Ken Loach bez happy endu [Recenzja „Nie ma nas w domu”]

83-letni reżyser  Ken Loach nie zamierza porzucać ani kina, ani proletariackich bohaterów. W najnowszym, 25. już filmie w swoim dorobku, opowiada o pracowniku firmy kurierskiej, który by wykonać morderczy plan, zaniedbuje rodzinę.

Brzmi mało atrakcyjnie, ale takie jest właśnie kino najbardziej lewicowego europejskiego reżysera – bliskie ludzi wykorzystywanych przez kapitalistyczny system. A najlepszymi zwierciadłami społecznej niesprawiedliwości są w tej twórczości dzieci. Niestety, Sorry We Missed You, w odróżnieniu od kilku poprzednich filmów Loacha, jest bardziej pesymistyczny. Reżyser wyciska z tej jakże prozaicznej historii zaledwie odrobinę humoru, nie mówiąc o tym, że skazuje ją na brak happy endu.

Ricky zatrudnia się w firmie kurierskiej na zasadzie franczyzy. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że jego szef ma ambicję stworzenia  najlepszego magazynu przesyłek w kraju. Dlatego nie oszczędza kierowców. Wymyśla totalitarny system, który zmusza ich do nadludzkiej pracy.  Ricky godzi się na te warunki, bo chce spłacić kredyt na mieszkanie. Za cenę utraty kontaktu z dziećmi i żoną, wpasowuje się w model pracy, w którym cały ciężar przerzucony jest na pracownika.

Historię napisał niezrównany scenarzysta Kena Loacha Paul Laverty. Rozwija się ona liniowo, długo kiełkuje myśl, że Sorry We Missed You będzie mimo wszystko pozytywną opowieścią.Tak się nie dzieje, gdy pojawiają się pierwsze kłopoty z nastoletnim synem Ricky’ego. On, inaczej niż ojciec, na swój sposób, jako graficiarz, kontestuje system, chce się wymknąć jego mackom. Jego bunt uruchamia ciąg negatywnych zdarzeń.

Ken Loach nakręcił humanistyczny film. Bez ozdóbek i stylistycznego efekciarstwa, i po stronie zwykłych ludzi. A są oni  bardzo naturalni i szczerzy, także dzięki aktorskiej grze, jak to bywa w twórczości Loacha, niezawodowców. Podpatrujemy, jak rozmawiają ze sobą w ciasnym  mieszkaniu, jak dzielą się troskami i bólami. Mistrzostwo reżysera sprawia, że nawet zwyczajna scena wspólnego rodzinnego obiadu komunikuje więcej, niż serialowe tasiemce.

Idąc na dzieło Kena Loacha, należy przygotować się na surową dawkę realizmu. Fot. materiały prasowe (2)

Żona Ricky’ego jest opiekunką pomocy społecznej. Przemierza miasto autobusami, by zdążyć na czas do swoich podopiecznych. Przejawia wiele empatii. To bezcenne fragmenty w filmie Kena Loacha. Pokazują bowiem samotność ludzi Zachodu, to, że najbardziej im brakuje zdrowych rodzinnych więzi. Jest taka scena, gdy chora na Alzhaimera kobieta czesze z wielkim uczuciem i troską włosy opiekunki. Żaden geniusz kina nie wymyśliłby czegoś wspanialszego na pokazanie ludzkiej potrzeby ciepła i bliskości.

Trzeba przyznać, że polski tytuł Nie ma nas w domu doskonale oddaje sens filmu. Wg reżysera największym grzechem kapitalizmu jest zrywanie więzi międzyludzkich, szczególnie rodzinnych. Małżonkowie tak ciężko pracują, że nie mają  nawet czasu zapytać się swoich dzieci, co czują, co ich dręczy, czym się zajmują w szkole i poza nią. 

Idąc na dzieło Kena Loacha, należy przygotować się na surową dawkę realizmu. Loach stosuje swoją wypróbowaną metodę: nie komentuje pokazanych zdarzeń, nie zasłania ich atrakcyjnym stylem. Posługuje się oszczędnym językiem narracji, by wydobyć na światło dzienne istotę społecznych i psychologicznych konfliktów. Nie ubarwia historii ani nie kokietuje widza, nie zastawia na niego żadnej emocjonalnej pułapki. Chce tylko, by poczuł elementarną solidarność ze słabszymi uczestnikami życia społecznego, a w konsekwencji zmieniał myślenie o sobie i innych. 

Ocena: 5/6

Nie ma nas w domu (Sorry We Missed You), Wlk. Brytania (2019), dramat (100 min), reż. Ken Loach, scen. Paul Laverty, w rolach głównych: Kris Hitchen i Debbie Honeywood. Dystr. M2, w kinach od 15 listopada 2019.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.