„Lee. Na własne oczy” jest produktem głównego nurtu dla kobiecej widowni o życiu amerykańskiej modelki i fotografki Lee Miller. Można go przyrównać do książkowych biografii ikon XX wieku, które mimo że szybko znikają z księgarskich półek, nie budzą zbytnich dyskusji. Film ogląda się przyjemnie, ale nie dostarcza szczególnych emocji. Pojawiają się one dopiero pod koniec.
Lee Miller prowadziła życie na miarę burzliwego XX wieku. W dorosłość weszła z zespołem stresu pourazowego wynikającego z gwałtu, jakiego dokonał na niej w dzieciństwie przyjaciel rodziny. Traumę leczyła pozując nago ojcowi, potem pracując jako top modelka. Na początku lat 30. przeniosła się do stolicy europejskiej awangardy – Paryża. Tam uczyła się fotografii artystycznej i uczestniczyła w życiu bohemy. Tuż przed wybuchem II wojny światowej wyjechała do Londynu i podjęła pracę w magazynie Vogue. Robiła zdjęcia bombardowanego Londynu. Pod koniec 1942 roku wyjechała do Normandii jako korespondentka wojenna US Army. Przekraczając bramy obozów koncentracyjnych w zdobytych przez Aliantów Niemczech, przeżyła szok. Okupiła go depresją i postępującym alkoholizmem.
Narratorką jest sama Lee Miller. Wiele lat po zakończeniu wojny udziela wywiadu młodemu dziennikarzowi. Pokazuje zdjęcia, pije alkohol i pali jak smok. Występująca w tej roli Kate Winslet sugestywnie oddaje alkoholizm bohaterki, jej zgorzkniały charakter. Burzy ikoniczność swojej postaci.
Lee w średnim wieku jest inna. Jest kobietą zdeterminowaną osiągnąć sukces. Taka musi się podobać kobiecej widowni. Choć można zadać pytanie, czy prawie 50-letnia Kate Winslet została dobrze dobrana do roli. Zdecydowanie zadziałała magia nazwiska, bo rola Winslet jest nierówna. Aktorka miejscami zbytnio narzuca się swoją fizycznością jakby tym sposobem chciała uwiarygodnić amerykański temperament swojej bohaterki. Nic z tego!
Historia rozwija się linearnie. Charakter poszczególnych etapów biografii określają zdjęcia, na początku radosne, słoneczne, pod koniec mroczne. Wymownie pokazują drogę głównej bohaterki do piekła. Ostatnia część filmu jest wstrząsająca. Przesiąknięta niepokojem i śmiercią. Zdjęcia Pawła Edelmana utrwalają złowrogi czas.
Lee. Na własne oczy jest poprawnie zrealizowaną biografią bez stylistycznych naddatków. Mimo to dostarcza wartościowej wiedzy historycznej. Otóż bohaterka jako pierwsza korespondentka wojenna wykonała wstrząsające zdjęcia ofiar niemieckich obozów zagłady. Zdjęcia były zbyt prawdziwe, by mogły ukazać się w brytyjskim magazynie Vogue. Reportaż Lee Miller z obozów śmierci został zablokowany przez cenzurę. To kolejny przykład tego, że zachodnie rządy blokowały wiedzę o prawdziwym charakterze II wojny światowej. Nie lepiej jest dziś ze świadomością zachodnich społeczeństw o charakterze niemieckiej okupacji w Polsce.
Ocena: 3,5/6
Lee. Na własne oczy (Lee); USA, Wlk. Brytania, Norwegia, Australia, Irlandia, Singapur, 2023; dramat biograficzny (116 min); reż. Ellen Kuras; scen. Liz Hannah, John Collee; dystrybucja kinowa Monolith Films; premiera polska w kinach: 13 września 2024.
Zdjęcie na górze: Lee Miller przekraczając bramy obozów koncentracyjnych w zdobytych przez Aliantów Niemczech, przeżyła szok. Fot. materiały prasowe