Jednym z ciekawszych i jednocześnie zapomnianych dziś polskich filmów przełomu lat 80. i 90. jest Życie za życie. Maksymilian Kolbe Krzysztofa Zanussiego. Film o świętym widzianym oczami sceptyka.
Gdyby w Polsce nie doszło do zmiany politycznej 1989 roku, Zanussi z pewnością nie mógłby nakręcić biografii kanonizowanego w 1982 roku przez papieża Jana Pawła II o. Maksymiliana Kolbego, który oddał życie w KL Auschwitz za współwięźnia. Z prostej przyczyny. System komunistyczny był mało łaskawy dla tego rodzaju konfesyjnej twórczości, na domiar złego franciszkaninowi przyklejono łatkę antysemity i nacjonalisty.
Franciszkanin wydawał przed wojną pismo religijne „Rycerz Niepokalanej” o milionowym nakładzie (oraz inne tytuły), co samo przez się sytuowało go w roli bardzo wpływowego uczestnika medialnego życia II RP. Gdy uwzględnić zamieszczane w tym piśmie od czasu do czasu treści społeczno-polityczne (m.in. antymasońskie), po wojnie łatwo było z niego uczynić głównego sojusznika endecji, oskarżać o nacjonalizm i propagowanie sienkiewiczowskiego kultu Maryjnego, a nawet kogoś, kto przygotował grunt pod Holocaust, gdy tymczasem o. Kolbe nigdy nie składał jawnych politycznych deklaracji, a Żydów traktował jak bliźnich.
Inicjatywa Niemców
Impuls do powstania obrazu dał niemiecki producent. Krzysztof Zanussi przyjął zamówienie, gdyż wcześniej zrealizował dla zachodniego partnera film Z dalekiego kraju o papieżu Polaku. W obu przypadkach kierował się w większym stopniu poczuciem misji niż artystycznymi ambicjami.
Pomysł polegał na przedstawieniu biografii świętego z perspektywy mężczyzny, który swoją ucieczką z Auschwitz ściągnął na innych więźniów śmierć i który nie mógł zrozumieć, że ktoś oddał dobrowolnie życie za drugiego człowieka. Punkt wyjściowy scenariusza był obliczony na zachodniego, niewierzącego i agnostycznego widza.
Przygotowania do filmu trwały trzy lata, w fazę produkcji weszły po zmianach politycznych w Polsce oraz po znalezieniu funduszy w Niemczech. Zanussi był wówczas szefem Zespołu Filmowego Tor i przy udziale tego zespołu powstał niemiecko-polsko-francuski film. W roli uciekiniera wystąpił mało wówczas znany austriacki aktor Christoph Waltz.
Esej Szczepańskiego
Drugim punktem wyjścia do nakręcenia Życia za życie był esej związanego ze środowiskiem Tygodnika Powszechnego wybitnego pisarza Jana Józefa Szczepańskiego Świętość w świecie współczesnym wygłoszony podczas Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej we Wrocławiu i opublikowany w L’Osservatore Romano w związku z kanonizacją o. Maksymiliana (w wersji książkowej tekst ukazał się w 1998 r. w zbiorze autora Wszyscy szukamy). W krótkim eseju autor Polskiej jesieni zmagał się z polityczną przeszłością świętego oraz z fenomenem świętości. Pisarz doszedł do wniosku, że świętości nie należy traktować w kategoriach doskonałości, gdyż dostępują jej ludzie ułomni, zwykli grzesznicy, tylko w kategoriach nadprzyrodzonych. Dla pisarza akt świętości polegał na osobistym doświadczeniu Boga, na czynnym, a nie kontemplacyjnym, spotkaniu z Absolutem:
„Decyzja dobrowolnego męczeństwa w imię dobra i prawdy stawia człowieka oko w oko z Bogiem. W tym spotkaniu nie ma miejsca na żadne trywialne względy, determinujące kierunek ludzkich działań w praktycznym życiu. W tym spotkaniu tracą też ważność spekulacje intelektu. Nadrzędną siłą , formującą decyzję dania świadectwa poprzez samoofiarę pozostaje miłość. Miłość do Boga i umiłowanie bliźniego. A może ściślej: umiłowanie Boga manifestujące się miłością bliźniego.”
Szczepański przydawał męczeństwu o. Kolbego, podobnie jak działalności Gandhiego, uniwersalny, a nie doraźny wymiar. Tłumaczył, że heroizm polskiego zakonnika był wymierzony w instrumentalne traktowanie człowieczeństwa w Auschwitz:
„Męczeństwo Ojca Kolbego, dopełnione w warunkach izolacji od świata, miało wymowę ponadczasową i uniwersalną. Było jak gdyby zajęciem stanowiska w najbardziej zasadniczym sporze – w sporze o istotę człowieczeństwa. Wzięcie na siebie cudzego losu, ofiarowanie własnego życia za życie obcego współwięźnia, zadawało kłam instrumentalnej koncepcji człowieka, przywracało celowo niszczoną solidarność ludzką. Ale gdyby nawet ani jeden świadek wydarzenia na oświęcimskim placu apelowym nie przeżył, aby przekazać wieść o nim, czyn Ojca Kolbego nie utraciłby nic ze swojej moralnej wartości. Bo chociaż ludzkość potrzebuje świadectw świętości, czyny świętych są przede wszystkim oświadczeniami składanymi Bogu.”
Ponadczasowy film
Filmowa biografia o. Kolbego miała światową premierę w 1991 roku, w Polsce rok później. Mimo upływu lat Życie za życie ogląda się nadspodziewanie dobrze. Nieco razi niedzisiejsza powolność narracji oraz sztuczność inscenizacji niektórych scen, co zauważył krytyk niemieckiego portalu filmdienst.de pisząc, że film Zanussiego jest zbyt staranie skonstruowany i formalnie przypomina drzeworyt. Niemniej dobrze napisany przez Szczepańskiego i Zanussiego scenariusz oraz praca operatora Edwarda Kłosińskiego i gra Edwarda Żentary w roli Kolbego (niestety aktorstwo odtwórcy głównej roli, Christopha Waltza, jest przeciętne) nadaje produkcji ponadczasowy, także pod względem teologicznym charakter. W pamięć wpisuje się kilka filmowych ujęć: wylatujących z ziemnego nasypu czyżyków i wydostającego się spod ziemi Tytza oraz męczeństwo Kolbego w celi śmierci. Kamera Kłosińskiego zamienia twarz Żentary w prawdziwą ikonę świętości.
Więzień Jan Tytz z ust trzecich dowiaduje się o tym, co wydarzyło się w Auschwitz po jego ucieczce. Ślązak kieruje się pragmatyzmem i wolą przetrwania, dlatego zaskakuje go informacja, że ktoś bezinteresownie oddał życie za bliźniego. Nie przyjmuje do wiadomości, że akt męczeństwa zakonnika był jednocześnie darem życia dla niego, którego on, Jan Tytz, nie potrafił przyjąć. Były więzień wiedziony ciekawością i wyrzutami sumienia (przez jego ucieczkę zginęło dziesięciu niewinnych ludzi) spotyka się z wieloma świadkami, m.in. bratem Anzelmem badającym historię o. Kolbego. Wielogłosowość relacji przypomina strukturę Rashomona Kurosawy, z jedną, zasadniczą różnicą, że różne punkty widzenia nie wykluczają się, ale wzajemnie dopełniają i sumują, ześrodkowują na prawdzie o niezwykłym akcie skromnego zakonnika.
„Bezsilne słowa”
Szczepański zakończył swój esej o zjawisku świętości znamiennymi zdaniami: „Słowa są tu bezsilne. Muszą pozostać po stronie naszej słabości.”
Ta poznawcza niemoc został wpisana przez reżysera w materię filmowego opowiadania. Bezsilny wobec czynu Kolbego był przede wszystkim Jan Tytz, ale i Karl Fritzsch, lagerfuhrer w KL Auschwitz, który nie wiadomo dlaczego zgodził się na propozycję Maksymiliana Kolbego, zamiast go od razu zastrzelić. Bezradny wobec złożonej przez polskiego zakonnika ofiary życia jest także uczestniczący w procesie beatyfikacyjnym watykański prałat (w tym epizodzie zagrał Jerzy Stuhr). Gdy Tytz dowiaduje się o beatyfikacji Kolbego przez papieża Pawła VI, pod wpływem emocji osuwa się na podłogę. Jego duma zamienia się w pokorę. To kolejna bardzo przejmująca scena w filmie Zanussiego.
Zygmunt Pilawski a nie Jan Tytz
Znany reportażysta Krzysztof Kąkolewski w artykule opublikowanym w miesięczniku Kino (1991/ nr 7) zarzucił twórcom mijanie się z prawdą historyczną. Kąkolewski ustali, że rzeczywistym uciekinierem 29 lipca 1941 roku był 31-letni warszawski kierowca Zygmunt Pilawski, a nie Ślązak Jan Tytz (początkowa myślano, że był nim piekarz Kłos). Selekcja dziesięciu więźniów przeznaczonych na śmierć w odwecie za ucieczkę Pilawskiego zaczęła się na placu apelowym wieczorem 29 lipca i skończyła wieczorem dnia następnego. Kąkolewski napisał, że nie dotarł do informacji o dacie schwytania Pilawskiego. Wiadomo jedynie, że 14 sierpnia 1941 roku, gdy ginęli Kolbe i inni więźniowie, przebywał on jeszcze na wolności. Zmarł 31 lipca 1942 w Auschwitz. Kąkolewski ustalił też, że Pilawski uciekł z obozu skacząc w łany zboża, a nie zasypany przez ziemię jak w filmie, oraz że podczas ucieczki nie dotarł do klasztoru w Niepokalanowie.
Cenne uwagi reportera nie osłabiają rzecz jasna wartości filmu. Zanussi i Szczepański nie dysponując pełną wiedzą na temat oświęcimskiego zbiega, dokonali twórczej interpretacji wydarzeń. Posłużyli się fikcją w szlachetnym celu, by jak najpełniej wybrzmiało teologiczne i moralne przesłanie męczeństwa Kolbego. Pokazali bezsilność współczesnego człowieka wobec heroicznego aktu wiary. Myślę, że ich przesłanie nadal jest aktualne.
* * *
W cyklu „W analogu i cyfrze” wracam do filmów zrealizowanych przed nastaniem ery cyfrowej. Konfrontuję je z dzisiejszymi oczekiwaniami, sprawdzam, czy cienie utrwalone na światłoczułej taśmie mają nam jeszcze coś interesującego do powiedzenia. Ciąg dalszy nastąpi.