W zaczarowanym świecie [Recenzja „Kodu Dedala”]

Propozycja dla miłośników ambitnej rozrywki. Jedna zagadka prowadzi do następnej, wątki kryminalne łączą się z tragicznymi, gęstość dialogów podkreśla fikcjonalność narracji.

Z powodu przedświątecznej daty premiery łatwo przeoczyć thriller Régisa Roinsarda Kod Dedala. A szkoda, bo mimo kilku słabości, jest bardzo interesującym filmem nawiązującym do powieści Agathy Christie Morderstwo w Orient Expressie oraz filmów o alternatywnych rzeczywistościach, spiskach i grach psychologicznych.  

Redaktor naczelny wydawnictwa Angstrom zamyka w bunkrze umieszczonym pod pewną pałacową rezydencją we Francji dziewięciu tłumaczy, mających przełożyć na narodowe języki kolejny tom globalnego bestsellera Dedal. Translatorzy odcięci są od świata. Bestseller nie może wypłynąć przed datą premiery. Mimo tego, ktoś zaczyna szantażować wydawcę publikacją w internecie tłumaczenia powieści. Żąda wielkiego okupu.

Pomysł nie jest zupełnie świeży, bo odsyła do takich tytułów o wirtualnej, symulowanej rzeczywistości, jak Gra Finchera, Truman Show Weira czy też twórczości Spike’a Joneza. Wszystkie mówią o tym, że w świecie medialnych symulakrów trudno o autentyczne przejawy życia. Jednostką rządzą teksty, zapisy, kody.

W filmie Régisa Roinsarda świat przypomina już nie tyle wieżę Babel, a złożony metatekst, nad który panują anonimowe, zglobalizowane siły. Niewiele jest w nim miejsca na autentyczność, niepowtarzalną twórczość, ani na wolny od programowania odbiór. Jeśli coś czujemy, to na zasadzie linkowania do wirtualności.

Główny protagonista Lambert Wilson przypomina Midasa żądnego wyłącznie złota. Jest próżny, bezwzględny i ambitny. Przeciw jego dominacji buntuje się anonimowy haker. Kto? Na tym polega główna tajemnica Kodu Dedala. Nim zostanie odkryta, wiele musi się wydarzyć, poleje się nawet krew.

Olga Kurylenko. Fot. materiały prasowe (2)

Mimo dość mrocznej wizji rzeczywistości, film opowiada o sile literatury. Żartując, można nawet napisać, że został nakręcony w interesie branży wydawniczej, gdyż głosi pochwałę twórczej wolności oraz prawdziwej więzi czytelnika z dziełem i pisarzem. Reżyser zręcznie  realizuje motyw reakcji zwrotnej między fikcją a życiem, jednak z czasem zaczyna gmatwać intrygę, zbytnio mieszać poziomy tekstualności. Najbardziej sztucznym elementem w tej układance jest postać zagranej przez Olgę Kurylenko rosyjskiej tłumaczki chorobliwie utożsamiającej się z jedną z bohaterek cyklu Dedal. Trudno też połapać się w cytatach z tej wymyślonej powieści. Tworzą one gąszcz odniesień.

Pewien stopień pretensjonalności i przeintelektualizowania utrudnia odbiór Kodu Dedala, mimo to warto zmierzyć się z nim. Jest w tym thrillerze dziwna moc, wynikająca z opanowania filmowego warsztatu przez reżysera i jego ekipę. Praca kamery i montaż są bezbłędne, łączenie odległych czasów i miejsc tak płynne, że niechętnie opuszcza się ten medialny, magiczny strumień. A nauka wypływająca z tej lekcji jest tyleż odkrywcza, co banalna: żyjemy tylko w pozornie racjonalnym świecie, bo znów jest zaczarowany. Kiedyś zaczarowywał go Kościół, a dziś…?

Ocena: 4/6

Kod Dedala (Les Traducteurs), Belgia , Francja, (2019), thriller (105 min), reż. Régis Roinsard, w rolach głównych: Lambert Wilson, Olga Kurylenko, Riccardo Scamarcio, dystr. Best Film, w kinach od 20 grudnia 2019.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.