Rozrywkowej fabule o nazwie Magnezja nie towarzyszy pytanie „co będzie dalej”, ale jak tak słaby scenariusz zdobył dofinansowanie PISF?
Sam pomysł opowiedzenia o dawnych polskich Kresach, choć w filmie nie pada to słowo, tylko określenie polsko-sowieckiego pogranicza, w konwencji spaghetti westernu nie jest zły, to jednak rodzi się pytanie, dlaczego stylizacja wyparła fenomen legendarnej twórczości Sergiusza Piaseckiego, na który powołuje się reżyser i scenarzysta Maciej Bochniak. W konsekwencji powstała podróbka (aluzja do mało udanych amerykańskopodobnych polskich produkcji z lat 90.) włoskiej wersji westernu oraz twórczości Roberta Rodrigueza i Quentina Tarantino. Z jakim skutkiem? Miernym.
Przede wszystkim kuleje scenariusz. Historia gangu rodziny Lewenfiszów rozsypuje się jak tytułowa magnezja na luźno powiązane postaci, wątki i wydarzenia, co w przypadku kina rozrywkowego, które powinno być oparte na ciekawej story, jest niewybaczalne jak kradzież należących do mafii narkotyków.
À propos narkotyków i ich przemytu przez granicę. Jest to prawdopodobnie główny wątek Magnezji, piszę „prawdopodobnie”, bo konkurują z nim jeszcze wątek dwóch braci syjamskich pragnących zdobyć pieniądze na dokonanie operacji rozdzielenia oraz wątek familijnych zagadek Lewenfiszów. Te trzy wątki tak skutecznie do siebie strzelają, kopią się i podpalają, że nie wiadomo, o co chodzi w tym fabularnym bałaganie.
Magnezję można jedynie pochwalić za stylizowaną muzykę Wojciecha Kilara, ciekawą scenografię i charakteryzację aktorów, kilka pomysłowo zainscenizowanych zdjęć, reszta nie daje nadziei na zbawienie duszy.
Przyczyn porażki scenarzysty i reżysera Macieja Bochniaka i współscenarzysty Mateusza Kościukiewicza należy dopatrywać w mało subtelnym posługiwaniu się pastiszem i parodią, w skupieniu się na poszczególnych gagach i pomysłach scenicznych, na chłopięcym burzeniu kodów kulturowych i obyczajowych, a nie na konsekwentnym budowaniu ciekawej i zabawnej akcji. Z ekranu emanuje niezamierzona sztuczność i drętwota aktorskich kreacji (z wyjątkiem Dawida Ogrodnika), a nie fabularna krwistość. Gdyby reżyser nie opuścił przesyconego wolnością i przygodą literackiego terytorium Sergiusza Piaseckiego, osiągnąłby o wiele lepszy efekt. Wybrał gry intertekstualne kosztem prawdziwej kopalni złota, jaką jest życie i twórczość Piaseckiego.
Po wyjściu z kina zostają w głowie jedynie obyczajowe prowokacje w rodzaju Bartosza Bieleni przyklejonego od tyłu do Borysa Szyca grającego kobietę oraz utrata wiary we własny słuch z powodu ginących gdzieś w eterze dialogów. Może niektórzy nasi filmowcy powinni wrócić do kina niemego? Kto wie, czy nie przyniosłoby to nam wszystkim większego pożytku, niż ciągłe zmaganie się ze złym formatem dźwięku w rodzimych produkcjach.
Ocena: 2/6
Magnezja, Polska 2021, western (120 min), reżyseria: Maciej Bochniak, scenariusz: Maciej Bochniak i Mateusz Kościukiewicz, w rolach głównych: Dawid Ogrodnik, Mateusz Kościukiewicz, Maja Ostaszewska, premiera: 11 czerwca 2021.
Na zdjęciu: Aktorsko broni się jedynie Dawid Ogrodnik (z lewej). Fot. materiały prasowe
Drogi Czytelniku, jeśli smakują Ci moje teksty, możesz postawić mi symboliczną kawę. DZIĘKUJĘ. (Kliknij w grafikę).: