Wiosna jak lato, słońce tańczy po kobiecych twarzach, rowerzyści śmigają po szosach, ptaki ćwierkają (świergolą, szczebioczą, ciurkają), a ja przeczytałem ponad 600-stronicową książkę baskijskiego pisarza Fernando Aramburu Patria. Zupełnie nie żałuję spędzonego nad nią czasu. Patrię mimo objętości i poważnej tematyki czyta się lekko. Bez wątpienia należy do najciekawszych propozycji na półce z literaturą piękną, jakie ukazały się u nas na wiosnę. By się przekonać, jak duża i różnorodna jest to oferta, wystarczy wejść na portal Allegro (kliknij link: https://allegro.pl/kategoria/ksiazki-i-komiksy). Każdy miłośnik wartościowej beletrystyki znajdzie tam coś dla siebie.
Fernando Aramburu urodził się w San Sebastian w 1959, ukończył filologię hiszpańską na uniwersytecie w Saragossie, a w 1985 roku, w okresie największego nasilenia fali zamachów ETA, wyjechał do Niemiec, gdzie założył rodzinę. Jest autorem wielu powieści, jedna z nich El trompetista del Utopía została sfilmowana w 2007 roku (polski tytuł produkcji Pod gwiazdami). W 2016 roku wydał w Hiszpanii powieść Patria na temat walki ETA o niepodległość Kraju Basków. Choć nie jest to pierwsza powieść o ETA, wywołała burzliwe dyskusje w całej Hiszpanii, szczególnie w Kraju Basków. W San Sebastian nie było baru, którego bywalcy nie pokłóciliby się o Patrię. Powieść wzniecała emocje w internecie, dzieliła rodziny, w bibliotekach ustawiały się kolejki do jej wypożyczenia, w księgarniach pojawiały się kolejne wznowienia.
Książka Aramburu jest niezwykła, bo przekracza gatunkowe ograniczenia. Nie jest jedynie powieścią z dobrze pomyślaną fabułą, ale i esejem politycznym z wyraźnie podaną tezą. Tak, Aramburu napisał książkę zaangażowaną, czego w ogóle się nie wypiera. Książkę wymierzoną w fanatyzm, terroryzm, w nienawiść jako instrument panowania jednych ludzi nad drugimi, wreszcie w radykalną, nacjonalistyczną baskijką lewicę, która walczyła z rządem w Madrycie od lat 60. ub. wieku i przegrała tę wojnę. ETA rozwiązała swoje struktury dopiero w tym roku. Gdyby Patria ukazała się wcześniej, z pewnością na pisarza zostałby wydany wyrok śmierci.
Powieść ma budowę dynamicznie nakręconego filmu. Jak we współczesnych filmach, w których sceny nie trwają dłuższej niż kilkadziesiąt sekund (wedle tej zasady została nakręcona chociażby nagrodzona Złotą Palmą Zimna wojna Pawlikowskiego), tak w powieści Aramburu wszystkie rozdziały są krótkie, kilkustronicowe. Na początku rodzi się obawa, że czytelnik może się pogubić w szybko zmieniającym się kalejdoskopie zdarzeń i postaci, tym bardziej że baskijskie nazwy brzmią w polskich uszach bardzo egzotycznie, jednak z czasem przychodzi oswojenie się z wartkim nurtem narracji.
Osią opowieści są losy dwóch rodzin z miasteczka Gipuzkoa, najpierw złączonych więzami przyjaźni, później rozdzielonych murem nieufności i wrogości z powodu działalności w ETA Joxe Mari, syna Joxiana i Miren. Głowa drugiej rodziny, lokalny przedsiębiorca, dostaje listy z żądaniami płacenia haraczu na rzecz terrorystów. Gdy żądania nie ustają, buntuje się i odmawia zasilana kasy ETA. Wtedy działacze nacjonalistyczni osaczają rodzinę biznesmena pomówieniami i groźbami, wypisują przeciw przedsiębiorcy hasła na murach, gnębią głuchymi telefonami, zapaskudzają skrzynkę na listy. W końcu pewnego deszczowego dnia dumny biznesmen ginie z rąk zamachowca:
W dniu, w którym zamordowano Txata, padał deszcz. Szary powszedni dzień, jeden z tych, które wydają się dłużyć w nieskończoność. Gdy wszystko zwalnia, jest mokre i trudno odróżnić poranek od popołudnia. Zwykły dzień, kiedy wierzchołki gór otaczających miasteczko toną w chmurach.
W strukturze powieści dostrzegłem podobieństwo do Kroniki zapowiedzianej śmierci Marqueza. Czytelnik od początku wie, że jeden z głównych bohaterów ginie w zamachu, nie zna jedynie okoliczności jego śmierci. Te zaczynają się pojawiać stopniowo, szczegóły wolno zapełniają partyturę zbrodni. Pisarz umiejętnie pobudza czytelniczą ciekawość, umie dozować informacje, wie, jaki element ma przemilczeć, a jaki ujawnić, w jaką wejść fabularną uliczkę, by za jakiś czas ponownie odzyskać główny wątek. Patria nie cieszyłaby się takim powodzeniem, gdyby nie dostarczała szczerych i bolesnych opisów emocji postaci, ich odczuć, skomplikowanych relacji, namiętności i urazów. Bohaterowie się kochają, tracą partnerów, jedni chcą się wydostać z dusznego małomiasteczkowego środowiska, zapomnieć o zbrodni, inni jeszcze bardziej zapadają w to bagno. Łączy ich natomiast jedno – wszyscy są ofiarami terroru ETA, zarówno zamachowcy i sprzyjający im patrioci, jak i przeciwnicy walki zbrojnej.
Tak jedna z postaci opisuje mechanizm, jaki rządził logiką ETA w latach 80. ub. wieku:
– ETA musi działać bez przerwy. Nie ma innego wyjścia. Dawno temu wpadła w automatyzm ślepej aktywności. Jeśli nie wyrządza krzywdy, nie istnieje, staje się bezużyteczna. Jej członkowie nie mają wpływu na jej mafijne funkcjonowanie. Nawet kierownictwo nie może nic z tym zrobić. To prawda, że podejmują decyzje, ale tylko pozornie, bo puszczonej w ruch machiny terroru, która nabrała szybkości, nie da się zatrzymać.
Pisałem już, że Patria jest powieścią z tezą. Jak bardzo, można się przekonać o tym, czytając wywiady z autorem. Dla Rzeczpospolitej Aramburu mówi, że jest jednocześnie Baskiem, Hiszpanem i Europejczykiem. – Idea, aby dzielić ludzi na narody, nigdy mi się nie podobała – wyznaje pisarz. Dlatego nie godzi się na to, by w imię jego narodu zabijano. Opowiada się za pełną integracją Europy z ograniczoną suwerennością poszczególnych państw. Nie odpowiadają mu separatystyczne ambicje Katalończyków i Szkotów.
Tymczasem zbliża się lato, a ja nie zamierzam zrezygnować ani z kina, ani z literatury. Na Allegro (https://allegro.pl/kategoria/literatura-piekna-popularna-i-faktu) wypatrzyłem kolejną ciekawą pozycję, tym razem z literatury faktu – Łańcut i Antoniny. Polowania u Potockich Aldony Cholewianki – Kruszyńskiej. To z tą książką spędzę najbliższe gorące dni.
Fernando Aramburu, Patria, wyd. Sonia Draga, Katowice 2018.