Don Kichot dziełem życia Terry’ego Gilliama? [Recenzja]

Trudno powiedzieć, czy amerykański reżyser Terry Gilliam oglądał legendarny film Wojciecha J. Hasa Rękopis znaleziony w Saragossie. Ale przyjmijmy, że tak, gdyż w swoim najnowszym dziele Człowiek, który zabił Don Kichota mistrzowsko stosuje metodę płynnego przechodzenia od jednej „rzeczywistości” do drugiej. Fabuła płynie jak we śnie. Zgrzyt pojawia się dopiero pod koniec filmu, gdy reżyser wpada w gigantyczną operowość. Nagle pryska baśniowy czar.

Nadmiar słońca może grozić udarem, tym bardziej gdy świeci na niebie Hiszpanii. Może zamienić  rzeczywistość w halucynację albo sen. Czegoś podobnego doświadcza reżyser reklam Toby (gra go Adam Driver znany choćby z Patersona Jima Jarmuscha), który nie może ukończyć klipu żerującego na powieści Miguela de Servantesa Don Kichot. Gdy rycerz smętnego oblicza zawisa na skrzydle wiatraka i nikt nie jest w stanie ściągnąć go na ziemię, Toby oddala się na motocyklu z planu filmowego, zagląda do miasteczka, gdzie przed laty kręcił swój czarno-biały film studencki – pierwszego Don Kichota. W miasteczku zaczyna się jego podróż po świecie powieści Cerventesa. Na Toby’ego jak na Alfonsa Van Wordena, oficera walońskiej gwardii z Rękopisu…  czekają dziwne zdarzenia. Spotyka osoby, które wystąpiły w jego studenckim filmie. Gdy chce wrócić do realu, aktor grający Don Kichota (Jonathan Pryce) zaczyna wierzyć w to, że jest nim naprawdę. Don Kichot przymusza reżysera do przyjęcia roli giermka Sancho Pansy. Jazda na osiołku u boku błędnego rycerza uczy reżysera pokory i nieskażonego egoizmem spojrzenia na świat, skłania do odkrycia, że w życiu liczy się tylko słowo na „m”.

Sztuka przechodzenia od jednego do innego poziomu „rzeczywistości” przypomina styl Hasa. W wykreowanym przez Terry’ego Gilliama świecie odnajdziemy ponadto elementy komedii slapstikowej i bezceremonialny humor brytyjskiej grupy Monty Pythona, z którą Gilliam współpracował. Rodzi się też analogia do twórczości bałkańskiego sztukmistrza Emira Kusturicy z dezynwolturą łączącego ludową cyrkowość z poezją, w ten sposób Gilliam wkracza na obszar postmodernistycznych zabaw z przeszłością. Kłania się też Robert Altman ze swoim Bufflo Billem i Indianami. Efekt jest pirotechniczny, choć bombastyczny finał trąci  pretensjonalnym kiczem i przyprawia o odruch ziewania. Wychodzi z niego satyra na przemysł filmowy zabijający prawdziwą sztukę i wolność artystyczną.

Terry Gilliam pracował nad filmem z przerwami 25 lat. Kilka razy zmieniał scenariusz. O mały włos a jego Don Kichot nie miałby swojej premiery na tegorocznym festiwalu w Cannes, bo seans usiłował zablokować  producent Paulo Branco. W wyniku procesu  o prawa  autorskie Gilliam wypłacił Paulowi Branco  odszkodowanie. Reżyser wylądował w szpitalu, ale  do canneńskiej premiery doszło. Zdrowiem przypłacił wieloletnią epopeję związaną z pracami nad filmem.  Czy warto było? Czy Don Kichot jest opus magnum amerykańskiego scenarzysty i reżysera?  Bo przecież jego wcześniejsze i o wiele skromniejsze filmy – Jabberwocky, Brazil, Fisher King i 12 małp – wcale nie tracą w porównaniu z Don Kichotem. W tym szaleństwie liczy się  przede wszystkim pościg Terry’ego Gilliama za doskonałością, pasja, z jaką chciał ucieleśnić swoją wizję nieśmiertelnego dzieła literackiego.

Ocena: 5/6

Człowiek, który zabił Don Kichota (The Man Who Killed Don Quixote), Hiszpania / Belgia / Portugalia/ Wlk. Brytania 2018, komedia przygodowa 132 min, reżyseria Terry Gilliam, scen. Terry Gilliam i Tony Grisoni, w  rolach głównych: Adam Driver, Jonathan Pryce, Stellan Skarsgård, Olga Kurylenko, w kinach od 10 sierpnia 2018.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.