Łotrzykowski „Filip” Michała Kwiecińskiego [Recenzja premierowego filmu]

Czarna komedia „Filip” Michała Kwiecińskiego jest ostentacyjnie cyniczna i łotrzykowska, mimo to pokazuje okrucieństwo wojny i nie wchodzi w spór o polską postawę romantyczną.

Michał Kwieciński jest przede wszystkim uznanym producentem. Wyprodukował wiele filmów łączących stylistyczną młodość z tematyczną dojrzałością. Najgłośniejsze z nich są odważne pod względem formy (np. Miasto’44 był gejzerem wizualnych pomysłów) i nieszablonowe pod względem treści (np. ostatni film Wajdy Powidoki).

Elementy te można dostrzec też w wyreżyserowanym przez Kwiecińskiego Filipie. Dojrzała jest zekranizowana powieść Leopolda Tyrmanda Filip, natomiast młodzieńczy jest styl, w jakim została opowiedziana na ekranie. Młodość i dojrzałość nie kłócą się w filmie Kwiecińskiego jak to ma miejsce w utworach Witolda Gombrowicza, nie są rywalizującymi ze sobą Synczyzną i Ojczyzną, ale tworzą zgraną rodzinę.

O czym zatem opowiada Filip? Młody Żyd z Warszawy ukrywa się pod zmienionym francuskim nazwiskiem w hitlerowskich Niemczech. Pracuje on z wieloma mu podobnymi młodymi mężczyznami, pochodzącymi z okupowanej Europy, w luksusowym Park Hotelu we Frankfurcie. W chwilach wolnych od pracy podrywa Niemki, wykorzystuje je i porzuca. Jest to jego rozrywka i forma osobistej zemsty za śmierć narzeczonej w warszawskim getcie.

Michał Kwieciński nie każe wstydzić się naszej przeszłości

Pierwsza część filmu jest mocno sowizdrzalska i ułańska zarówno pod względem kolorystyki zdjęć, nowoczesnej ścieżki dźwiękowej, jak i perypetii o erotycznym charakterze. Z czasem zmienia się tonacja opowieści. Przybiera ona tragiczny charakter, zaczynają ginąć ludzie. Pierwsza część filmu jest zaskakująco żywa i zabawna, druga nieco wyhamowana, zwalnia w niej tempo i dramaturgia, nie do końca są sprawnie rozegrane wątki, szczególnie Polaka Staszka, od którego tytułowy Filip dostaje podrobione niemieckie dokumenty.

Oczywiście takie podejście do tematyki okupacyjnej i wojennej nie jest zupełnie nowe. Przypominają się filmy Eroica i Zezowate szczęście Munka, czy nawet Jezioro bodeńskie Zaorskiego. Ale podobieństwo Filipa do wymienionych tytułów jest tylko powierzchowne. Adaptacja powieści Leopolda Tyrmanda nie ironizuje z polskiej bohaterszczyzny i kultu klęsk narodowych, nie każe wstydzić się naszej przeszłości, tylko szydzi z niemieckich uprzedzeń, rasizmu, głupoty i pychy. O ułańskiej czy też szwoleżerskiej dezynwolturze głównego bohatera mówi kulminacyjna scena strzelaniny w Park Hotelu. Gdyby reżyser zrealizował ją jeszcze bardziej brawurowo, to śmielej przypieczętowałby swój artystyczny zamysł. Wyszło mniej efektownie niż w Bękartach wojny Tarantino, ale i tak Michał Kwieciński otwiera swym filmem drzwi do nowego stylu opowiadania o narodowych traumach.

Jest pod tym względem bardzo kosmopolityczny. Podczas seansu przypominają się nie tylko wspomniane już Bękarty wojny Tarantino z pierwszoplanowym motywem zemsty i z kulminacyjnym zamachem na Hitlera w kinie, ale i Życie jest piękne Roberto Benigniego, Francuzka Regisa Wargniera, a nawet takie dzieło literackie, jak Wyznania hochsztaplera Feliksa Krulla Thomasa Manna. Filip znajduje się zatem w doborowym towarzystwie, nie rezygnując jednocześnie z pokazania polskiej specyfiki i okrucieństwa wojny.

Ocena: 3,5/6

Filip, Polska 2022, komediodramat (125 min), reż. i scen. Michał Kwieciński, w roli głównej Eryk Kulm, polska premiera kinowa: 3 marca 2023.

Drogi Czytelnikujeśli smakują Ci moje teksty, postaw mi symboliczną kawę i wesprzyj moją pracę, dziękuję.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.