Horror „Lighthouse”: Przeszłość nie daje pocieszeń [Recenzja]

Piekło to inni, mawiał Sartre. Śladem tych słów kroczy młody amerykański reżyser Robert Eggers, dorzucając do tego aforyzmu jeszcze szaleństwo.

Lighthouse jest dopiero drugim pełnometrażowym filmem w dorobku tego uzdolnionego twórcy. Podobnie jak w Wiedźmie. Bajce z Nowej Anglii reżyser zastawia na widza sprytną pułapkę. Wprowadza go do dobrze zdefiniowanego historycznie i kulturowo świata  – w tym przypadku XIX – wiecznego, znanego z marynistycznej literatury – odbiorca odnajduje znane tropy w starodawnej scenerii, odnawia swoje wyobrażenia z lektur dzieciństwa o skalistych wybrzeżach, wilkach morskich i skarbach ukrytych na bezludnych wyspach, ale gdy tylko da się złapać na tę przynętę, poczuje, jak zamyka się nad jego głową ciężkie wieko.

Do wywołania takiego efektu reżyser stosuje dobrze pomyślane sztuczki: film stylizowany jest na czarno-białe produkcje z lat 30., kwadratowy format ekranu sugeruje klasyczność, jednocześnie zamyka widzów i bohaterów w klaustrofobicznej przestrzeni. Bohaterowie – szef latarni i jego nowy pomocnik – są znakomicie ucharakteryzowani. Szorstcy, twardzi i nieokrzesani, mówią, szczególnie latarnik, archaiczną angielszczyzną. Reżyser zdradza, że dialogi wzorował się na języku Ahaba z Moby Dicka Melville’a.

Pomocnik ciężko pracuje, strażnik latarni nim pomiata, wymyśla coraz to nowe zajęcia, mnoży też zakazy: musi uważać na syreny morskie, nie może wchodzić na szczyt latarni ani podnosić ręki na mewy, bo zaklęte są w nich dusze zmarłych marynarzy. Co wieczór mężczyźni tęgo piją, halucynacje zaczynają wypierać rzeczywistość.

Wydawać by się mogło, że ascetyczna pod względem wątków i braku kobiecych postaci historia, na domiar oparta  jedynie na jednym konflikcie, szybko się wypali. Nic podobnego. Po pierwszym akcie napięcie systematycznie rośnie, psychologiczny status mężczyzn rozmywa się, nie wiadomo, któremu należy sekundować i co kryje się pod efektownym gadulstwem latarnika. Gdy w maleńką wyspę uderza sztorm, stan emocjonalnego napięcia sięga zenitu.

Siła tego horroru oparta jest na tym, co dzieje się w umysłach ludzi skazanych na siebie, bytujących na małej przestrzeni, narażonych na działanie morskiego żywiołu. Główne zagrożenie wypływa z wnętrza ludzi.

 Podobnie jak w Wiedźmie o purytanach zagospodarowujących Nową Anglię, tak i w tym filmie Robert Eggers kreśli pesymistyczną wizję człowieka i jego historii. Dla niego przeszłość nie jest zbiorem klechd i pocieszających, przygodowych historyjek, nie dostarcza wzorów do naśladowania, ale okrutną bajką pełną mrocznych zagadek. Zagrany przez Willema Dafoe strażnik latarni tylko pozuje na wilka morskiego. Poza zgrywą i sadyzmem nie ma nic szczególnego do zaproponowania młodszemu pomocnikowi. Bohaterowie Lighthouse i poprzedniego filmu Roberta Eggersa mimo wszystko pragną światła, ale wpadają w mrok. Ramy historyczne są dla nich więzieniem.

Ocena: 4/6

Lighthouse (The Lighthouse), Kanada, USA (2019), dramat, horror (110 min), scen. Robert Eggers i Max Eggers, reż. Robert Eggers, w rolach głównych: Willem Dafoe i Robert Pattinson, dystr. United International Pictures, w kinach od 29 listopada 2019.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.