Nieudany zamach na Jana Pawła II w 1981 roku był na tyle elektryzującym wydarzeniem, że poświęcenie mu jedynie brutalnego filmu o zemście, jak to uczynił Władysław Pasikowski, to zdecydowanie za mało.
Reżyser od początku swojej kariery płynie na łodzi o nazwie kino gatunków. Mocno wiosłuje wzorując się na takich mistrzach kina sensacyjno-gangsterskiego, jak Samuel Fuller, Don Siegel, Sam Peckinpah, Martin Scorsese, Quentin Tarantino czy Jean-Pierre Melville. Opowiada o skłóconych ze światem i systemem mężczyznach, którzy dzięki odwadze, sile i odwołując się do wyznawanego kodeksu honorowego potrafią wyjść z każdej opresji. Świat, w którym żyją, jest bezwzględny, bezwzględni też są oni. Bez wątpienia polskiej kinematografii spętanej przez peerelowską polityczną poprawność, brakowało takiego rodzaju kina: cynicznego, bandyckiego, jednocześnie melodramatycznego, ale dziś może być ono już nieco przebrzmiałe.
Władysław Pasikowski ma swoich wiernych fanów. Wiernych do tego stopnia, że wybaczają mu nawet słabsze filmy. Ma też wiernych aktorów. Z Bogusławem Lindą łączy go nawet przyjaźń. Panowie nakręcili wspólnie kilka obrazów i rozumieją się bez słów. Gwiazdor posiadł sztukę wyrażania wielu emocji oszczędnie i bez zbędnej emfazy. Naturalnością dorównuje nawet Al Pacino i Clintowi Eastwoodowi, jest jednocześnie „swój”, „nasz”, bo słowiańsko zamglony i melancholijny.
Tak też dzieje w najnowszej produkcji Pasikowskiego Zamach na papieża. Linda profesjonalnie odgrywa emerytowanego snajpera i oficera peerelowskich służb specjalnych o pogruchotanym życiorysie. Bliski śmierci (atakuje go nowotwór) podejmuje się ostatniego zadania: ma zabić tureckiego terrorystę, wykonawcę zamachu na papieża Jana Pawła II. W tle rozgrywa się mało czytelny wątek dzieci, które giną w pewnym miasteczku.
Pasikowski poszedł
w totalną fikcję
Po tytule można by sądzić, że reżyser i scenarzysta w jednej osobie miał ambitny plan powiedzenia czegoś nowego na temat wydarzenia, które wiele lat temu wstrząsnęło milionami ludzi na całym świecie. Niestety, nic z tych rzeczy. Pasikowski poszedł w totalną fikcję o rzekomym „polskim śladzie” w zamachu na Jana Pawła II. Nie oparł się na żadnych dokumentach, tylko na swoim węchu, który tym razem mocno go zawiódł.
Zamiast porządnego sensacyjnego filmu czy thrillera zabarwionego dramatem Pasikowski nakręcił prowincjonalny western o byłym oficerze, który nie uprawia seksu ze swoją kobietą (oczywiście lekkich obyczajów, jak to u Pasikowskiego), tylko robi porządki w zapyziałym miasteczku. Zamiast uwiarygodnić swoją historię o „polskim tropie” w zamachu, Pasikowski udaje się na publicystyczne bezdroża krytykowania Jana Pawła II za tolerowanie pedofilii w Kościele.
Nie sposób pozbyć się wrażenia, że Zamach na papieża nie powstał po to, by cokolwiek wyjaśnić, tylko by wyzwalać masowe emocje. A nade wszystko powstał na użytek bieżącej politycznej publicystyki (co ciekawe, pierwszy duży wywiad z reżyserem na temat filmu ukazał się w dziale nie „Kultura” a „Polityka” tygodnika o tej samej nazwie). W filmie odbijają się nastroje liberalno-lewicowej „inteligencji” rozczarowanej polskim Kościołem i papieżem, a nie chęć powiedzenia czegoś odkrywczego. Kilka zabawnych dialogów i nieźle zainscenizowanych scen okrucieństwa to za mało jak na temat tej wagi. Reżyserowi nie można nawet postawić zarzutu, podobnego jaki stawiano Stone’owi po nakręceniu JFK o zamachu na Roberta Kennedy’ego, że zrobił tendencyjny film, bo nakręcił obraz naiwny i płytki. Nowość polega tylko na tym, że z powodu modnego tematu do Wł. Pasikowskiego zaczną przyznawać się teraz nawet ci kinomani, którzy dotychczas lekceważyli jego kino.
Ocena: 3/6
Zamach na papieża, Polska 2025, sensacyjny (116 min); scen. i reż. Władysław Pasikowski; w rolach głównych: Bogusław Linda i Ireneusz Czop; dystr. Kino Świat; polska premiera w kinach: 26 września 2025.
Podpis pod zdjęcie: Linda profesjonalnie gra emerytowanego snajpera i oficera peerelowskich służb specjalnych. Fot. Kino Świat

Ta 'oburzająca się’ 🙂 recenzja nieco mnie rozbawiła. W skrócie można powiedzieć, ze jej sedno sprowadza się do: Pasikowski nie powiedział w swoim filmie tego, co „powinien”, nie był „odkrywczy”, jak powinien i w ogóle zrobił nie ten typ filmu, który powinien… Tymczasem, zrobił taki film, jaki chciał i powiedział nim to, co chciał. Moze się podobać lub nie – sama widzę w nim pewne słabości, ale krytykować film za to, ze nie jest innym filmem, niż chciałby go to widzieć recenzent – to już niezłe 'przegięcie’ 😉
„Zamach na papieża” ma podtytuł „Inspirowany prawdziwymi wydarzeniami”. Buduje on oczekiwania, że film będzie w jakimś stopniu odnosił się do faktów. Tymczasem tak się nie dzieje. Film odnosi się jedynie do ulubionych przez reżysera motywów i rozwiązań fabularnych. Pasikowski cytuje samego siebie. Oczywiście reżyser ma prawo do fikcji pod warunkiem, że umie do niej przekonać widza. Ale Pasikowskiemu ta sztuka nie wychodzi. Nakręcił film naiwny i melodramatycznie przerysowany z niedopracowanymi wątkami. Daleko mu chociażby do „Dnia szakala” Freda Zinnemanna, także fikcyjnej wersji zamachu na Charlesa de Gaulle’a, ale jakże „prawdziwej” i przejmującej.