionym Szatanem, który rozjątrzony patrzy na piękno boskiego stworzenia w Raju Utraconym Johna Miltona. Samotny potwór chce zawrzeć umowę z innymi ludźmi. Gdy mu się to nie udaje, gdy zostaje odrzucony przez swojego ojca, czyli Wiktora Frankensteina, i innych ludzi, zamienia się w bestię.
Aspekt religijny Frankesteina polega jeszcze na tym, że postęp naukowy i przejęty z filozofii oświecenia dyskurs prometejski doprowadzają do dramatu i nieszczęścia. Czy Jean-Jacques Lecercle uważa zatem, że tekst Mary Shelley ma charakter reakcyjny? Czy „Mary Shelley wyraża w nim swój bunt – bunt zdrowego rozsądku i powszechnej moralności – przeciw środowisku wprawdzie błyskotliwemu, lecz pozbawionemu głębi i groźnemu moralnie”? Otóż nie do końca. W tym miejscu swoich rozważań anglista przechodzi do sprzeczności historycznych. Pisarka umieściła akcję swej powieści w latach rewolucji francuskiej 1792-1799, jednocześnie tej chronologii nie traktuje realistycznie, gdyż nie wspomina o jakichkolwiek wstrząsach politycznych. Traktuje wydarzenia rewolucyjne, tak jakby w ogóle nie zaszły. Zdaniem Lecercle konstrukcja powieści oddaje jedynie formę rewolucji, a niej jej treść, gdyż miesza akty przemocy z ucieczką do przodu. Strach, jaki wywołuje potwór, wyraża strach przed wielkim rewolucyjnym terrorem, natomiast poczucie winy Wiktora Frankensteina z powodu powołania do życia człekokształtnej bestii, wyraża lęk postępowych elit przed zrewoltowanym i nieobliczalnym tłumem, który swój gniew może obrócić przeciwko nim.
Mary Shelley napisała swoją powieść wiele laty po wygaśnięciu rewolucji, w okresie gdy u władzy był Napoleon, który przywłaszczył sobie jej hasła. Liberalne XIX-wieczne środowiska Europy były rozczarowane krwawym przebiegiem rewolucji. Fryderyk Schiller tak pisał w 1793 roku o „politycznym chaosie” w liście do księcia von Augustenburga: „Dokonana przez lud francuski próba rewindykacji świętych praw człowieka i zdobycia politycznej wolności okazała tylko ludu tego niemoc i niegodność; na powrót też pogrążyła w barbarzyństwie i niewolnictwie nie tylko ten nieszczęsny naród, ale wraz z nim także znaczną część Europy i całe nasze stulecie.” O tym rozczarowaniu mówi też figura potwora. W myśleniu konserwatywnym jest ona jednoznaczna: wyraża proletariat, zrewoltowane masy, tłum bez Boga, który trzeba zniszczyć jak Draculę. Mary Shelley jest nieco innego zdania. Dla niej potwór jest wewnętrznie sprzeczny, gdyż reprezentuje rewolucję w sensie negatywnym i pozytywnym. Rewolucja jest potrzebna, bo przynosi wolność, jest jednocześnie naganna, bo sprowadza się do wielkiego przelewu krwi, zawodzi wielu ludzi i nie potrafi się zatrzymać. Dla Mary Shelley i środowiska, z jakiego się wywodziła, napisanie Frankensteina było próbą analizy, tego co zaszło podczas rewolucji francuskiej i tego, co może jeszcze nadejść.
Zadziwiająca żywotność mitu
I wydanie Frankensteina ukazało się 205 lat temu, ale nie o okrągłe daty tu chodzi, tylko zadziwiającą żywotność tego mitu. Gdy patrzy się na wywoływane przez afrykańskich imigrantów zamieszki w Europie, nie sposób zadać pytania, kogo obecnie personifikuje metafora Frankensteina? Podobne pytanie narzuca się z powodu zawrotnej kariery sztucznej inteligencji. Czy nie obróci się ona przeciw człowiekowi? Pytania o to, czy możemy stwarzać świat nie na obraz Boga, tylko człowieka, są w dzisiejszych czasach wciąż aktualne. ChatGPT w wielu kwestiach może wyręczać człowieka, ale nadużywany może go zredukować do pośredniej roli naśladowcy i wykonawcy programistycznych dyspozycji. Gdyby Frankensteina napisał ChatGPT, a nie Mary Shelley, kobieta o niezwykłej biografii, wiedzy i wyobraźni, nigdy nie zastanawialibyśmy się nad bogactwem jego znaczeń. A nasze pytania i głód wiedzy świadczą o naszym człowieczeństwie.
Zdjęcie na górze: W 2022 roku nakładem Fundacji Evviva L’arte ukazała się praca Jean-Jacques Lecercle „Frankenstein: mit i filozofia”. Fot. Evviva L’arte
Drogi Czytelniku, jeśli smakują Ci moje teksty, doceń je symboliczną kawą, dziękuję.