„Fuga”: przełamywanie wstydu [Recenzja]

Pomiędzy filmami Robin Hood: początek a Grinch i Misja Yeti można natrafić w kinach na niełatwą w odbiorze Fugę Agnieszki Smoczyńskiej. Z uwagi na pesymistyczną tonację trudno polecać ten film pod choinkę.

W tytule chodzi nie o fugę Bacha, a dysocjacyjną, czyli poważną chorobę psychiczną, będącą odpowiedzią organizmu na silny stres najczęściej pochodzący z okresu dzieciństwa. Pod wpływem traumy wywołanej np. wykorzystaniem seksualnym  lub przemocą fizyczną, psychika osoby nią dotkniętej rozczepia się; pamięć  bolesnego zdarzenia i związane z nią doświadczenia cielesne i emocje zaczynają żyć swoim życiem. Osoby takie cierpią na amnezję, często odbywają podróż w nieznane, zapominając o swoim właściwym życiu.

W czarnej dziurze niepamięci zakopana jest filmowa Alicja. Nie wie, jak się nazywa, gdzie mieszka, skąd i dokąd zmierza. Na ekranie pojawia się, gdy wychodzi z ciemnego kolejowego tunelu w modnym płaszczu i szpilkach i wspina się na wysoki peron. Po awanturze  z policją trafia do szpitala psychiatrycznego, później do studia telewizyjnego. Podczas programu o zaginionych  rozpoznaje ją ojciec. Alicja tak naprawdę nazywa się Kinga Słowik, ma męża i synka. Po powrocie do domu nie potrafi, albo nie może, odbudować rodzinnych więzi.

Jest coś w tej historii, co nie pozwala wszystkim widzom odnaleźć swojego miejsca na ekranie. I bynajmniej nie chodzi o chorobę, na jaką cierpi bohaterka, ale sposób przedstawienia jej. Chłodne zdjęcia i scenografia tworzą barierę nie do pokonania, podobnie styl aktorskiej gry. Jeszcze większy problem wynika z szukania na siłę przez scenarzystkę, a zarazem odtwórczynię głównej roli, Gabrielę Muskałę, i reżyserkę Agnieszkę Smoczyńską, prowokujących obrazów, jak ten, gdy główna postać oddaje mocz na peronie. Przełamywanie wstydu związanego z fizjologią tylko pozornie wynika z istoty fugi dysocjacyjnej, bardziej z artystycznej potrzeby obu pań szokowania scenami wyzwolenia kobiecego ciała spod władzy społecznych konwenansów, przekraczania granic intymności. Trauma ma budować trudną drogę do odzyskiwania przez Kingę prawa do wolności. Nagość w tym filmie nie jest zwyczajna, ale wyzwala feministyczny dyskurs na temat roli kobiety jako matki i żony. Nie przez przypadek mąż traktuje długą nieobecność żony, jakby była na jakiejś balandze. Mówi do niej, że wygląda, jak zdzira. Zakończenie, którego rzecz jasna nie wolno zdradzać, jest tylko dopełnieniem proponowanego dyskursu na temat kobiecej tożsamości w nowoczesnym społeczeństwie, prawa kobiet do buntu. 

Ekrany naszych kin zalewa fala rodzimych i zachodnich  filmów o rozbitych osobowościach, o przeróżnych traumach społecznych, o nieumiejętności budowania relacji międzyludzkich. Im społeczeństwa bogatsze, tym więcej zerwanych więzi. Zresztą nie od dziś. Do wiedeńskiego psychoanalityka dr Freuda nie chodziły sprzątaczki i pokojówki, tylko znudzone bogate mieszczki. I Polacy w miarę rosnącego dobrobytu zaczynają przeżywać podobne problemy. I do nich  przyklejają się różne cywilizacyjne zmory i mody. Oby ta pesymistyczna fala nie trwała zbyt długo.

Ocena: 3/6

Fuga, Polska, Czechy, Szwecja (2018), dramat (100 min.), reż. Agnieszka Smoczyńska, scen. Gabriela Muskała,  w rolach głównych Gabriela Muskała i Łukasz Simlat, dystr. Kino Świat, w kinach od 7 grudnia 2018 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.